Izraelczycy chcą dialogu (aktl.)

Izraelczycy chcą dialogu (aktl.)

Dodano:   /  Zmieniono: 
Ponad 150 tys. zwolenników pokojowego rozwiązania konfliktu z Palestyńczykami wzięło udział w w największej od lat demonstracji w Tel Awiwie; żądali wycofania się Izraela ze Strefy Gazy.
Policja ocenia liczbę uczestników na ponad 100 tys. Agencje podkreślają, że to bardzo wiele, jak na kraj liczący 6,5 miliona mieszkańców.

Podczas gdy wojsko izraelskie kontynuowało ataki z ziemi i powietrza w palestyńskim mieście Rafah, demonstranci, którzy zapełnili Plac Iccchaka Rabina i przylegle ulice, domagali się zaprzestania zbrojnych rajdów przeciwko palestyńskim miastom. Skandowali: "Większość zdecydowała! Wychodzimy z Gazy - zaczynamy dialog z Palestyńczykami!".

Zgromadzeni na placu nazwanym imieniem premiera, który zginął w 1995 r. z ręki nacjonalistycznego żydowskiego zamachowca, uczcili minutą ciszy pamięć trzynastu izraelskich żołnierzy, którzy zostali zabici w tym tygodniu przez palestyńskich bojowników w Strefie Gazy.

Demonstranci nieśli transparenty: "Tak dla Pokoju!". Nad tłumem unosiły się baloniki z napisem: "Ewakuować kolonie to znaczy wybrać życie!".

Małe grupy uczestników zgromadzenia uczestniczyły w demonstracji z transparentami wzywającymi izraelskich wojskowych do pójścia w ślady grupy lotników, którzy odmówili dalszego bombardowania i ostrzeliwania rakietami "wybranych celów" na terytorium Autonomii Palestyńskiej. "Odważcie się powiedzieć nie!" - wzywały transparenty.

Nie mająca precedensu pod względem liczebności sobotnia manifestacji na rzecz dialogu z Palestyńczykami, przeciwko kontynuowaniu polityki przemocy, została zorganizowana przez Partię Pracy (19 deputowanych na 120 w Knesecie), partię Merec, opozycyjny ruch "Utrzymać pokój!" i ugrupowania lewicowe. Wszystkie te siły są przeciwne kolonizowaniu terytoriów Autonomii Palestyńskiej za  pomocą wznoszenia izraelskich osiedli-twierdz.

Od środy buldożery izraelskie osłaniane przez czołgi i  śmigłowce bojowe zburzyły około 80 budynków mieszkalnych w osiedlu Rafa na południu Strefy Gazy, w pobliżu granicy z Egiptem. Tylko w piątek w ciągu 12 godzin zburzono 35 domów.

Masowe burzenie palestyńskich domów ostro potępił w piątek sekretarz generalny ONZ Kofi Annan i zażądał natychmiastowego przerwania tych akcji. "Zniszczenie tak wielu domów w ostatnich dniach, poza stu trzydziestoma, zburzonymi wcześniej w tym miesiącu (...) jest przejawem stosowania odpowiedzialności zbiorowej i stanowi jasne pogwałcenie prawa międzynarodowego" - stwierdził Annam w specjalnym oświadczeniu.

Według Agencji Narodów Zjednoczonych ds. Pomocy Uchodźcom Palestyńskim (UNRWA), w wyniku izraelskiej akcji ponad 1000 Palestyńczyków zostało bez dachu nad głową w mieście Rafah, w południowej części Strefy Gazy.

"Dla Rafah, które już wcześniej doznało poważnych strat, jest to zapewne jeden z najgorszych dni od początku intifady" - powiedział rzecznik UNRWA Paul McCann.

Szef służb ochrony w Gazie, Rachid Abu Szbak, nazwał wydarzenia ostatnich dni "katastrofą humanitarną i zbrodnią wojenną". "Armia [izraelska] zniszczyła drogi oraz infrastrukturę elektryczną i  wodną w obozie. Wszystko jest zniszczone" - mówił.

Według izraelskiego radia publicznego, armia tego kraju dostała od premiera Ariela Szarona zielone światło dla wyburzenia setek domów w Rafah i tutejszym, gęsto zaludnionym obozie uchodźców, w  celu "poszerzenia" korytarza oddzielającego Strefę Gazy od granicy egipskiej.

Według statystyk UNRWA, od początku intifady we wrześniu 2000 roku miasto Rafah szczególnie ucierpiało z powodu izraelskiej polityki wyburzania domów, która pozbawiła tu dachu nad głową w sumie ponad 11 tys. osób.

em, pap