Śledztwo „Patykiem” pisane - tajemnica śmierci Papały

Śledztwo „Patykiem” pisane - tajemnica śmierci Papały

Dodano:   /  Zmieniono: 
25 kwietnia 2012 roku policjanci zatrzymali Igora Ł. ps. "Patyk" (fot. PAP/Grzegorz Michałowski) 
Czy to przełom w śledztwie dotyczącym zabójstwa generała Marka Papały? Z analizy zespołu, który od 2008 roku robił audyt czynności policyjnych i prokuratorskich, wynika: mordercą ówczesnego szefa policji mógł być świadek koronny Igor Ł., pseudonim „Patyk” (człowiek „Pruszkowa”). I jeszcze jedno: grupy dochodzeniowe do dziś nie zrobiły nic, by sprawdzić jego faktyczny udział w sprawie. „Wprost” dotarł do policyjnej analizy, która jest druzgocąca dla specjalnej grupy dochodzeniowo-śledczej o kryptonimie „Generał”, wyjaśniającej okoliczności śmierci szefa policji - pisał Sylwester Latkowski w numerze 13 tygodnika "Wprost" z 2010 roku. Po dwóch latach okazało się, że autor artykułu we "Wprost" miał rację. Poniżej zamieszczamy pełną treść artykułu red. Latkowskiego.
– Potencjalny cyngiel został wytypowany przez analityków policyjnych już w 2002 roku. Nikt nie chciał podjąć wobec niego czynności operacyjnych i  procesowych – mówi „Wprost" osoba, która przedstawiła nam do wglądu dokumenty będące efektem wielomiesięcznej pracy analityków. „Wprost" dotarł do kilku osób, które zapoznały się z analizami. Aby utrudnić identyfikację naszych informatorów, wszystkie ich wypowiedzi cytujemy jako wypowiedzi jednej osoby.

Dokumenty, z którymi „Wprost" się zapoznał, to tak naprawdę dwie analizy. Jedna – licząca 169 stron –  dotyczy materiałów procesowych, druga, 59-stronicowa, dotyczy materiałów operacyjnych. Są one efektem dziewięciomiesięcznej pracy czteroosobowej grupy analityków, powołanej w styczniu 2008 roku decyzją nr 46 komendanta głównego policji. Ciekawe, że wcześniej, w 2002 roku, po  trzech latach nieprzynoszącego istotnych ustaleń śledztwa, podobny zespół już działał. Powołał go ówczesny komendant główny policji Antoni Kowalczyk. Zespół liczył trzy osoby i przeprowadzał taki sam audyt.

Błędy pierwsze

Już w nocy 25 czerwca 1998 roku, czyli bezpośrednio po zabójstwie generała na warszawskim Mokotowie, doszło do dziwnych zdarzeń.

Jest kilka minut po godzinie 22. W zamkniętym kręgu osób rozchodzi się wiadomość o  morderstwie. Ale droga jest nietypowa. Oficer dyżurny Komendy Stołecznej Policji przekazuje informację o zdarzeniu ówczesnemu komendantowi stołecznemu Michałowi Otrębskiemu. Ten jednak nie telefonuje do  komendanta głównego Jana Michny, by osobiście go powiadomić. Dzwoni do  innych osób, polityków. Również tych, którzy znajdują się poza rządem (nie ma więc podstaw, by ich informować). Michna dowiaduje się o  wszystkim od… oficera dyżurnego.

Podczas śledztwa, które trwało prawie 12 lat, opinia publiczna dowiadywała się tylko o rzekomych postępach, przełomach i sukcesach. Ostatecznie wszystko zakończyło się klęską, czyli odmową ekstradycji Edwarda Mazura (podejrzewanego o podżeganie do  zabójstwa generała Papały) przez amerykański sąd i skierowaniem w  listopadzie 2009 roku do sądu wątpliwej jakości aktu oskarżenia przeciwko Andrzejowi Z., pseudonim „Słowik", i Ryszardowi Boguckiemu. Sprawa przed sądem ruszyła w lutym br. Problem w tym, że żaden z  podsądnych nie jest ani zleceniodawcą, ani cynglem, który jednym strzałem w głowę pozbawił życia generała.

