Zmiana zmiany

Dodano:   /  Zmieniono: 
Czy klub AWS jeszcze istnieje?
Miała być męska rozmowa i nowy początek, czyli wyjaśnienie nieporozumień i polityczna kontrofensywa AWS. Była siedmiogodzinna dyskusja o tym, kto ma tworzyć prezydium klubu i ilu sekretarzy ma w nim zasiadać. Jeśli więc kilka dni temu wielu polityków AWS wierzyło, że 19 lutego będzie przełomowym momentem w historii ich formacji, to po raz kolejny poczuli się zawiedzeni. A ostatni tydzień przyniósł parlamentarzystom AWS aż nadto powodów, by pomyśleć o radykalnych zmianach w sposobie uprawiania polityki.

"Jeśli dziś jest wtorek, to mamy problem z Lechem Wałęsą" - mogli sobie powiedzieć politycy AWS. Co prawda, według niektórych posłów akcji, rozmowy o "premierze o silnej osobowości" toczyły się między wysłannikami Lecha Wałęsy a Marianem Krzaklewskim już we wrześniu zeszłego roku, ale ubiegłotygodniowy list byłego prezydenta brzmiał jak ultimatum. Po dwóch dniach od ujawnienia treści listu przez media Wałęsa oznajmił liderowi AWS: "Nasze drogi chyba się rozchodzą", po czym - nie po raz pierwszy zresztą - demonstracyjnie odciął się od "popaprańców" (jak sam nazwał polityków prawicy po przegranych wyborach w 1993 r.). Czy wolta byłego prezydenta może zaszkodzić AWS? Zdecydowanie tak, jeśli Wałęsa zacznie prowadzić własną kampanię prezydencką "kosztem" formacji prawicowej, wykazując jej bezradność w rządzeniu i brak politycznej wizji. W końcu Wałęsa może "oskubać" kandydata AWS nie tylko z części elektoratu, ale również z części politycznego zaplecza. Pozostaje więc pytanie: czy można było zapobiec manifestowaniu niezadowolenia przez Lecha Wałęsę? Trudno uwierzyć, aby były prezydent za jakąkolwiek cenę zrezygnował ze startu w jesiennych wyborach, ale Marian Krzaklewski niewątpliwie nie zapobiegł "rozegraniu" sprawy listu Wałęsy i ustawieniu się w roli przeciwnika legendarnego przywódcy. Ta "rozgrywka" może go zaś drogo kosztować.

"Jeśli dziś jest czwartek, to nie mamy kandydata na szefa Instytutu Pamięci Narodowej" - mogli pomyśleć parlamentarzyści akcji. Wojciech Roszkowski, wybitny historyk czasów najnowszych, piszący w PRL pod pseudonimem Andrzej Albert, żelazny kandydat AWS na szefa IPN, nagle zrezygnował z ubiegania się o to stanowisko. Pytanie tylko, czy kiedykolwiek naprawdę się o nie ubiegał, czy - jak twierdzi polityk akcji - "zgłosiliśmy go trochę na wyrost, bo byliśmy prawie pewni, że się zgodzi". Tak więc już po raz kolejny ugrupowanie, które za punkt honoru obrało sobie szybkie uruchomienie instytutu, zostaje w rozgrywce o szefa IPN bez swojego kandydata.

"Jeśli dziś jest piątek, to nasz budżet zawisł na dwóch głosach" - mogli westchnąć przedstawiciele parlamentarnej prawicy. By nie skłamać, musieliby dodać, że niektórzy z nich sami się do tego przyczynili. To deputowani AWS uparli się, aby do rządowego projektu nowelizacji ustawy o prywatyzacji i komercjalizacji przedsiębiorstw wpisać, że 25 proc. akcji prywatyzowanych przedsiębiorstw ma być przeznaczone na powszechne uwłaszczenie. Podczas głosowania licznych poprawek część parlamentarzystów akcji wraz z opozycją z prawej i lewej strony opowiedziała się za ustaleniami, które mogły storpedować budżet państwa. Ponad 40 posłów akcji głosowało za poprawką Bogdana Pęka z PSL, domagającego się, by decyzję o prywatyzacji największych państwowych banków podejmował Sejm, nie zaś rząd, a skarb państwa zachował 51 proc. akcji PZU. Kiedy poprawka została przegłosowana, liderzy koalicji nie mieli innego wyjścia jak doprowadzić do odrzucenia własnej ustawy. Sejm odrzucił ją zaledwie dwoma głosami, gdyż 16 posłów AWS głosowało wbrew stanowisku rządu. - Nic się nie stało - bagatelizował premier Jerzy Buzek i zaproponował wniesienie nowego projektu, mimo że właśnie obalony leżał w Sejmie ponad półtora roku. - Uwłaszczenie to i tak w tej chwili "operacja szczątkowa" - uważa Maciej Jankowski, poseł AWS.

