Abp Głódź nie wystąpi jednak z takim wnioskiem do IPN, gdyż - jak powiedział - "chce zachować obraz wszystkich kolegów taki, jaki miał w klasie licealnej, i chce patrzeć na wszystkich czystymi oczyma". Jego zdaniem wystąpienie do IPN nic nie wniesie, a tylko "zaśmieci umysł i wyobraźnię". "Ci, którzy na mnie donosili, robili to albo ze strachu, albo zostali do tego przymuszeni" - uważa abp Głódź.
W 1963 roku Sławoj Leszek Głódź, 17-letni wówczas uczeń klasy maturalnej liceum w Sokółce trafił na trzy miesiące do aresztu pod zarzutem prowadzenia działalności antypaństowej i próby obalenia ustroju w związku z plakatem namalowanym przez grupę uczniów, członków nielegalnego koła dyskusyjnego Białe Orły oraz zdemolowaniem dekoracji pierwszomajowych. Na plakacie namalowany był biały orzeł z czerwonym sierpem pod szyją i z młotem na głowie. Znajdował też się napis: "Orle - tam twoja zguba".
Głódź został za to skazany na rok więzienia w zawieszeniu na 5 lat. Uniewinniono go natomiast od zarzutu zrywania i niszczenia przed 1 maja czerwonych flag na sokólskim domu partii oraz rzucania kałamarzami z atramentem w wywieszone tam portrety Marksa, Engelsa i Lenina.
Inwigilacja tak młodych ludzi była w tamtym okresie jednym z typowych działań Służby Bezpieczeństwa, twierdzi dr Sychowicz. "To kontynuacja działań, które do 1956 roku prowadził UB, czyli inwigilacja wszystkich grup i środowisk, w których mogła w ogóle pojawić się jakakolwiek działalność skierowana przeciwko władzy ludowej, która wtedy miała się bardzo dobrze" - dodał. Według niego, działania wobec Sławoja Leszka Głodzia to była klasyczna operacja mająca na celu "likwidacją oporu w środowisku młodzieżowym". Zakończyły się nie tylko zatrzymaniem i aresztem późniejszego arcybiskupa, ale i relegowaniem go ze szkoły.
em, pap
O inwigilacji Sławoja Leszka Głódzia piszemy w najnowszym 1153 numerze tygodnika "Wprost".