Kopacz na krawędzi. Wojna o przywództwo w partii

Kopacz na krawędzi. Wojna o przywództwo w partii

Dodano:   /  Zmieniono: 
Ewa Kopacz (KRZYSZTOF BURSKI/NEWSPIX) 
W PO toczy się wojna o przywództwo w partii. Bronią są taśmy z afery podsłuchowej. To niejedyny kłopot Ewy Kopacz. Im bliżej wyborów, tym bardziej iskrzy między PO a PSL. Ludowcy nie kryją, że spór z Platformą ma im pomóc.
W Platformie trwa próba sił między Ewą Kopacz a Grzegorzem Schetyną. – Schetyna chce przymusić premier, żeby nie wystawiała w wyborach polityków nagranych na taśmach. A że na nich są w większości politycy „spółdzielni” [frakcji, która sprzyja Ewie Kopacz – red.], to osłabi pozycję Kopacz po wyborach. Wtedy Schetyna planuje przejąć szefostwo w PO – mówi nasz informator.

Premier już teraz stara się kontratakować. Według naszych informacji w Platformie pojawił się pomysł, by szefowie regionów zostali jedynkami na liście z automatu. Wtedy obecność na pierwszym miejscu takich polityków nagranych na taśmach jak Włodzimierz Karpiński, Stanisław Gawłowski czy Andrzej Biernat byłaby naturalna. To rozwiązanie, zdaniem części naszych rozmówców z PO, jest mało prawdopodobne. – Procedury wyborcze wewnątrz partii są już ustalone. Nie zmienia się ich w trakcie gry. Choć teoretycznie na wniosek przewodniczącego partii wszystko jest możliwe – mówi „Wprost” szef regionu zachodniopomorskiego Stanisław Gawłowski.

Premier Ewa Kopacz jeszcze nie podjęła decyzji, czy wpisać polityków nagranych na taśmach na wyborcze listy. Miała w tej sprawie radzić się nawet dziennikarzy.

Procedura zgłaszania kandydatów na listy przewiduje, że najpierw zgłaszają ich strukturom powiatowym koła, następnie rada powiatu przyjmuje popierającą ich uchwałę. Trafia ona potem do zarządu regionu, który układa listy i przekazuje do akceptacji radzie regionu. O ostatecznym kształcie list decyduje zarząd krajowy, a zatwierdza je rada krajowa. Tak więc to na przewodniczącym partii ciąży odpowiedzialność za decyzję o wpisaniu na listy „bohaterów” afery taśmowej. Najlepiej oddają to słowa szefa klubu PO Rafała Grupińskiego pytanego o polityczną przyszłość byłego ministra sportu, który nie tylko został nagrany na taśmach, a w dodatku CBA wszczęło dochodzenie w sprawie nieprawidłowości w jego oświadczeniach majątkowych. – Ja na miejscu Andrzeja Biernata oddałbym się do dyspozycji pani premier – mówi „Wprost”.

Andrzej Halicki pytany przez nas, czy politycy nagrani na taśmach powinni znaleźć się na wyborczych listach Platformy: – Muszą sami odpowiedzieć sobie na pytanie, czy w obecnej sytuacji pomagają drużynie. Czy dzięki nim wynik wyborczy będzie lepszy – mówi z uśmiechem Halicki, który od wielu lat jest uważany za sojusznika Grzegorza Schetyny w partii. – Schetynowcy będą teraz wywierać medialną presję na Kopacz ,by pozbyła się sprzyjających jej polityków, którzy zostali nagrani na taśmach z list. Grzegorz ma prosty plan. Albo osłabi teraz Kopacz, wymuszając na niej wyeliminowanie „spółdzielni” z wyborów, albo po przegranych wyborach powie: „Ewa, za wynik ponosisz odpowiedzialność Ty i zamieszani w „aferę taśmową” politycy, których dałaś na jedynki. Musisz odejść – kwituje jeden z naszych rozmówców. I dodaje: – Schetyna dokona zamachu na Ewę zaraz po wyborach na kongresie partii. Już teraz pokazuje swoją siłę. Namówił działaczy we Wrocławiu, żeby zgłosili go na jedynkę w tym mieście. Wszystko po to, by toczyć wojnę z Protasiewiczem i w konsekwencji z Ewą.

Kto dziś wojnę o liderowanie w Platformie wygrywa w regionach? – Kopacz ma znaczną przewagę wśród baronów. Chce utrzymać szefowanie w partii, nawet jeśli PO straci władzę. A pomóc jej w tym mogą tylko regionalni liderzy. Dlatego z takim zaangażowaniem broni „spółdzielni” – podsumowuje walkę na górze Platformy Paweł Piskorski, były polityk tej partii, obecnie przewodniczący Stronnictwa Demokratycznego.

ZBUNTOWANI LUDOWCY

To niejedyny kłopot Ewy Kopacz. W kampanii wyborczej nie ma koalicji, każdy gra na siebie – mówi „Wprost” Piotr Zgorzelski, poseł PSL, po tym jak Najwyższa Izba Kontroli ostro skrytykowała politykę prorodzinną rządu.

Na uwagę, że NIK nieraz prezentował krytyczne raporty dotyczące działań różnych resortów, Zgorzelski odpowiada, że w takich sprawach nie ma przypadków. – Nie wykluczam, że to jest uderzenie z Alej Ujazdowskich we Władka Kosiniaka-Kamysza, bo kampania wyborcza rządzi się swoimi prawami – zaznacza poseł Stronnictwa.

Polityka prorodzinna jest oczkiem w głowie ministra pracy z PSL. A z kolei on sam jest uważany w Stronnictwie za jednego z najzdolniejszych polityków młodego pokolenia. Skrytykować jego dzieło to tak, jakby skrytykować całą partię. Dlatego irytacja Zgorzelskiego na szefa NIK Krzysztofa Kwiatkowskiego, do niedawna polityka PO, jest zrozumiała. Ale to, że w Stronnictwie są ludzie uznający, iż raport NIK mógł być celowym atakiem na koalicjanta, pokazuje, że między PO a PSL w ostatnich tygodniach zapanowała ogromna nieufność.

Kwestii, które dziś dzielą koalicję, jest więcej. Ludowcy już zapowiedzieli, że...

Więcej na ten temat przeczytasz w najnowszym wydaniu tygodnika WPROST, które jest dostępne w formie e-wydania na www.e.wprost.pl i w kioskach oraz salonach prasowych na terenie całego kraju.

"Wprost" jest dostępny również w wersji do słuchania.
Oraz na  AppleStoreGooglePlay.