Polsat zrodzony z FOZZ-u (aktl.)

Polsat zrodzony z FOZZ-u (aktl.)

Dodano:   /  Zmieniono: 
Właściciel Polsatu Zygmunt Solorz przyznał, że w 1989 r. wziął 100 mln ówczesnych zł kredytu z Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego na swą firmę Sol-Pol.
48-letni Solorz, który zeznawał we wtorek jako świadek w procesie w sprawie FOZZ, powiedział, że ówczesną działalność gospodarczą w przedsiębiorstwie zagranicznym Sol-Pol finansował "ze środków własnych". Tylko raz w maju 1989 r. wziął kredyt, właśnie z FOZZ pod depozyt 70 tys. dolarów, bo załatwianie kredytu w banku trwałoby zbyt długo, a on potrzebował złotówek na interesy. Swoich 70 tys. dolarów nie chciał wymieniać na złotówki, bo "traciło się na kursie wymiany". Kredyt spłaciłem, depozyt dostałem z powrotem - oświadczył.

Solorz nie pamiętał, z kim załatwiał kredyt w FOZZ. "Nie miałem kontaktów z Grzegorzem Żemkiem i Janiną Chim (oskarżone kierownictwo FOZZ); nie znałem ich" - zapewnił.

Wówczas sąd odczytał zeznania Solorza, złożone w śledztwie w 1992 r. w Urzędzie Ochrony Państwa. Świadek mówił w nich, że w 1986 r. bezskutecznie starał się o 150 tys. dolarów kredytu dla firmy "Solorz" od Żemka, który był wtedy szefem oddziału Banku Handlowego w Luksemburgu.

"Teraz sobie przypomniałem; moje zeznania przed sądem wynikały z braku pamięci" - oświadczył Solorz, potwierdzając swe zeznania z 1992 r. "Nie wiem, czemu wtedy nie dostałem tego kredytu; to było moje jedyne osobiste spotkanie z Żemkiem" - dodał. Tłumaczył, że gdyby dostał wtedy ten kredyt, pewnie pamiętałby wszystko lepiej.

Sędzia Andrzej Kryże pytał świadka, czy umowa z 1989 r. z FOZZ była umową o kredyt czy też o pożyczkę. "Czy świadek rozróżnia takie umowy?" - dopytywał Kryże. "Nie bardzo" - padła odpowiedź Solorza, który dodał, że "umowa o pożyczkę jest wtedy, kiedy ja komuś pożyczam pieniądze, a o kredyt - gdy występuje o to do  banku".

Prokuratorki dociekały, czy depozyt 70 tys. dolarów Solorz wpłacił do FOZZ w ratach, czy cały. "Cały" - odpowiedział szef Polsatu. Wtedy okazano mu dowód przekazu 52 tys. dolarów do banku w Niemczech. "Czego dotyczy ten przelew" - spytał sędzia. Po  dłuższej chwili sędzia podyktował do protokołu rozprawy: "Mimo upływu czasu, świadek nie odpowiada".

Żemek zapytał Solorza (przepraszając za to pytanie, które zadaje, jak powiedział, każdemu świadkowi), czy był kiedykolwiek współpracownikiem służb specjalnych. "Na czym to miałoby polegać?" - replikował świadek. "Każdy dorosły człowiek w Polsce wie, na  czym to polega" - wtrącił sędzia Kryże, przypominając, że na prośbę świadka może wyłączyć jawność rozprawy. "Nigdy nie  współpracowałem ze służbami specjalnymi" - odparł wówczas Solorz.

Sprawa FOZZ to największa nierozliczona afera, na której w latach 1989-90 polskie państwo miało stracić 354 mln zł. Oskarżeni to, oprócz Żemka, wicedyrektor FOZZ Janina Chim, b. prezes Universalu Dariusz Przywieczerski oraz trójka biznesmenów. Grozi im do 10 lat więzienia. Nie przyznają się do winy. Odpowiadają z wolnej stopy. 1 czerwca w procesie ma zeznawać ostatni świadek. Według nieoficjalnych informacji, wyrok może zapaść po wakacjach.

Wobec problemów, jakie Sąd Okręgowy w Warszawie miał ze stawiennictwem Solorza, jednego z najbogatszych Polaków, został on doprowadzony do sądu przez dwoje funkcjonariuszy Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego.

em, pap