Poinformował o tym jeden z prokuratorów prowadzących śledztwo w tej sprawie Tomasz Balas. Dodał, że w czasie przesłuchania podejrzany nie przyznał się do stawianych mu zarzutów. Prokuratura nie zastosowała wobec niego żadnego środka zapobiegawczego. "Uznaliśmy, że brak jest przesłanek do stosowania tego typu środków" - powiedział Balas. Bieszyński jest dotychczas jedynym podejrzanym w tym śledztwie.
Kiedy doszło do zatrzymania Modrzejewskiego Bieszyński pełnił funkcję szefa zarządu śledczego Urzędu Ochrony Państwa. Potem był szefem zarządu śledczego Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. W dzień przed postawieniem mu zarzutów złożył raport o bezzwłoczne odejście ze służby. Raport został przyjęty.
Niewykluczone, że katowicka prokuratura postawi w tej sprawie zarzuty kolejnym osobom. "Śledztwo trwa, dalej są prowadzone czynności, dalej jest gromadzony materiał dowodowy, no i niewykluczone, że również będą zapadać inne decyzje procesowe. Nie można wykluczyć być może przedstawienia zarzutów innym osobom" - powiedział Balas. Zastrzegł jednak, że nie jest to nic pewnego.
Początkowo media spekulowały, że dymisja Bieszyńskiego ma związek ze zwolnieniem zatrzymanego polonijnego biznesmena Edwarda M. z Chicago, którego podejrzewa się o zlecenie zabójstwa generała Marka Papały. Miał go wskazać jeden z członków tzw. klubu płatnych zabójców z Gdańska. Jednak po zatrzymaniu M. został wypuszczony. Zdaniem mediów, w tej sprawie Bieszyński miał wywierać nacisk na prokuraturę. Edward M. po opuszczeniu izby zatrzymań pojawił się w restauracji Belvedere na imieninach Romana Kurnika, doradcy ówczesnego szefa MSWiA Krzysztofa Janika. Na imprezie bawiła się wówczas cała śmietanka SLD oraz kierownictwa MSWiA, policji i prokuratury. Po przyjęciu M. wyjechał z Polski. Obecnie polskie władze starają się o ekstradycję Edwarda M. z USA.
Służby prasowe ABW zaprzeczają tym spekulacjom.
em, pap
Czytaj też