Przyjaciele terrorystów

Przyjaciele terrorystów

Dodano:   /  Zmieniono: 
Rząd każdego niemal, nie tylko demokratycznego, państwa po atakach na WTC wydałby Osamę bin Ladena. Jeśli nie na żądanie Amerykanów, to na prośbę ONZ wyrażoną przez Radę Bezpieczeństwa.
Ale zgoda talibów oznaczałaby niemal natychmiastowy kres ich władzy nad Afganistanem. Po tym, jak zabronili muzułmanom przebywania nocą pod jednym dachem z wyznawcami innej wiary (czym przyczynili się do rozbicia dziesiątek tysięcy międzywyznaniowych małżeństw - wielu Afgańczyków to hinduiści), po tym, jak jednym edyktem pozbawili pracy miliony Afganek (według ich interpretacji Koran zabrania pracy kobietom), po tym, jak doprowadzili kraj do nędzy, jak wprowadzili wszechwładny terror islamskiej policji wyznaniowej - nie mogli postąpić inaczej. Wszystko to czynili nie tylko w imię obrony czystości wiary i sprzeciwiania się dyktatowi zachodnich mocarstw - ale też powołując się na konieczność zwalczania korupcji, przywracania porządku, twardych, ale i sprawiedliwych zasad: dla dobra kraju zdemolowanego dwudziestoletnią wojną.
Wielu Afgańczyków nie ufa już fundamentalistom. Wielu jednak nadal wierzy w mit "nieprzekupnych talibów", jeszcze inni wahają się. Wydanie bin Ladena oznaczałoby przyznanie się: tak, wspieraliśmy terrorystów. Zabijanie niewinnych ludzi, choćby "niewiernych", dawanie schronienia ściganym na całym świecie bandytom wcale nie wynika z litery Koranu. Ludzie dziś popierający talibów czy wahający się mogliby przejść na stronę opozycji, która już dziś kontroluje 10 proc. terytorium Afganistanu. To byłby koniec talibów.
"Nie" daje szanse na przetrwanie. Zwłaszcza "nie" wypowiedziane umiejętnie, sprytnie i  ze znajomością technik propagandowych. Stąd apele o zaniechanie planowanych ataków, pozorna gotowość do kompromisów, mnożenie warunków, wreszcie apel, by Osama sam wyjechał z Afganistanu. By jednak Zachód nie miał wątpliwości, talibowie precyzują: nie wiemy, czy Osama się zgodzi, a jeżeli już, to nie wiadomo kiedy. Czytelna gra na zwłokę.
Demokratyczny świat oczywiście nie uwierzy w kłamstwa i grę talibów. Ale część rządzonych przez nich Afgańczyków, część ich sojuszników za granicą nadal będzie im wierzyć, część - dalej wahać się. Być może pogodzą ich na dłużej z talibami amerykańskie bomby.
Talibowie gotują się na wojnę. Wojnę o przedłużenie ich władztwa, opóźnienie końca ich panowania nad Afganistanem. Wojnę z całym światem.
Bartłomiej Leśniewski