Czy w Polsce można powiedzieć, że homoseksualizm jest chory?

Czy w Polsce można powiedzieć, że homoseksualizm jest chory?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Gdzie kończy się wolność słowa w Polsce? (fot. PAP/Rafał Guz) 
- Homoseksualizm jest chory - za tę wypowiedź członek PAN prof. Aleksander Nalaskowski może trafić do więzienia.
Jak przypomina "Rzeczpospolita", w 2011 r. w Sejmie odbyła się dyskusja o ustawie o pieczy zastępczej. Wtedy we "Frondzie" na temat prowadzenia domów dziecka przez homoseksualistów wypowiedział się prof. Aleksander Nalaskowski, dziekan Wydziału Nauk Pedagogicznych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika, członek PAN.

"Rodzice homoseksualni nie są w stanie przekazać dziecku w procesie wychowania właściwego wymiaru życia seksualnego. Ten wymiar będzie zawsze wymiarem spaczonym, chorym. Tak jak homoseksualizm jest chory, choć Światowa Organizacja Zdrowia (WHO - red.) uznała, że nie jest" - oświadczył profesor.

Kara - do dwóch lat więzienia

Po tej wypowiedzi środowiska homoseksualistów wysłały protest do władz toruńskiej uczelni. Potem Przemysław Szczepłowski - prawnik i gej - do sądu w Warszawie złożył prywatny akt oskarżenia przeciw Nalaskowskiemu. Szczepłowski oskarżył profesora o zniesławienie, za co - zgodnie z art. 212 kodeksu karnego - grozi do dwóch lat więzienia. Szczepłowski twierdzi, że słowa Nalaskowskiego były "homofobiczne" i sprzeczne ze stanowiskiem WHO w sprawie homoseksualizmu.

"Prawdy nie ustala się w głosowaniu"

Prof. Nalaskowski broni się. – To była wypowiedź publicystyczna, nie obraziłem żadnego homoseksualisty, tylko zabrałem głos w ważnej dyskusji. A skończyło się nagonką - mówi w "Rzeczpospolitej". Podkreśla, że Światowa Organizacja Zdrowia nie jest wyrocznią, lecz organizacją polityczną, która przyjmuje ustalenia w głosowaniu. - A prawd naukowych nie ustala się w głosowaniu - puentuje dziekan, cytowany przez "Rz".

Casus Legutki

W podobnym procesie europoseł PiS i były minister edukacji Ryszard Legutko został przez sąd w Krakowie zmuszony do przeproszenia dwójki licealistów, którzy żądali usunięcia krzyży z XIV LO we Wrocławiu, a których Legutko nazwał w konsekwencji "rozpuszczonymi smarkaczami", a ich akcję - "typową szczeniacką zadymą".

Według krytyków, wyrok w sprawie europosła to ograniczanie wolności słowa, bowiem słowa byłego ministra były opinią, a ocenianie opinii nie należy do sądów. Zwolennicy wyroku twierdzą, że Legutko naruszył dobra osobiste licealistów. Sąd w wyroku oświadczył zaś, że Legutko "z racji wieku, doświadczenia i pozycji powinien zachować powściągliwość i rozwagę". Wyrok nie jest prawomocny, Legutko prawdopodobnie się odwoła.

zew, "Rzeczpospolita", PAP