Nasze święta: Jan Nowicki

Nasze święta: Jan Nowicki

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jan Nowicki (fot. Teodor Klepczyński/Newspix.pl) Źródło:Newspix.pl
- Najmocniej w pamięci mam zapisaną Wigilię w stanie wojennym. Puste drogi, mróz i śnieg. Jechałem do swojego rodzinnego Kowala z Krakowa. Spóźniłem się na kolację, ale to, że w ogóle udało mi się dojechać, i tak było wielkim wyczynem - wspomina w rozmowie z "Wprost" Jan Nowicki.
W tamtą zimę przejechanie przez kraj 360 km to była golgota. Byliśmy w niewoli, było zimno, było strasznie. Jechałem na pożyczonej benzynie, bo przecież wtedy kartek na nią brakowało każdemu. W Warszawie nie chcieli mi dać pozwolenia na przejazd. Byłem już wtedy dość znanym aktorem, ale to nie zawsze pomagało. Czasami wręcz przeciwnie, bo ponury zomowiec na rogatkach miasta chciał mi pokazać, że jeśli myślę, że jestem kimś, to on szybko wyprowadzi mnie z błędu. Po drodze stał tylko jeden samotny kolejarz. Oczywiście, że go podwiozłem. Też był spóźniony na kolację wigilijną. Jak to mężczyźni, w Wigilię lekko podchmielony, z jedną rybą w reklamówce. Teraz nikt w nocy nie zatrzyma samochodu na drodze, bo się boi. Wtedy był jednak taki czas, żeśmy się wszyscy zatrzymywali. Mało kto miał samochód, a nawet jeśli miał, to nie miał benzyny. Trzeba było po prostu komuś pomóc.

Moja mama była już wtedy bardzo ciężko chora. Właściwie umierająca. Na kolację dojechałem spóźniony. Nigdy nie zapomnę momentu, w którym moja siostra otworzyła drzwi domu. Na zewnątrz był taki mróz, że z domu buchnęła ogromna para ciepła. Zięć mojej siostry zniósł mamę na kolację. Potrawy? Zawsze są przecież takie same. Żadna bieda nie jest w stanie odebrać Polakom karpia ani makaronu z makiem. Całe wieki jemy to samo. To jest piękne, bo przynajmniej pod tym względem czas nie upływa. Całe życie potrawy są takie same, tylko że coraz gorsze – ale to już przecież nie jest nasza wina. Miałem świadomość, że ktoś bliski mi umiera. I że kraj też umiera. Ale ta kolacja stanu wojennego to była najbardziej niesamowita wigilia w moim życiu. Już tak chyba jest, że piękno i wzruszenie w połączeniu z dramatem dają taki szczególny koktajl.

Często słyszałem o podobnych odczuciach, kiedy ludzie wspominali święta w obozie czy więzieniu. Wtedy bliskość rodziny jest jeszcze bliższa, ojczyzna staje się na powrót ojczyzną, a Pan Bóg – Panem Bogiem.

Cały materiał można przeczytać w najnowszym numerze tygodnika "Wprost", który jest już dostępny w formie e-wydania.

Najnowsze wydanie tygodnika dostępne jest dostępne również na Facebooku.