Szefowie policji i prokuratury oraz politycy wyjaśniali, że nie jest to jedyny taki przypadek. Tak bywa, że czasami sprawcy nie zostają wykryci. Powołują się na inne słynne morderstwa, w których sprawcówzabójstwa jednoznacznie nie  ustalono, tak jak w wypadku amerykańskiego prezydenta Johna Kennedy’ego i szwedzkiego premiera Olofa Palmego. Tymczasem w świetle ustaleń tygodnika „Wprost" śledztwo w sprawie morderstwa komendanta mogło się zakończyć inaczej. Co więcej, być może uda się jeszcze ustalić, jak naprawdę wyglądały kulisy zbrodni.

Błędy kardynalne

Nazwisko osoby, która jest prawdopodobnym sprawcą morderstwa, pojawia się w obu analizach. Chodzi o Igora Ł., ps. „Patyk", człowieka „Pruszkowa". „Patyk" jest świadkiem koronnym w innej sprawie (dotyczącej kradzieży samochodów). Po pięciu latach od zabójstwa Marka Papały zeznał, że w  nocy 25 czerwca 1998 roku kradł samochód w pobliżu miejsca zbrodni. Był jednocześnie kolejnym świadkiem, który potwierdził, że w okolicach ul. Rzymowskiego na warszawskim Mokotowie (czyli na miejscu zbrodni) przebywał tamtego feralnego wieczora Ryszard Bogucki (który dziś siedzi na ławie oskarżonych).


Analiza, do której dotarliśmy, wskazuje, że Igor Ł. był uważany przez policyjno-prokuratorską grupę do sprawy zabójstwa Papały za wiarygodnego świadka. Tymczasem jeśli porównać jego zeznania z  zeznaniami w innych sprawach, są one wątpliwe pod względem wiarygodności. W dodatku „Super Express" na przełomie listopada i  grudnia 2002 roku ujawnił kompromitujący Ł. fakt, że po uzyskaniu statusu świadka koronnego nadal kradł samochody. – Tylko dzięki grupie „Generał" „Patyk" mógł działać bezkarnie – wyjawia w mojej książce „Zabić Papałę” funkcjonariusz komendy stołecznej. – Choć pomówił kilku uczciwych policjantów, nie można było podważać jego wiarygodności jako świadka występującego w sprawie komendanta policji – dodaje.

Podobne zdanie o „Patyku" mają policyjni analitycy. W ich wnioskach czytamy: „Ze sposobu, w jaki Igor Ł. przekazuje informacje w trakcie przeprowadzonego eksperymentu procesowego, można wywnioskować, że dopasowuje swoje zeznania do aktualnej sytuacji, topografii terenu, czasu i już wcześniej złożonych zeznań (…). Odpowiada niepewnie, pytaniem na pytanie, głośno myśli, widać, iż momentami wpada w panikę, gdy stwierdza, że poprzednio złożone zeznania nie odzwierciedlają sytuacji, jaką zastał w tej chwili. Analizując zeznania Igora Ł., nasuwa się nam następujący wniosek: ?Patyk? w zeznaniach dotyczących zabójstwa generała Marka Papały nie  mówi całej prawdy i ukrywa istotne fakty co do rzeczywistego pobytu w  opisywanym miejscu".

Dlaczego kłamie „Patyk"

Dlaczego „Patyk" mógłby kłamać? Analitycy przyjęli dwie hipotezy. Pierwsza: „Igor Ł. był na miejscu zabójstwa generała Papały, lecz podany przez niego cel pobytu i, wszelkie okoliczności są jego wymysłem –  pewnym alibi (tarczą) – zabezpieczeniem". Druga: „Igor Ł. w ogóle nie  był w tym dniu na miejscu zdarzenia. Niczego nie widział, w niczym nie  uczestniczył. Jego zeznania są wynikiem kontaktu z innymi osobami, z  którymi spotkał się w areszcie śledczym, które znały Boguckiego i miały z nim konflikt".


