Arłukowicz – zakładnik Tuska i własnej kariery

Arłukowicz – zakładnik Tuska i własnej kariery

Dodano:   /  Zmieniono: 
Bartosz Arłukowicz bardzo szybko znalazł się na ostrym zakręcie swojej ministerialnej kariery. Świeżo upieczony minister może za to „dziękować” Donaldowi Tuskowi, Ewie Kopacz i koalicji PO-PSL.
Sam Arłukowicz w całym refundacyjnym zamieszaniu nie jest oczywiście bez winy. Problem „odziedziczył" bowiem po swojej poprzedniczce na stanowisku szefa resortu zdrowia – Ewie Kopacz, która tuż przed wprowadzeniem w życie nowych przepisów wycofała się na z góry upatrzone pozycje do gabinetu marszałka Sejmu. Arłukowicz miał bardzo mało (zbyt mało?) czasu, by skorygować błędy Kopacz. Nie powinien jednak udawać, że wszystko jest w porządku.

Czy jest coś, co minister mógł zrobić, by zmniejszyć skalę chaosu, wywołanego wokół nowej ustawy refundacyjnej i zmiany zasad dotyczących wypełniania recept? Oczywiście. Sam będąc lekarzem mógł łatwo przewidzieć, że skoro nawet NFZ nie jest w stanie ustalić, który pacjent jest ubezpieczony, a który nie – to tym bardziej nie jest w stanie zrobić tego lekarz. A skoro tak to umieszczanie w przepisach obowiązku wskazywania przez lekarza poziomu refundacji na recepcie – i grożenie karami finansowymi w przypadku pomyłki – musiało wywołać protesty. Minister zamiast iść na zderzenie czołowe ze środowiskiem lekarskim mógł po prostu wykreślić kontrowersyjny przepis – a następnie usiąść przy negocjacyjnym stole z lekarzami i zastanowić się, jak całą sprawę unormować w przyszłości. Dlaczego tak nie postąpił?

Cóż – Arłukowicz nie postąpił tak dlatego, że prawdopodobnie dostał polecenie, aby wprowadzać przepisy w takim kształcie, w jakim zostały one przygotowane. Premier Donald Tusk, od którego zależy dziś polityczne być albo nie być Arłukowicza (w PO swojej frakcji nie ma, na lewicy – po wolcie jaką wykonał – jest raczej spalony, a i Palikot nie jest już chyba zainteresowany współpracą z nim), wydał rozkaz: nowe prawo wprowadzać – i Arłukowicz je wprowadził. Wszak – jako platformerski neofita – musi pokazać, że jest wiernym żołnierzem PO. Młody i ambitny minister jest zakładnikiem swojej kariery – dlatego niezależnie od tego, jak bardzo nie zgadza się z tym, co mówi premier, powierzone mu zadanie będzie wykonywał. Bo żołnierz nie jest od myślenia koncepcyjnego – tylko od biegnięcia z bagnetem w stronę wroga.

Prawdziwe pretensje powinniśmy mieć dziś jednak nie do Bartosza Arłukowicza, ale do rządu i parlamentu – bo to nie minister uchwalił ustawę refundacyjną. Ktoś zagłosował „za", a potem ktoś ustawę przeanalizował i podpisał. I tym kimś z pewnością nie jest Bartosz Arłukowicz. Dlatego ci, którzy za obecny kształt ustawy i wprowadzenie jej w życie są odpowiedzialni, muszą ministrowi pozwolić dokonać w niej zmian. Nawet jeśli będą to bolesne zmiany.