Paris Hilton w krawacie

Paris Hilton w krawacie

Dodano:   /  Zmieniono: 
Kazimierz Marcinkiewicz nie  wyznaczył nowych standardów moralnych w polityce. Publiczne opowiadanie o zdradzie, chwalenie się pozostawieniem żony i dzieci dla kobiety o pokolenie lub więcej młodszej nie jest i nie było w naszej polityce czymś typowym czy akceptowalnym. Nie jest też właściwe polskim politykom publiczne opowiadanie brukowcom o swoich problemach czy wysyłanie zdjęć z nową kochanką, by osłabić impet medialny. Wszystko to dotyczy jednak polityków, a Marcinkiewicz z tej grupy wypadł już dość dawno. Teraz jest postpolitycznym celebrytą, czymś w rodzaju Paris Hilton polskiego życia publicznego. Kimś, kto od jakiegoś czasu jest znany z tego, że jest znany, a popularność zdobywa dzięki istnieniu w świecie taboidów.
A tam zachowania Marcinkiewicza, który ze swadą opowiada o swoim rozwodzie, o tym, że poinformował w Boże Narodzenie żonę i dzieci o tym, że je zostawi czy zachwala zalety nowej wybranki – nie są niczym zaskakującym. Doda Elektroda i Radek Majdan ze swojego rozwodu i ponownego schodzenia się ze sobą zrobili wręcz wieloodcinkowy serial, którym od wielu miesięcy żyją media. Nie inaczej jest z życiem uczuciowym Kuby Wojewódzkiego czy Anny Muchy, a także z innej półki Tomasza Lisa czy Kingi Rusin. Krzysztof Krawczyk też chętnie i ze szczegółami opowiadał o swoich problemach rodzinnych, a Małgorzata Foremniak trafiła na czołówki gazet z informacją, że chce pomagać dzieciom w Afryce. I show się kręci. A od jakiegoś czasu gwiazdkom tym towarzyszy przeniesiony z innej bajki Kazimierz (a może już tylko Kazio) Marcinkiewicz.

Jego przechodzenie z ligi politycznych mistrzów do świata celebrytów zaczęło się jeszcze wówczas, gdy był premierem. Szaleństwa na studniówkach, wywiady o życiu osobistym do taboidów czy zwierzenia starszego pana o spotkaniach z młodymi kobietami – były wstępem. A potem, gdy wypadł z pierwszej politycznej ligi i został zesłany na emeryturę do Londynu, jego parcie na szkło nie słabło. On chciał być w mediach. I był w nich. A to skrytykował Jarosława Kaczyńskiego, a podkreował własny wizerunek, jako świetnego menadżera i kochającego męża, co wysyła żonie esemesy z wyrazami miłości. Ale i na tym nie da się jechać zbyt długo. A głód sławy, gazetowych czołówek czy zainteresowania mediów wciąż zostaje. Więc trzeba szukać nowych tematów. I one się znalazły. Pierścionek, narzeczona, rozwód – też się świetnie sprzedają w mediach.

Nie ma oczywiście dowodów na to, że cały ten spektakl jest wyreżyserowany, jak u Dody i Majdana. Były premier zapewne rzeczywiście, jak to pan w średnim wieku na wymuszonej emeryturze, zaczął szukać potwierdzenia swojej męskości i wartości w oczach kobiet. A gdy ją znalazł to nie namyślając się długo (gdy się traci głowę z miłości nie ma specjalnie czym myśleć), rzucił żonę i dzieci i zaczął się utwierdzać w tej decyzji. Nic w tym dziwnego czy zaskakującego, choć niewątpliwie nie jest to też nic godnego pochwały. Ale już niewątpliwie reżyserowane (choć akurat ta część przedstawienia wymknęła mu się z rąk) były wywiady dla mediów, podsyłanie im zdjęć czy umawianie fotoreporterów na sesje z nową narzeczoną (bo jakoś nie wierzę, żeby za Marcinkiewiczem, jak za księżną Dianą na motorku jeździł wynajęty paparazzi). I tak z upadku piewcy rodziny zrobił się kolejny odcinek serialu o „dzielnym Kaziu na obczyźnie”. Kaziu, co porzucił żonę, by być wobec niej i siebie uczciwy.

I nie ma się co oszukiwać, że to koniec tego serialu. Teraz przed nami odcinki o Kazimierzu romantycznie uwodzącym nową kobietę, potem wybór sukni i garnituru, a wreszcie ślub i urządzanie nowego gniazdka. Ale kiedyś i te reflektory zgasną. I trzeba będzie poszukać nowej przepustki do mediów. Już teraz można służyć byłemu premierowi propozycjami: zmiana płci, orientacji seksualnej czy przynajmniej nazwiska (jak zrobił to niedawno były duchowny Tomasz Węcławski – zostając Polakiem) na pewno zapewni mu czołówki. Ale też niewątpliwie nie pozwoli na powrót do polityki, z której wypadł decydując się by zostać celebrytą. Ale cóż wybory, także osobiste, mają konsekwencje.

Ostatnie wpisy

  • Spór o okna życia, czyli aborcjoniści nie są za wyborem, lecz za śmiercią4 gru 2012Propozycja, by zamknąć okna życia, jaka padła z ust przedstawicielki Komitetu Praw Dziecka ONZ, jest kolejny dowodem na to, że zwolennicy aborcji wcale nie są za wyborem, ale zwyczajnie za zabijaniem. To zabijanie, a nie wolność jest ich głównym...
  • Lekcje nienawiści Wojciecha Maziarskiego3 lis 2012Wojciech Maziarski postanowił poużywać sobie na mnie i uznać mnie za głównego sprawcę konieczności wypłacenia odszkodowania „Agacie” i jej matce. Jego prawo - dobrze by tylko było, gdyby zachował choćby podstawowe standardy...
  • Po co nam parlament, skoro mamy Tuska23 paź 2012Parlament, partie polityczne, a nawet zwyczajna debata staje się niepotrzebna. Od teraz jednoosobowo prawo w sprawach, które są na tyle dyskusyjne, że nie sposób zmusić do jednakowego ich postrzegania nawet potulnych zazwyczaj posłów PO, regulować...
  • Tu kompromisu być nie może!11 paź 2012Z rozbawieniem i zażenowaniem (w zależności od tego, kto się wypowiada) słucham opowieści o tym, jaką to wartością jest kompromis w sprawie aborcji.
  • Znak dla nas wszystkich3 paź 2009Są wydarzenia, których zwyczajnie nie da się wyjaśnić posługując się technicznym, postoświeceniowym rozumem, a które wymagają otwarcia się na wiarę. I właśnie coś takiego (wszystko na to wskazuje) wydarzyło się w podlaskiej Sokółce.