Bo boksował poza ringiem

Bo boksował poza ringiem

Dodano:   /  Zmieniono: 
Przed Sądem Rejonowym w Sopocie odbyła się druga rozprawa w procesie Andrzeja Gołoty, oskarżonego o pobicie w ubiegłym roku mężczyzny. Bokserowi grozi od trzech miesięcy do pięciu lat więzienia.
Gołota pojawił się w sądzie punktualnie. "Traktuję to bardzo poważnie, jestem. Chodzi o to, żeby pokazać prawdę. Nie uderzyłem tego człowieka" - powiedział bokser dziennikarzom przez wejściem na salę.

Wśród przesłuchiwanych świadków był 30-letni Robert S., który towarzyszył poszkodowanemu Jarosławowi T. oraz jego znajomemu w  taksówce w drodze do hotelu po całonocnej imprezie w sopockich lokalach.

"Ja po wyjściu z taksówki od razu udałem się do pokoju, a oni jeszcze płacili rachunek. Po kilku minutach doszły mnie krzyki, że  Jarosław został pobity przez Gołotę. Zbiegłem na dół, a on leżał na podłodze przed recepcją. Był w fatalnym stanie, miał poobijaną twarz, krew leciała mu z nosa. Co chwila tracił przytomność. Nie  poznawał mnie i mówił +weźcie pana Gołotę ode mnie+ - relacjonował Robert S.

Zeznał także, że po chwili do hotelu wszedł Gołota. "Zachowywał się spokojnie, jakby nic się nie stało. Zapytał, co  się stało, i próbował podejść do pobitego, ale ktoś go  powstrzymał" - powiedział świadek. Dodał, że Jarosław T. przed wejściem do taksówki "zataczał się i był średnio pijany".

Według ustaleń prokuratury, 18 października 2002 r. ok. godz. szóstej rano Gołota kilkakrotnie uderzył znajdującego się w taksówce Jarosława T. pięściami w głowę, a także go kopnął. 41-letni producent reklam z Warszawy m.in. ze wstrząśnieniem pnia mózgu trafił do szpitala.

W marcu tego roku na rozprawie rozpoczynającej proces Gołota nie  przyznał się do pobicia i spowodowania dotkliwych obrażeń u  Jarosława T. Przedstawiając swoją wersję wydarzeń powiedział, że  kiedy przyjechał pod hotel ze swym kierowcą, na podjeździe stała taksówka, która uniemożliwiała wjazd i zaparkowanie jego auta. Dodał, że po kilku minutach oczekiwania wyszedł z samochodu i  zapytał taksówkarza, czemu nie odjeżdża. "Taksówkarz pokazywał, że  w samochodzie coś się dzieje. Podszedłem i zobaczyłem pasażera. Leżał, a głowę miał na siedzeniu kierowcy. Kiedy się schyliłem, zostałem kopnięty w twarz. To był celny cios. Po kopnięciu miałem od wewnątrz rozciętą wargę i dziąsło" - opowiadał Gołota.

Przyznał, że pod wpływem odruchu "wpadł" do taksówki i chciał się zrewanżować Jarosławowi T., ale nie miał możliwości, by to  zrobić, bo w taksówce było za mało miejsca. "Trafiłem go może raz w nogę (...) Zniszczyłem taksometr i coś jeszcze" - mówił w marcu przed sądem Gołota.

rp, pap