"Jeśli dziś jest głosowanie, to rząd nie ma większości" - powtarzają od pewnego czasu posłowie AWS. Zarówno głowę Emila Wąsacza, ministra skarbu, jak i przyszłoroczny budżet uratowały zaledwie dwa głosy. Dramatyczne stwierdzenie Andrzeja Szkaradka, posła akcji i sekretarza dyscyplinarnego klubu, o tym, że "klubu AWS już nie ma" potwierdza jedynie to, o czym w kuluarach Sejmu mówi się od dawna. Rząd może liczyć na szczęście i przypadek bardziej niż na zdyscyplinowanie posłów akcji. Jedna z ostatnich koncepcji zakłada "abolicję" dla niezdyscyplinowanych, po której kary miałyby być nakładane z całą surowością, do kar finansowych włącznie. Chyba że znów się okaże, iż na ukaranie zasługuje niemal połowa klubu...

"Jeśli dziś jest sobota, to znaczy, że nie rozwiązaliśmy większości z naszych problemów" - wzdychali po sobotnim posiedzeniu klubu AWS parlamentarzyści akcji. Ci, którzy liczyli na poważną dyskusję o przyszłości formacji, byli zawiedzeni. Z istotnych spraw zdecydowano jedynie o konieczności sprawniejszej współpracy rządu z klubem parlamentarnym, a premier zaproponował konsultowanie rządowych projektów ustaw z władzami akcji. Większą część spotkania poświęcono jednak sprawom organizacyjnym. Ustalono, że prezydium klubu zostanie poszerzone (by dać większej liczbie posłów możliwość wpływania na decyzje), a w sprawie konkretów decyzje zapadną za dwa tygodnie. - Jeśli dziewiętnastoosobowym prezydium trudno było zarządzać, to przy 25 członkach sytuacja stanie jeszcze bardziej skomplikowana - uważa Mirosław Styczeń, prezes Stronnictwa Konserwatywno-Ludowego. Podobno w czasie obrad klubu Marian Krzaklewski, który był przekonany o słuszności poszerzenia składu prezydium, zagubił kartkę z konkurencyjnym projektem SKL, przewidującym ograniczenie składu prezydium do 13 osób. Było to dla konserwatystów bardzo pechowe zagubienie, gdyż w rezultacie popierana przez Krzaklewskiego koncepcja zmian była głosowana jako pierwsza. - Przewodniczący nie manipulował, to tylko obsługa zawiniła - wyjaśnia Styczeń, choć dwie godziny wcześniej na znak protestu opuścił posiedzenie. Po sobotnim spotkaniu najbardziej zadowolony wydawał się Marian Krzaklewski, który poinformował, że oto tworzone są "fundamenty reformy klubu", a w dodatku "przyjęto kierunkową decyzję w sprawie tej wersji regulaminu klubu, nad którą będą się toczyć dalsze prace". Divide et impera - przewodniczący swym zwyczajem znów podzielił parytety. W dużym prezydium - oprócz silnych partyjnych liderów - znajdą się też bardziej spolegliwi przedstawiciele związku i mniejszych ugrupowań, co umożliwi ograniczenie wpływów ZChN i SKL, a tym samym ułatwi rządzenie akcją. Niektórzy nie kryli rozgoryczenia. - Chodzi o to, żeby mieć wizję, struktura jest sprawą drugorzędną - mówił po spotkaniu Marian Piłka, prezes ZChN. - Widać, że niewielu posłom zależy na zmianach w AWS - uważa Jacek Janiszewski z SKL. - Obawiałem się takiego scenariusza. Nie odbyła się żadna debata polityczna, skoncentrowano się na sprawach organizacyjnych - dodaje Aleksander Hall z SKL. Nawet Piotr Żak, rzecznik prasowy klubu AWS i bliski współpracownik Krzaklewskiego, ubolewał: "Też bym chciał, aby po skończonych obradach liderzy akcji podali sobie ręce i ogłosili, że maszyna, która zmiażdży przeciwnika, już ruszyła. Tak się nie stało, ale może następnym razem...". Zdaniem Ryszarda Czarneckiego z ZChN, debata polityczna jest nieunikniona i z pewnością wybuchnie za kilka tygodni. - Marian Krzaklewski chce praktycznie zachowania status quo. AWS pewnie przetrwa, ale przecież to nie jest cel naszego istnienia - kwituje Aleksander Hall. Przetrwanie AWS też może być sukcesem, gdyż daje choć cień szansy na sukces. Takiej szansy nie będzie po rozpadzie akcji. Toteż jej posłowie wydają się pogodzeni z losem, czyli - w ich wypadku - z Marianem Krzaklewskim. Na razie losu nie mogą zmienić. 

Więcej możesz przeczytać w 9/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.