Hipoteza numer 1

„Patyk" „przebywał na miejscu zdarzenia i opisywany przez niego przebieg zdarzenia jest opisem jego osobistych przeżyć, w których uczestniczył osobiście. Nie był sam. Był w grupie osób, z którymi podjął próbę dokonania kradzieży pojazdu właśnie w taki sposób, jaki opisuje ?ubierając? w to inne osoby – dwóch nieznanych mężczyzn".

Analitykom dziwne wydaje się zachowanie „Patyka" po czasie, gdy zastrzelono generała Marka Papałę. „Po dotarciu do miejsca pobytu, tzn. na ulicę Jadźwingów, Ł. kąpie się i zmienia ubranie, przebiera się w spodnie w  kant, koszulę, zmienia buty. Twierdzi, że w tym czasie nikogo w domu nie  było. Spotyka się potem z funkcjonariuszem policji Marcinem W. i  wypytuje go, co się wydarzyło na terenie dzielnicy. Wsiada sprzed swojego bloku do taksówki i zamawia kurs na ulicę Domaniewską. Udaje się do domu rodziców, mimo iż wie, że właśnie tam może zostać zatrzymany. Jedzie jednak nie najkrótszą drogą, tylko obiera kurs naokoło ulicą Rzymowskiego i obserwuje teren, gdzie wcześniej przebywał. Nie potrafi opisać kierowcy, który go woził, i nie zna jego personaliów, szczątkowo opisuje pojazd. W analizowanym materiale nie znaleziono informacji na  temat ustaleń kierowcy".

Śledczy podsumowują, że zarówno przed zabójstwem generała Marka Papały, jak i w chwili zabójstwa, w bezpośredniej bliskości parkingu mogła się znajdować grupa przestępcza, która miała z góry zaplanowany cel –  kradzież pojazdu każdą ze znanych i możliwych metod. „Patyk" był znany z  tego, że napadał na kierowców, nierzadko z bronią w ręku, porywał samochody z dziećmi, które wyrzucał po dłuższej jeździe na ulicę.

Zdumiewające jest, że grupa „Generał" nie zebrała informacji na temat działających na tym terenie grup przestępczych. Zrobili to dopiero policyjni analitycy. Tymczasem w okolicach miejsca zamieszkania Marka Papały w ciągu dwóch miesięcy poprzedzających zabójstwo zanotowano: „kilkadziesiąt kradzieży samochodów, brutalnych rozbojów, gdzie przedmiotem zaboru były pojazdy, w tym kilka przypadków z użyciem broni palnej, pobić". A „Patyk" zeznaje, że „interesowały go  samochody nowe lub prawie nowe, dobrze utrzymane”. „W 1998 roku pojazd, jakim dysponował generał Papała, był pojazdem nowszej generacji o  bogatym wyposażeniu. Obecnie stojąc przed szerokimi możliwościami wyboru samochodów, wydawać by się mogło, że pojazd, jakim dysponował generał Papała, był pojazdem mało atrakcyjnym. Jednak w 1998 roku w porównaniu z  polonezami, które kradł często, a może przede wszystkim, Ł. wraz ze  swoimi kolegami – daewoo espero był pojazdem lepszym i bardziej atrakcyjnym. Jak wynika z jego zachowania, Marek Papała obawiał się o  swój samochód. Jeżeli prywatnie wyjeżdżał na teren Warszawy, zabierał kogoś z rodziny, by pod jego nieobecność przypilnował samochód. Zresztą tak samo chciał postąpić, jadąc na dworzec po matkę” – czytamy w  analizie.

Hipoteza numer 2

 „W hipotezie drugiej sytuacja jest bardziej skomplikowana. W przypadku ustalenia, iż nie było go na miejscu w ogóle, można przypuszczać, że Ł. był przez kogoś inspirowany (podżegany) do składania fałszywych zeznań. Mogło to mieć na celu skierowanie podejrzeń na inne konkretne osoby –  lub wzmocnienia wersji Mazur – grupa z Gdańska – Bogucki" – czytamy dalej w analizie. Grupa badawcza przypuszcza, że „Patyk" „posiadł wiedzę na ten temat, przebywając w aresztach śledczych wraz z innymi osobami, które są także świadkami w tej sprawie".

