"Wydarzenia i zdrowy rozsądek prowadzą nas do jednego wniosku: przetrwanie wolności w naszym kraju coraz bardziej zależy od sukcesu wolności w innych krajach. Najlepszą nadzieją na pokój w naszym świecie jest ekspansja wolności na całym świecie" - powiedział Bush. Jego przemówienie trwało niecałe 20 minut.
"Siła ludzkiej wolności jest jedyną siłą zdolną do przezwyciężenia resentymentów", charakteryzujących globalny terroryzm - kontynuował prezydent, nawiązując do ataku na USA 11 września 2001 r.
Oświadczył też, że "polityką Stanów Zjednoczonych będzie wspieranie wszędzie ruchów demokratycznych z ostatecznym celem położenia kresu tyranii na całym świecie".
Podkreślił jednak, że batalia ta wcale niekoniecznie musi być prowadzona zbrojnie.
"Wolność przyjdzie do tych, którzy ją kochają. Musi być wybrana i następnie chroniona przez same narody, które jej pragną" - powiedział. Zaznaczył, że demokratyczne instytucje, które powstaną, "muszą wyrastać z rodzimych tradycji i obyczajów".
"Ameryka nie będzie narzucać swoich własnych standardów tym, którzy ich nie chcą. Naszym celem jest pomóc innym odnaleźć swój własny głos i osiągnąć swoją własną wolność" - powiedział.
Wyraźnie nawiązując do wojny w Iraku i do napotkanych tam przez USA trudności, zadeklarował również wolę wypełnienia podjętej tam misji.
"Kraj nasz przyjął na siebie zobowiązania, które są trudne do wypełnienia i których porzucenie byłoby niehonorowe" -oświadczył.
W przemówieniu znalazły się też słowa pojednania pod adresem krytykujących Amerykę jej sojuszników. Bush mówił o potrzebie jedności, której rozbicie - jak zaznaczył - leży tylko w interesie przeciwników Zachodu.
Przysięgę prezydencką przyjął od Busha, jak nakazuje konstytucja, prezes Sądu Najwyższego William Rehnquist - chory na raka i poruszający się o lasce.
Przysięgę złożył także wiceprezydent Richard Cheney.
Ceremonię zaprzysiężenia obserwowało bezpośrednio na Mallu przed Kapitolem około 100 tysięcy widzów, w tym cała elita polityczna Stanów Zjednoczonych. Widzów nie zrażała zimowa pogoda - śnieg i panujące zimno.
Po zaprzysiężeniu Bush udał się na lunch z przywódcami Kongresu. Po lunchu prezydent przejedzie uroczyście aleją Pennsylvania Avenue do Białego Domu. O godz. 14 (miejscowego czasu) rozpoczyna się tam tradycyjna parada z przemarszem kompanii honorowych i muzyką.
Uroczystościom inauguracyjnym - pierwszym po ataku terrorystycznym 11 września - towarzyszą w Waszyngtonie bezprecedensowe środki bezpieczeństwa, na które wydano prawie 18 milionów dolarów.
Ulice patrolują uzbrojeni policjanci i wojsko. W centrum miasta zamknięto dla ruchu około 100 kwartałów i wiele stacji metra. Piesi zbliżający się do trasy przejazdu prezydenta byli sprawdzani w ponad 20 bramkach kontrolnych z wykrywaczami metali. Specjalnie wyszkolone psy szukały materiałów wybuchowych.
Nad bezpieczeństwem czuwali też snajperzy rozmieszczeni na dachach budynków i krążące nad miastem helikoptery. W dniu inauguracji zaostrzono ograniczenia lotów nad Waszyngtonem, wprowadzone po 11 września.
Demonstrantów protestujących przeciw Bushowi skutecznie trzymano z dala od trasy jego przejazdu.
ss, pap