Miesiąc pamięci wybiórczej

Miesiąc pamięci wybiórczej

Dodano:   /  Zmieniono: 
Michał Kobosko 
Mówiąc wprost, kwiecień stał się jednym wielkim miesiącem pamięci narodowej. Co tam polski sierpień, co tam listopad. Kwiecień rządzi. Zaczynamy od siódmej rocznicy śmierci Jana Pawła II.
Data ważna, ale  jakby tylko trochę. Na nic zaklęcia i modlitwy. Polacy zapomnieli o  człowieku, który był, jak się zdawało, kimś dla nas bardzo istotnym. Kiedy zniknęły ostatnie akcenty żałobne, zaczęła się erozja pięknych ruchów i wzniosłych inicjatyw. Rozpłynęło się w niebycie tzw. pokolenie JP2. Czy to atak zbiorowej amnezji, czy też raczej koniec okresu udawanej jedności? Dziś Episkopat w mocno spóźnionym liście społecznym narzeka, że centralną pozycję w życiu gospodarczym zajął nie człowiek, lecz pieniądz i żądza zysku. Prawda to i owszem, ale cóż w tym nowego. Spotkała nas nieunikniona, dziecięca choroba kapitalizmu, który naszedł Polaków nagle, tuż po straconym półwieczu. Pytanie raczej, jak w tym nowym świecie odnajdzie się Kościół i czym chce trafić do pogubionych wiernych. Na razie ma własne problemy do rozwiązania.

Zamiast pokolenia JP2 mamy dziś pokolenie ACTA. Tyleż głośne i widoczne, co boleśnie doczesne, zwłaszcza w zestawieniu z pokoleniem JP2. Są nieco aroganccy i samolubni, oburzają się na to, co zostawiają im w schedzie „starzy" – ale nowymi pomysłami nie kipią. Młodzi, chyba jak żadna generacja wcześniej, myślą przede wszystkim o własnym „tu i teraz". Nie  chcą dyskutować na tematy odległe ani dalekie. Widać to także po ich kompletnym braku zainteresowania debatą emerytalną. Zupełnie jakby kwestie emerytur ich samych w ogóle nie obchodziły.

Pytanie, na ile obchodzi ich rocznica katastrofy 10 kwietnia. Dwa lata temu jedność narodowa nie przetrwała nawet tyle co po  śmierci Jana Pawła. Podziały powstałe wówczas trwają do dziś. Ba, one narastają. Demony posmoleńskie wzmacniają się, rozszerzają wpływy. Czują się świetnie w polityce, są nadaktywne w mediach – tych, które o  Smoleńsku mówią z niezwykłym uporem codziennie, i tych, które cynicznie wyczuły, że warto podczepić się pod koniunkturę. Demony opanowały Brukselę, gdzie prezes PiS, już bez żadnej żenady, opowiadał o rosyjskim zamachu. Wykorzystywany jest każdy najmniejszy szczegół, prawdziwy lub  wymyślony, by tworzyć kolejne piętrowe teorie spisku. Bzdury przekazywane chętnie z ust do ust wskazują, że tkwimy w paranoi. Jest w  tym przewina rządu – zbyt wiele było chaotycznych działań ( jak choćby zamieszanie z nagłym ujawnianiem rozmów telefonicznych Radka Sikorskiego) i braku skuteczności w relacjach z Rosjanami. Jednak od  tego wszystkiego do oskarżenia o zbrodnie powinny nas dzielić lata świetlne. A nie dzielą. To wielki wstyd narodowy.

Jeśli dziś trzeba się czegoś bać, to wcale nie „Solidarności" pikietującej pod Sejmem ani nie terrorystów dyszących chęcią zemsty za  Kiejkuty. Zacznijmy się serio obawiać o przebieg czerwcowych mistrzostw piłkarskich. Skoro nasze koszmary narodowe tak śmiało pląsają już po  europejskich salonach, jak będzie wyglądać mecz piłkarski Polska ? Rosja 12 czerwca? Samotna brzoza na środku boiska, sztuczna mgła na polu bramkowym? Agresja wobec gości ze Wschodu? Wszystkie chwyty dozwolone. Witajcie w Polsce Prezesa i Ojca Tadeusza. PS Zachęcam do lektury pierwszego, po kilkunastoletniej przerwie, felietonu Lecha Wałęsy na łamach „Wprost".