„Rozważając udział Ł. w tej zbrodni, należy pamiętać, iż mógł mieć świadomość, że są jeszcze inne osoby, które przebywały wraz z nim w dniu 25.06.1998 roku na ul. Rzymowskiego 17 (albo wiedziały nawet fragmentarycznie o zdarzeniu z  jego udziałem, np.: dziewczyna, wspólnicy). Mógł zdawać sobie sprawę, że  osoby te zaczną zeznawać, co znacznie skomplikowałoby jego sytuację i  dlatego sam się zgłasza, tworząc sobie w ten sposób pewne alibi. Po  zapoznaniu się z dostępnymi materiałami, które dotyczą świadka Igora Ł. ps. ?Patyk?, dochodzimy do wniosku, iż postać ta znajduje się pod  swoistym ?parasolem ochronnym?" – kwitują analitycy.

– W aktach jest adnotacja, że nie wyraża się zgody na okazywanie „Patyka" świadkom ani podejmowania wobec niego innych czynności operacyjnych i procesowych –  dodaje nasz informator.

Tu dochodzimy do sedna sprawy. Analitycy zwracają uwagę na zasadnicze błędy, które grupa dochodzeniowo-śledcza popełniła w związku z  „Patykiem". Czytamy: „Niezrozumiały jest dla nas sposób, w jaki Igor Ł. był traktowany jako świadek w sprawie zabójstwa generała Papały. Igor Ł. nie został okazany żadnym świadkom, którzy przebywali na miejscu zdarzenia i widzieli w  różnych odstępach czasu NN osobnika – osobników. Większość świadków jest mieszkańcami tego bloku. Nie zweryfikowano zeznań Ł. przez porównanie ich do zeznań wszystkich świadków obecnych na miejscu zdarzenia, natomiast kontynuowano przesłuchania Ł. mimo wyraźnych symptomów, że  zeznaje nieprawdę (patrz eksperyment). Nie ustalono, z kim Ł. utrzymywał kontakty towarzyskie i przestępcze w okresie poprzedzającym zabójstwo generała i po zabójstwie, mimo że już było oczywiste, że nie działał sam. Nie okazano ustalonych kontaktów Ł. wymienionym świadkom. Nie  przesłuchano żadnych osób z otoczenia Ł., w tym i rodziny. Nie ustalono dziewczyny Ł., z którą zamieszkiwał przy ulicy Jadźwingów w Warszawie, i  nadal nie wiadomo, dlaczego nagle po 25.06.1998 roku wyjechała na  wakacje do Grecji. Nie dokonano sprawdzeń połączeń telefonicznych, jakie wykonywał Ł. i jego koledzy w dniu zabójstwa celem zweryfikowania, z kim się kontaktował i gdzie w tym czasie był. Czy był rzeczywiście w  godzinach 19.00-22.00 przy ul. Rzymowskiego.

Wyżej przedstawione okoliczności dotyczące zeznań świadka Igora Ł., ps. ?Patyk?, sprowadzają się naszym zdaniem do uznania go jako osoby, która może mieć bezpośredni związek z zabójstwem generała Marka Papały wraz z innymi do tej pory nieustalonymi osobami. Do chwili ustalenia, co rzeczywiście robił w dniu 25.06.1998 roku, powinien być rozpatrywany w kategoriach osoby podejrzewanej o udział w zabójstwie Marka Papały".

Nieprofesjonalne postępowanie wobec świadka Igora Ł. to niejedyna nieprawidłowość, którą stwierdzają analitycy po audycie śledztwa. Oto lista kolejnych błędów:

1. Na miejscu zbrodni bezpośrednio po zdarzeniu nie wykonano wielu ekspertyz kryminalistycznych. Podczas oględzin samochodu jako ślad nr 20 zabezpieczono kawałek białej przędzy. Nie  przeprowadzono badań, które wskazałyby jej pochodzenie. Konieczność takiej weryfikacji uzasadniona jest zeznaniami świadków, z których wynika, że sprawcą mógł być mężczyzna z zabandażowaną prawą ręką, a tym samym przypuszczeniem, że fragment włókna może pochodzić z opatrunku.

