Jednak ci sami uczestnicy debaty i słuchacze, którzy wyraźnie częściej i dłużej oklaskiwali Polaka niż jego rywali, nie kryli przekonania, że w głosowaniu na sesji plenarnej 20 lipca wygra Borrell. Socjaliści zawarli bowiem - jak to określił Wurtz - "sojusz wbrew naturze" z grupą chadecko-konserwatywną, aby podzielić między te dwie największe grupy polityczne PE 5-letni kadencję przewodniczącego.
Konfrontację trzech oficjalnych kandydatów na szefa unijnego parlamentu zorganizowała grupa eurodeputowanych deklarujących, że walczą o reformę PE, oraz ukazujący się w Brukseli tygodnik dla eurokratów "European Voice".
Zgłoszony przez grupę liberałów i centrystów w PE Geremek, ze swoją przeszłością dysydenta, współtwórcy "Solidarności" i systemu polskiej demokracji po 1989 roku, od razu zyskał przewagę nad sprawiającym wrażenie technokraty Borrellem, z wykształcenia inżynierem i ekonomistą, byłym hiszpańskim ministrem finansów, robót publicznych i transportu.
Zgromadzonym w sali PE w Brukseli eurodeputowanym, urzędnikom europejskim i dziennikarzom podobał się pomysł Geremka, aby uczynić w Parlamentu Europejskiego centralne miejsce debaty nad celami i przyszłością Unii, w tym na świeżo uzgodnioną przez rządy unijne konstytucją UE, którą jego zdaniem trzeba ratyfikować. Według Geremka, fali eurosceptycyzmu trzeba przeciwstawić "odwagę i prawdę".
Wurtz od razu zastrzegł, że kandyduje dla zasady, bo sojusz socjalistów z chadekami i konserwatystami "gwarantuje" wybór Borrellowi. On też jako pierwszy zaatakował Geremka za poparcie dla interwencji w Iraku. Zapowiedział, że po swojej niechybnej przegranej w pierwszej turze wyborów szefa PE, poprze w drugiej turze Borrella ze względu na postawę Geremka w sprawie irackiej.
Kandydat komunistów zdenerwował się też, kiedy polski dziennikarz zasugerował, że w 15 lat po upadku muru berlińskiego jego kandydatura na szefa PE wydaje się anachronizmem. "Pański prezydent był ministrem generała Jaruzelskiego. Ja w tamtych czasach potępiałem stan wojenny" - obruszył się Francuz. W kuluarach jego rodacy z innych ugrupowań podawali w wątpliwość stanowczość francuskich komunistów w krytykowaniu stanu wojennego.
Do ataków na Geremka, na tle jego poparcia dla Stanów Zjednoczonych w sprawie Iraku, skwapliwie dołączył Borrell. Część zebranych była też zaskoczona sugestią Geremka, aby ograniczyć się w instytucjach UE do angielskiego i francuskiego, a pieniądze zaoszczędzone na tłumaczeniach przeznaczyć na nauczanie innych, zwłaszcza rzadszych języków.
Kiedy przez chwile wydawało się, że sympatia sali odwraca się od Polaka, w sukurs przyszli mu węgierski liberał Gabor Demszky, lider zielonych Daniel Cohn-Bendit, francuski centrysta Jean-Louis Bourlanges i kataloński regionalista Ignasi Guardans. Nie zostawili oni suchej nitki na Borrellu (który jest zresztą Katalończykiem).
"Jak pan może porównywać swoje miejsce w historii z miejscem pana Geremka, współzałożyciela +Solidarności+, bez której my, przybysze z nowych państw członkowskich, w ogóle byśmy tu nie siedzieli" - wołał do Borrella były burmistrz Budapesztu Demszky.
Inni obrońcy Geremka zarzucili Borrellowi, że wypisał na sztandarach sprzeciw wobec wojny w Iraku, a teraz bez skrupułów porozumiewa się w sprawie podziału stanowisk w PE z grupą chadecko- konserwatywną. Tymczasem zasiadają w niej jego przeciwnicy polityczni z hiszpańskiej Partii Ludowej, której rząd gorąco popierał koalicjantów w Iraku.
ss, pap