Powyborczy poker

Dodano:   /  Zmieniono: 
W Niemczech rozpoczęła się gra w kolory, czyli wojna o pozyskanie koalicjantów niezbędnych do utworzenia większościowego rządu. Na wygranej najbardziej zależy Angeli Merkel i Gerhardowi Schroderowi, bowiem od niej zależy, kto z nich zdobędzie fotel kanclerza Niemiec.
Zarówno Merkel jak i Schorder, uważają się za zwycięzców niedzielnych wyborów, jednak ani Merkel ani Schroeder nie jest w stanie utworzyć większościowego rządu. Dlatego następne dni to istna gra w kolory: rozmawiać będą wszyscy ze wszystkimi: czerwoni (SPD) z zielonymi (Gruene), czarni (CDU/CSU) z żółtymi (FDP) we wszelkich możliwych konfiguracjach. Nie wyklucza się też rozmów czarnych z czerwonymi, a niektórzy mówią nawet że z koalicją czerwono-zieloną (SPD-partia lewicowa). Taki wariant odrzucają jednak wszystkie trzy partie.

Największy popyt jest na żółtych i zielonych. Bowiem dokooptowanie tych partii do którejś ze "zwycięskich" ugrupowań - w zależności od tego, która z nich weszłaby z nimi w koalicje - pozwoliłoby Schroederowi lub Merkel zagarnąć fotel kanclerza dla siebie.

Wariant czerwony-czarny komponuje się kolorystycznie, matematycznie daje większość - 190 w parlamencie, ale jest o tyle niebezpieczny politycznie, że Merkel lub Schroeder (ew. oboje) musiałby zrezygnować z fotela kanclerza. Ani Merkel, ani Schroeder z ich wygórowanymi ambicjami polityczne nigdy się na to nie zgodzą. Coraz głośniej mówi się jednak, że czerwono- czarni dogadają się ze sobą za lub bez zgody swoich przewodniczących, a wtedy albo Merkel ze Schroederem będą na fotelu kanclerza po dwa lata, albo - w myśl przysłowia - tam gdzie dwóch się biło, tam trzeci skorzysta. Tylko kim może być ten trzeci?

Małgorzata Zdziechowska