Czwarty

Dodano:   /  Zmieniono: 
- Jedynak?! - zapytała zdegustowana mama wzorcowej dziewczynki z lokami do pasa.
Maciek junior (6) jako jedyny leżał na dywanie z przymkniętymi oczami. Był wtorek, godzina 18.35. Od pięciu minut trwało spotkanie integracyjne uczniów 1 klasy z wychowawcą.

Sześciolatki grzecznie siedziały w ławce, a dumni rodzice nie mogli oderwać od nich oczu. Tylko mój Maciek ominął krzesełko szerokim łukiem i położył się na dywanie. Natychmiast znalazłam się pod obstrzałem rodziców. Tego dnia ciśnienie było koszmarne, byłam kompletnym flakiem. Zaskoczyła mnie postawa Maciusia. Nigdy wcześniej żaden z moich chłopców nie buntował się w podobny sposób.

Poprosiłam go, żeby usiadł w ławce. Leniwie poczłapał do krzesełka. Kiedy chciałam zrobić wydech położył głowę na ławce ignorując pytanie nowego wychowawcy jak ma na imię.
Podeszłam do Maciusia i szepnęłam mu na ucho:
- Kochanie, to Twoja nowa klasa i twój nowy nauczyciel, wiem, że jesteś zmęczony ale chyba fajnie poznać nowych kolegów ze szkoły? Po spotkaniu pojedziemy na lody?
- A kupisz mi też iced tea i batona? - zapytał Maciuś.
- Jasne, że tak! - może to nie było wychowawcze ale nie chciałam do końca spotkania być na muszce wszystkich rodziców.
Niestety Maciuś dalej leżał na ławce. Milczał. Nie odpowiadał na pytania wychowawcy ani dzieci. Był w swoim świecie, kompletnie niezrozumiałym dla reszty. Nawet dla mnie.

I wtedy usłyszałam pytanie mamy w szpilkach z ostrymi czubami i niemodnie długimi paznokciami:
- Jedynak?!

Nie wiem dlaczego, najpierw zlustrowałam jej córkę rodem z amerykańskich wyborów dziecięcych miss. Potem spojrzałam jej w oczy i odpowiedziałam:

- Maciuś jest dzisiaj wykończony. To nie jest jego dzień. Nie jest jedynakiem, ma 3 braci, doskonałych uczniów tej szkoły.
Mama przewróciła oczami, myślami była już w dramacie pod tytułem: "klasa z
rozwydrzonym uczniem". Policzyłam do trzech. Wahałam się, czy powinnam wyjść z Maćkiem, czy pozwolić mu na bierne uczestniczenie w integracyjnym spotkaniu. I wtedy inna mama, czytająca w moich myślach przyszła mi z pomocą:

- Daj mu trochę czasu i przestań się przejmować rodzicami.
Miała rację. Niepotrzebnie wpadałam w histerię.
Po 20 minutach Maciek powoli przyłączył się do dzieci, a ostatnia zabawa – malowanie jadalnego obrazu na waflu bardzo przypadła mu do gustu. Przy pomocy miodu, rodzynków, orzechów, pestek i czekolady dzieci robiły co chciały. Maciuś był tak zajęty tworzeniem, że zaczął rozmawiać z dziećmi i nauczycielem.

Wrócił zadowolony, ja mniej. Wiedziałam, że mój najmłodszy, czwarty syn jest największym indywidualistą i dość często nie dostosowuje się do poleceń i pomysłów otoczenia.

Późnym wieczorem zadzwoniłam do przyjaciółki-psycholożki:
- Jak to możliwe, że cała moja trójka tak świetnie współpracuje z otoczeniem, a Maciuś jest taki niepokorny? - zapytałam.
- Jest czwarty. Poświęcacie mu o wiele mniej czasu, bo musicie podzielić go na całą czwórkę. Jak będzie idealny dostanie tego czasu jeszcze mniej, bo skoro jest taki grzeczny i samodzielny to po co mu przeszkadzać, a tak swoim niestandardowym zachowaniem zwraca na siebie waszą cenną uwagę.
Brzmiało rozsądnie.

Następnego dnia postanowiłam w ferworze setki codziennych obowiązków znaleźć godzinę tylko dla Maciusia.
Był w siódmym niebie. Rysował, pomagał w sklepie podczas zakupów, a na koniec
pierwszy raz w życiu zaproponował, że pomoże w sprzątaniu (wcześniej jako najmłodszy
był wyręczany przez starszych braci).

Dotarło do mnie, że chyba już czas przestać traktować go jak maluszka. Ma sześć lat,
od września idzie do szkoły. Pora na więcej obowiązków!