– Wśród niezidentyfikowanych śladów znajdują się te pozostawione przez sprawcę. Jeden ze świadków przekazał pudełko zapałek, które miał w ręku typowany na cyngla mężczyzna. Miał podejść do kobiety i poprosić o  ogień. Na bocznej powierzchni ścianki szufladki pudełka ujawniono odwzorowany fragment linii papilarnych. Czemu nie porównano ich z  podejrzewanymi osobami? – dodaje nasz informator.

2. Nie zabezpieczono i nie zbadano dokładnie „ciała obcego", znajdującego się pod naskórkiem na twarzy zamordowanego generała. Marek Papała miał na twarzy widoczne zadrapania. Odkryte pod naskórkiem szarawe ciało obce miało średnicę ok. 0,02 cm. „Skoro na twarzy denata ujawniono drobiny niepochodzące z wystrzału, to nasuwa się pytanie, czym one są i skąd pochodzą? W protokołach zeznań osób, które jako ostatnie widziały Marka Papałę żywego, brak jest informacji na temat widocznych obrażeń na lewej stronie jego twarzy. Należałby przyjąć, że powstały one w trakcie zdarzenia, w wyniku którego poniósł on śmierć" – czytamy w  dokumencie. Wytknięto śledczym, że nie przyjęli innego przebiegu zdarzenia nocy niż to, w którym sprawca (wynajęty kiler) oddał strzał z  przyłożenia w głowę i się oddalił. Wydarzenia tamtej nocy mogły toczyć się inaczej: po zaparkowaniu samochodu i otwarciu drzwi Marek Papała mógł zauważyć stojącą obok osobę i szarpać się z nią, zanim padł – na  przykład niekontrolowany – strzał.

– Nie tylko obrażenia twarzy komendanta każą inaczej spojrzeć na to, co się wydarzyło. Zwrócono uwagę na pięć śladów linii papilarnych pochodzących od Marka Papały znajdujących się na wewnętrznej stronie szyby lewych przednich drzwi daewoo espero. Są także wątpliwości co do miejsca oddania strzału –  tłumaczy informator „Wprost".

3. Nie było okazań przed Małgorzatą Papałą. Wdowa zeznaje, że w noc śmierci męża mijała wtuloną w siebie parę – mężczyznę i kobietę. Na  początku śledztwa policja zwróciła się z apelem w mediach do osób, które tamtego dnia około godziny 21.30 spacerowały w okolicy parkingu przy ul.Rzymowskiego 17, gdzie mieszkał generał. Na apel zareagowało kilkanaście osób, także par. Zostały przesłuchane i potwierdziły, że  spacerowały w tym czasie w okolicach parkingu. Analityków zastanowiło, dlaczego nie okazano tych osób Małgorzacie Papale. – Już na początku śledztwa istniała szansa na ustalenie i sprawdzenie, czy któraś z par osób odpowiadających na apel policji była tą, którą widziała Małgorzata Papała – mówi nasz rozmówca.

Grupa dochodzeniowo-śledcza już od 2000 roku typowała, że osobą, która ma związek z zabójstwem generała Papały, jest Ryszard Bogucki – można przeczytać w analizie policyjnej. „Następnie w 2001 roku we wszystkich mediach przedstawiano go jako zabójcę Marka Papały. Jego zdjęcia z odpowiednim komentarzem były pokazywane w telewizji i w gazetach. Uznając, że Małgorzata Papała jest osobą bardzo zainteresowaną wykryciem sprawcy zabójstwa, mało przekonujące wydaje się stwierdzenie (po trzykrotnym okazaniu Małgorzacie Papale podejrzanego o zabójstwo jej męża Ryszarda Boguckiego), że nigdy wcześniej o nim nie słyszała i go nie widziała. W  protokole z przesłuchania dnia 12.02.2002 roku Małgorzata Papała stwierdziła: "zdawałam sobie sprawę, że są to bardzo ważne osoby dla  prowadzonego śledztwa i za wszelką cenę starałam sobie utrwalić i  zapamiętać twarz tego mężczyzny?".

