Surowsze kary ? to się wszystkim opłaci

Surowsze kary ? to się wszystkim opłaci

Dodano:   /  Zmieniono: 
Michał Kobosko, redaktor naczelny „Bloomberg Businessweek Polska” Archiwum 
Można się zżymać na coraz surowsze kary, ale koszty wypadków są ogromne. Skutki śmierci uczestników ruchu drogowego lub ich leczenia oraz pozostawania poza rynkiem pracy szacuje się nawet na 2,5 proc. PKB pisze Michał Kobosko, redaktor naczelny „Bloomberg Businessweek Polska”.
W zgiełku noworocznego zamieszania z lekami, lekarzami i receptami można było nie zauważyć całkiem istotnej informacji ? w marcu (dokładna data nie jest jeszcze znana) zmieni się nam taryfikator kar za wykroczenia drogowe. Kierunek jest tylko jeden: wzrost kar, bardziej surowo, więcej punktów. I tak przykładowo za rozmowę przez komórkę bez zestawu głośnomówiącego policjant będzie nam mógł wymierzyć 5 punktów (dotychczas 0). Także 5 punktów dostaniemy (to temat, który dzięki niespodziewanemu nadejściu zimy zyskał na czasie) za ciągnięcie za samochodem sanek. Wyżej wyceniono też tak częste na polskich drogach wożenie dzieci bez fotelików i jazdę bez pasów.

Odbieram tę decyzję MSW jako bardzo słuszną z ekonomicznego punktu widzenia. Nie dlatego, że policja i resort ? nie wspominając o naszym wspólnym budżecie państwa ? są tak biedne, że przyda im się każda złotówka pobrana z mandatów. Zaostrzenie przepisów drogowych jest właściwe, ponieważ nie stać nas na godzenie się z tak wielką liczbą wypadków samochodowych i ich ofiar. Liczby są nadal porażające. W czasie niedawnego sylwestrowego weekendu na drogach zginęło 31 osób, a 305 zostało rannych łącznie w 250 wypadkach. Rok wcześniej wypadków było 106, zginęło w nich13 osób, a 128 zostało rannych. W porównaniu z poprzednim rokiem policja zatrzymała o prawie jedną trzecią więcej pijanych kierowców.

Co się z nami dzieje? Mamy (teoretycznie) coraz lepsze, bezpieczniejsze samochody i na pewno coraz lepsze drogi. Ale nic się nie zmienia na lepsze. Statystyki i codzienne serwisy informacyjne pokazują, że nawet na świeżo zbudowanych autostradach zachowujemy się nie lepiej niż na gorszych drogach. Nie ma dnia, by któryś w odcinków A1, A2 czy A4 nie był zablokowany z powodu wypadku. Bo ktoś za szybko jechał i nie opanował auta. Bo ktoś zasnął za kółkiem ? ze zmęczenia lub po paru głębszych. Bo ktoś nie ustąpił pierwszeństwa. Kiedy budowano nowoczesne stadiony piłkarskie, pojawiły się nadzieje, że to pomoże ucywilizować polską piłkę i ograniczy skalę działania kibolstwa. To się pewnie zdarzy, ale nie od razu. Podobnie jest z drogami: to, że przybywa autostrad i ekspresówek, nie wpłynie skokowo na poprawę bezpieczeństwa.

Można się zżymać na coraz surowsze kary, ale koszty wypadków są ogromne. Skutki śmierci uczestników ruchu drogowego lub ich wielomiesięcznego, jeśli nie dożywotniego, leczenia i pozostawania poza rynkiem pracy są szacowane na 1,5?2,5 proc. PKB. Nic dziwnego, że kraje bogatsze, które wiedzą, na czym trzeba oszczędzać, doprowadziły walkę z przestępcami drogowymi do perfekcji. Jednym z narzędzi jest drastyczne podniesienie kar za wykroczenia ? do poziomu, na jakim kierowcom przestaje się kalkulować rozrabianie na drodze. Nas też to czeka ? tak długo, jak długo będziemy bić rekordy w statystykach ciężkich wypadków. Nie protestuję więc, gdy MSW zapowiada (nie ostatnią) zmianę taryfikatora, a resort transportu ogłasza plany zakupu kilkuset najnowszych fotoradarów i wspólnie z GDDKiA przygotowuje na ten rok zmasowaną kampanię informacyjno-ostrzegawczą. Pozostaje zatem tylko jeden, chyba najtrudniejszy warunek do spełnienia: nieuchronność kary i ściągalność mandatów. Bez tego ostatniego wszystkie słuszne plany walki z drogowymi bandytami pozostaną na papierze.