Spacerek mistrzów

Spacerek mistrzów

Dodano:   /  Zmieniono: 
Dzisiejszy dzień przyniósł zasadnicze rozstrzygnięcia. Już wiemy kto spotka się z Brazylią – Ghana. To pytanie nękało właściwie wszystkich pretendentów.
W dramatycznym meczu Włochy – Czechy dwa tak utytułowane, tak znakomite zespoły miały świadomość, że któryś z nich będzie musiał odpaść. Czesi walczyli dzielnie, poczynali sobie ambitnie. Nedved momentami przypominał dawnego, wielkiego Nedveda. Ale nie zdało się to na nic. Włosi pokazali swoje tradycyjne cechy: twardość, znakomitą organizację gry w obronie, wyrachowanie piłkarskie. Strzelili bramkę o tyle niespodziewaną, że zdobył ją rezerwowy Materazzi, a potem już kontrolowali grę w sposób perfekcyjny. Nie była to jakaś wielka, porywająca, finezyjna piłka nożna, ale tak właśnie grają Włosi. Natomiast Czesi udowodnili, chyba nie pierwsi na tym turnieju, że w pewnym momencie czas najzdolniejszego nawet pokolenia dobiega końca. Zbyt wielu graczy nadmiernie wysłużonych, dobrze już po trzydziestce, stanowiło kościec tego zespołu. Pokoleniowa zmiana warty w ekipie czeskiej nie przebiegała dostatecznie płynnie i Czesi zapłacili za to surową cenę.

W drugim meczu Ghana wprawdzie wygrała z dzielnymi Amerykanami, ale nie potwierdziła tej olśniewającej gry, którą tak zachwyciła w poprzednim meczu z Czechami. W dodatku straciła swojego najlepszego i najdroższego zarazem piłkarza Essiena, który w skutek kolejnej żółtej kartki nie zagra w meczu z Brazylią. Amerykanie potwierdzili dla odmiany swoje powszechnie znane walory. Przypominali ekipę dzielnych Marines, próbujących zdobyć kolejną plażę na Pacyfiku. Ale to się nie powiodło, bo Amerykanie to jednak nie urodzeni piłkarze i w momencie, kiedy już nie tylko ambicja, hart ducha, wspaniałe przygotowanie lekkoatletyczne i zarazem atletyczne się liczy, ale elementy czysto futbolowe – muszą ustąpić silniejszym pod tym względem. Ghana wygrała zasłużenie.

Trafiła na obrońcę tytułu. który z kolei zmierzył się z Japonią w meczu zupełnie spacerowym, będącym zwykłą formalnością. Smaczku spotkaniu Brazylijczyków dodawał fakt, że trenerem Japończyków jest znakomity ongiś piłkarz Brazylii – Zico. Nie było tu żadnych problemów. Podobnie jak wcześniej w przypadku Argentyny, tak teraz Brazylia dokonała przeglądu kadr, traktując ten mecz jako wyborną po temu okazję. Ten przegląd może nie wypadł oszałamiająco, ale dostarczył pewnych przemyśleń: okazało się, że Robinho jest chyba znacznie lepszym w tej chwili napastnikiem aniżeli Adriano, że boczni obrońcy Cicinho oraz Gilberto mogą być pełnowartościowymi dublerami swoich utytułowanych kolegów. Był to też mecz o tyle ważny, że odblokował on Ronaldo. Wprawdzie Ronaldo nie nabrał jakiejś szybkości ni stąd ni zowąd, wprawdzie nie zaczął skakać w górę dwa metry, raczej unosił się powoli, majestatycznie do góry, ale strzelił swoje dwie bramki. Tym samym zrównał się w rekordzie wszechczasów mistrzostw świata z legendarny Gerdem Muellerem. Pozwoliło to na przełamanie pewnej bariery niemożności. Ale do tej pory nie znamy odpowiedzi na pytanie jak silna jest Brazylia. Na konfrontację naprawdę poważną przyjdzie czas dopiero później.

W ostatnim meczu dzielni Australijczycy pokonali dosyć osowiałych Chorwatów i myślę, że to była zasłużona nagroda dla tego niezwykle bojowego zespołu. To są świetni atleci, zarazem trzymani w żelaznych ryzach taktycznych przez wybitnego stratega holenderskiego Guusa Hiddinka. Wielką sympatię do Australijczyków poczułem w przegranym meczu z Brazylią, kiedy grali odważnie, z ogromnym sercem. Australia poszła dalej i to dobrze dla światowego futbolu, że pełen optymizmu, werwy i wigoru zespół, nie bojący się najlepszych, będzie grał dalej.

Czytaj też:

Czesi jadą do domu
Ghana w 1/8 finału
Brazylia wypunktowała Japończyków
Niesamowita walka Chorwatów z Australijczykami