Okazanie Ryszarda Boguckiego Małgorzacie Papale nastąpiło w roku 2002 (prawie cztery lata po zabójstwie). – Powyższe stwierdzenie zmusza do  zadania sobie pytania: jeżeli tak wiernie go zapamiętała, to dlaczego nie zgłosiła się wcześniej z tą informacją? – pyta po lekturze analizy informator „Wprost".

Analitycy nie sugerują, że wdowa po generale składała fałszywe zeznania, ale zastanawiają się nad tym, czy nie wmówiono jej udziału Boguckiego w sprawie przez obszerne informacje o  nim w prasie.

4. Nie ustalono faktycznego miejsca pobytu Ryszarda Boguckiego w dniu zabójstwa. Analitycy zwracają uwagę, że śledczy nie chcą zauważyć faktów świadczących na jego korzyść. Np. zeznań osoby, która została porwana w  drugiej połowie czerwca 1998 roku przez Boguckiego, a przede wszystkim billingów jego telefonicznych rozmów. Ryszard Bogucki w chwili, gdy rzekomo czatował na generała Marka Papałę, prowadził ożywione rozmowy telefoniczne. Dzwonił do ludzi z Łodzi i ze Śląska. Wszystkie kontakty są ustalone. Nie mają związku ze sprawą zabójstwa. Zwrócono uwagę, że  nie zażądano od operatorów telekomunikacyjnych informacji o połączeniach przychodzących do Boguckiego oraz raportów z tzw. BTS-ów, które pokazałyby, gdzie w tym czasie logowały się jego karty SIM.

5. Zaufano Arturowi Zirajewskiemu, ps. „Iwan". – Śledczy postanowili wytypować spośród znanych grup przestępczych osoby, które byłyby w  stanie wykonać zlecenie zabójstwa generała Papały – wyjawia w książce „Zabić Papałę" Paweł Biedziak. Zainteresowano się między innymi tzw. klubem płatnych zabójców z Gdańska. W trakcie trwania śledztwa częstym gościem na Wybrzeżu i w tamtejszych aresztach stała się szefowa policyjnej grupy „Generał", inspektor Małgorzata W. Wnikała w tamtejszy świat przestępczy. – Miała nietypowe metody pracy – wyjawia funkcjonariusz CBŚ w Gdańsku. Nasz informator nie wyjaśnia jednak, na  czym one polegały. Wyjaśniają za to inni rozmówcy. – W. spoufalała się ze świadkami. Większość przesłuchań prowadziła sama, bez towarzyszącego jej policjanta, co jest złamaniem ogólnie przyjętej reguły w śledztwach takiej wagi – mówi rozmówca „Wprost”. Do dziś nie wiemy, ile było spotkań ekipy śledczej „Generał” z „Iwanem” (który niedawno zmarł w  gdańskim areszcie). Czy wszystkie z nich zostały udokumentowane, a jeśli tak, to czy w taki sposób, by wykluczyć zarzut „ustawiania przesłuchań”.

Amerykański sędzia, oddalając polski wniosek ekstradycyjny, nazwał Zirajewskiego „łotrem i notorycznym kłamcą". Dlaczego polscy śledczy tego nie zauważyli?

– W materiałach operacyjnych jest kserokopia pamiętnika Zirajewskiego, który prowadził w areszcie śledczym. Napisał w  nim: „Przez okres sześciu miesięcy jeździłem do prokuratury, chętnie opowiadając o różnych bzdurach, aby tylko móc wykonać do Magdy telefon albo czasami za pozwoleniem prokuratora spotkać się z nią. Te rzeczy, o  których opowiadałem, nie miały większego znaczenia, ale oni byli tym zafascynowani, że udostępniali mi kontakt z Madzią. Doszło nawet do  tego, że podczas aresztu miałem dwa widzenia intymne, na których mogliśmy się cieszyć sobą sam na sam" – relacjonuje, czytając z kartki akt nasz rozmówca.Jeden z członków grupy „Generał", podinsp. Waldemar N., od 29 stycznia 2002 roku do 17 lipca 2008 roku przeprowadził sześć analiz zeznań Zirajewskiego. W pierwszej stwierdził, że jego zachowanie jest typowe dla osób, które konfabulują, a następnie nie pamiętają dokładnie, co powiedziały, i przedstawiają to samo zdarzenie w nieco inny sposób. W ostatniej analizie (z dnia 17.07.2008) padają jeszcze mocniejsze słowa: „Artur Zirajewski jako świadek jest coraz mniej wiarygodny. Należy zastanowić się, kto inspiruje Zirajewskiego do  składania takich, a nie innych zeznań".

