Bush prezydentem (aktl.)

Bush prezydentem (aktl.)

Dodano:   /  Zmieniono: 
George W. Bush, który oficjalnie rozpoczął swoją drugą kadencję prezydencką, składając w południe tradycyjną przysięgę przed Kapitolem, zapowiedział, że Ameryka pod jego przywództwem będzie nadal wspierać na świecie demokrację.
Dodał, że jest to najlepsza gwarancja jej własnej wolności i  bezpieczeństwa.

"Wydarzenia i zdrowy rozsądek prowadzą nas do jednego wniosku: przetrwanie wolności w naszym kraju coraz bardziej zależy od  sukcesu wolności w innych krajach. Najlepszą nadzieją na pokój w  naszym świecie jest ekspansja wolności na całym świecie" -  powiedział Bush. Jego przemówienie trwało niecałe 20 minut.

"Siła ludzkiej wolności jest jedyną siłą zdolną do  przezwyciężenia resentymentów", charakteryzujących globalny terroryzm - kontynuował prezydent, nawiązując do ataku na USA 11 września 2001 r.

Oświadczył też, że "polityką Stanów Zjednoczonych będzie wspieranie wszędzie ruchów demokratycznych z ostatecznym celem położenia kresu tyranii na całym świecie".

Podkreślił jednak, że batalia ta wcale niekoniecznie musi być prowadzona zbrojnie.

"Wolność przyjdzie do tych, którzy ją kochają. Musi być wybrana i następnie chroniona przez same narody, które jej pragną" - powiedział. Zaznaczył, że demokratyczne instytucje, które powstaną, "muszą wyrastać z rodzimych tradycji i obyczajów".

"Ameryka nie będzie narzucać swoich własnych standardów tym, którzy ich nie chcą. Naszym celem jest pomóc innym odnaleźć swój własny głos i osiągnąć swoją własną wolność" - powiedział.

Wyraźnie nawiązując do wojny w Iraku i do napotkanych tam przez USA trudności, zadeklarował również wolę wypełnienia podjętej tam misji.

"Kraj nasz przyjął na siebie zobowiązania, które są trudne do  wypełnienia i których porzucenie byłoby niehonorowe" -oświadczył.

W przemówieniu znalazły się też słowa pojednania pod adresem krytykujących Amerykę jej sojuszników. Bush mówił o potrzebie jedności, której rozbicie - jak zaznaczył - leży tylko w interesie przeciwników Zachodu.

Przysięgę prezydencką przyjął od Busha, jak nakazuje konstytucja, prezes Sądu Najwyższego William Rehnquist - chory na  raka i poruszający się o lasce.

Przysięgę złożył także wiceprezydent Richard Cheney.

Ceremonię zaprzysiężenia obserwowało bezpośrednio na Mallu przed Kapitolem około 100 tysięcy widzów, w tym cała elita polityczna Stanów Zjednoczonych. Widzów nie zrażała zimowa pogoda - śnieg i  panujące zimno.

Po zaprzysiężeniu Bush udał się na lunch z przywódcami Kongresu. Po lunchu prezydent przejedzie uroczyście aleją Pennsylvania Avenue do Białego Domu. O godz. 14 (miejscowego czasu) rozpoczyna się tam tradycyjna parada z przemarszem kompanii honorowych i muzyką.

Uroczystościom inauguracyjnym - pierwszym po ataku terrorystycznym 11 września - towarzyszą w Waszyngtonie bezprecedensowe środki bezpieczeństwa, na które wydano prawie 18 milionów dolarów.

Ulice patrolują uzbrojeni policjanci i wojsko. W centrum miasta zamknięto dla ruchu około 100 kwartałów i wiele stacji metra. Piesi zbliżający się do trasy przejazdu prezydenta byli sprawdzani w ponad 20 bramkach kontrolnych z wykrywaczami metali. Specjalnie wyszkolone psy szukały materiałów wybuchowych.

Nad bezpieczeństwem czuwali też snajperzy rozmieszczeni na  dachach budynków i krążące nad miastem helikoptery. W dniu inauguracji zaostrzono ograniczenia lotów nad Waszyngtonem, wprowadzone po 11 września.

Demonstrantów protestujących przeciw Bushowi skutecznie trzymano z dala od trasy jego przejazdu.

ss, pap