6. Zgubiono ważną notatkę. Przez sześć lat nieznana prokuraturze była policyjna notatka z lipca 1998 r. (sporządzona po anonimowym telefonie wykonanym na komisariat policji), która wskazywała na gangstera Rafała K. (żołnierza Jeremiasza Barańskiego) jako na zabójcę Marka Papały. Jak donosiły niedawno media, śledztwo w sprawie zaginięcia notatki prowadzi łódzka prokuratura. Prokurator Jerzy Mierzewski obruszony mówił dla PAP, że na istnienie notatki naprowadzili prokuraturę śledczy z Austrii badający sprawę „Baraniny". Notatka była pierwszym tropem wobec Rafała K. Okazało się, że notatka jest w policyjnym Centralnym Biurze Śledczym. – Gdybyśmy wcześniej ją znali, prowadzilibyśmy od 1998 r. śledztwo w  wątku Rafała K. czy „Baraniny", a tak dostaliśmy sześć lat w plecy –  stwierdził. Z policyjnej analizy wynika, że prokurator Mierzewski powinien mieć pretensję nie do CBŚ, ale do grupy „Generał" , do której notatka trafiła zaraz po jej sporządzeniu.

„Należy zaznaczyć, że utracono możliwość wyjaśnienia informacji zawartych w notatce z dnia 15.07.1998 r. Główne postacie opisanej grupy przestępczej straciły życie, tj.: Rafał K. został zastrzelony niedługo po sporządzonej informacji, tj. 30.09.1998 r. w okolicach Piaseczna; Tadeusz Maziuk, ps. ?Sasza?, popełnił w 2001 r. samobójstwo w celi aresztu śledczego; Jeremiasz Barański, ps. ?Baranina?, popełnił w 2002 r. samobójstwo w celi aresztu śledczego" – czytamy.

Kto za to odpowiada W drugim tomie analiz (tym dotyczącym czynności operacyjnych) już na  pierwszej stronie pada zarzut, który powinien skutkować postępowaniem dyscyplinarnym wobec Małgorzaty W., szefowej grupy „Generał". „Materiały operacyjne nie są skatalogowane i opisane w postaci sporządzonych wykazów dokumentów czy też spisu dokumentów zebranych w materiałach operacyjnych. Taki stan rzeczy uniemożliwił precyzyjne odnoszenie się do  opisywanych dokumentów" – czytamy.

Nasz rozmówca wyjaśnia: – Brak wpisu do ewidencji dokumentu oznacza, że może być w  każdej chwili zniszczony, zmieniona może być jego treść i nie ma wiedzy, komu został udostępniony. Obie analizy są porażające i kompromitujące organy ścigania.

Marek Biernacki, szef sejmowej Komisji Administracji i  Spraw Wewnętrznych oraz komisji śledczej ws. Olewnika, nasze informacje komentuje krótko: – Jeśli to wszystko prawda, to skandal. Sprawa Papały jest najważniejszą dla policji i wymiaru sprawiedliwości. Nie powinno nigdy dochodzić do takich błędów – ocenia. O analizie, do której dotarł „Wprost", Biernacki poinformował w piątek ministra sprawiedliwości. Krzysztof Kwiatkowski zapowiedział natychmiastowe działania mające na  celu wyjaśnienie sprawy.

Wkrótce minie 12 lat od czerwcowej nocy, kiedy zabito byłego komendanta głównego policji, generała Marka Papałę. Kto wreszcie rozliczy śledztwo w sprawie jego zabójstwa i dokona bilansu? Czy w wymiarze sprawiedliwości znajdzie się ktoś odważny, by podjąć zdecydowane działania w sprawie śledztwa, które tylko od czasu do czasu odżywa w mediach?

Czytaj też:

Zabójstwo Papały - tajemnice śledztwa