Gdybym był dyktatorem

Gdybym był dyktatorem

Dodano:   /  Zmieniono: 
BusinessWeek rozmawia z ministrem finansów Mirosławem Gronickim o tym, jak gospodaruje budżetami - prywatnym i całego kraju. - Administracja jest dużo bardziej ociężała niż rodzina - mówi minister.
Rozmowa z Mirosławem Gronickim, ministrem finansów

Panie ministrze, jaki jest Pana budżet domowy, zrównoważony czy deficytowy?
Z nadwyżką, jak do tej pory.

Więc żadnych kredytów Pan nie brał?
Brałem, ale nigdy takich, żeby wpaść w pułapkę zadłużenia.

To, że budżet jest zrównoważony, to dobrze czy źle?
Dobrze. Od razu mówię: budżet państwa, podobnie jak budżet gospodarstwa domowego, w dłuższym horyzoncie powinien być zrównoważony.

Mówi się, że mały kredyt to problem dłużnika, a duży to już problem banku. Może zadłużenie państwa to nie jest problem budżetu, tylko tych, którzy mu pożyczyli pieniądze?
Gdyby tak było, to byśmy nie spłacali kredytów zaciągniętych jeszcze przez Gierka.

Jakie jest zadłużenie pana ministra?
Około 30 tysięcy złotych.

Czyli obecnie jedna czwarta, jedna piąta rocznych dochodów?
Kredyt brałem w czasie, kiedy miałem wyższe dochody. Poza tym mam collateral - moje prywatne zasoby są takie, że mógłbym go od ręki spłacić. Ale wolę spłacać stopniowo.

W przypadku budżetu państwa oznaczałoby to zadłużenie na poziomie zaledwie 40 mld złotych. Nawet gdyby rozważać cały system finansów publicznych, odpowiadałoby to tylko 70 mld zł.
O, chciałbym, żeby tak było.

No właśnie. Ale dług skarbu państwa wynosi 350 mld zł, a sektora finansów publicznych 450 mld złotych. Co Pan sądzi o wysokości długu publicznego, kiedy patrzy Pan na swój dług prywatny?
Ja patrzę najpierw na to, co było przyczyną tak gwałtownego narastania długu. Mieliśmy bardzo szybki wzrost gospodarczy w latach 1995-1998, a nie potrafiliśmy w tym czasie zbilansować finansów publicznych. Potem nadeszło ochłodzenie gospodarki i przy obecnym systemie finansów publicznych i świadczeń społecznych trudno było uniknąć tak dużego deficytu. Nie ukrywajmy, większość wydatków to są wydatki typowo socjalne.

Ale pytałem o to, jak się Pan czuje z takim deficytem. Bo gdy mówił Pan o swoim niewielkim długu prywatnym, wyglądało na to, że z nim czuje się Pan całkiem komfortowo.
Uważam, że jesteśmy w stanie w ciągu 3-4 lat zbilansować finanse publiczne.

A nie ma Pan wrażenia, że gdyby dług był prywatny, to postępowałby Pan inaczej i powiedział: kochani, obcinamy wydatki, musimy sobie z tym poradzić jak najszybciej.
Tak, ale tutaj mam ograniczenie polityczne. Gdybym był dyktatorem, zadekretowałbym, co ma być zrobione. Zmieniłbym system podatkowy na taki, który motywuje do efektywnego gospodarowania, a od strony wydatków powiedziałbym: wszyscy zaciskamy pasa. "Karana" byłaby konsumpcja - wyższe byłyby podatki pośrednie. Podobnie po stronie wydatków - ograniczane byłyby wydatki konsumpcyjne, świadczenia społeczne, wydatki na administrację. No, ale to jest oczywista utopia, gdy mamy tak skonstruowaną władzę polityczną, jak mamy.

Pan powiedział o ograniczeniu politycznym. Ale przecież ci sami ludzie - czy to politycy, czy spora część społeczeństwa - jeśli chodzi o ich prywatne budżety, zachowywaliby się tak jak Pan.
W teorii finansów publicznych funkcjonuje pojęcie: freerider. Jeżeli to nie jest moje, to mogę tego używać. Dopóki nie będzie takiej odpowiedzialności za państwo i pieniądz państwowy jak za swoje pieniądze, to będą istnieć freeriderzy.

Jest Pan zadłużony w złotówkach czy w euro?
W złotych. Kiedy podejmowałem decyzję dwa lata temu, sytuacja kursowa była nieciekawa, euro wzmacniało się, więc wolałem wziąć kredyt w złotych.

A zadłużenie skarbowe? Ostatnio coraz bardziej zadłużamy się za granicą.
Ale to jest dług w złotych, który wykupywany jest przez inwestorów zagranicznych. Nie my popadamy w ryzyko kursowe tylko oni.

Pana dochody netto byłyby większe, gdyby nie apetyt budżetu. Co Pan na to, jak Pan żyje sam ze sobą?
Ha! Gdyby nie ustawa kominowa, żyłbym niewątpliwie lepiej. To jest bardziej dotkliwe niż skala opodatkowania. Jeśli chodzi o podatki, w poprzednim miejscu pracy nic nie mogłem zrobić. Teraz mogę inicjować pewne działania, ale wiadomo, że premier opowiada się wyraźnie przeciwko podatkowi liniowemu. Trudno się więc spodziewać, że minister finansów będzie mógł go przekonać, że lepiej opodatkowywać konsumpcję niż dochody. Ale będę próbował.

A czy próbuje Pan zminimalizować swoje obciążenia podatkowe?
Nie. Nie korzystam bowiem z żadnych ulg.

Porozmawiajmy o Pana wydatkach. Czy zna Pan ich strukturę?
Ja nie wpływam na to, na co wydaje pieniądze moja rodzina. Moja rodzina wie, że ma swoje ograniczenie budżetowe i w tych ramach się porusza. Natomiast jeżeli chodzi o mnie, to najwyższe koszty, jakie ponoszę, to koszty podróży. Niestety, kupuję bilety na tak zwanym spocie.

Czyli w ostatniej chwili, najdroższe?
700 złotych za bilet w jedną stronę do Gdańska powoduje określony uszczerbek w dochodach, nie mówiąc o utraconych korzyściach alternatywnych.

Jaką część wydatków stanowią u państwa Gronickich wydatki sztywne?
Na pewno mniej niż w polskim budżecie.

To dobrze?
Oczywiście.

To co zrobić ze sztywnym budżetem?
Inny jest charakter budżetu państwa, a inny charakter budżetu domowego. To, co możemy w państwie zrobić, to inaczej, racjonalniej wydawać środki, zwłaszcza na cele socjalne.

Czy rzeczywiście wydatki sztywne są sztywne?
Część jest relatywnie sztywna, tak bym to określił. Gdyby dokładnie przyjrzano się tym wydatkom, na pewno byłoby to mniej niż 60-70 procent wszystkich, a tak liczy się obecnie. W sferze budżetowej, gdyby dokonać racjonalizacji zatrudnienia i zwolnić 10 procent pracowników, nawet dając połowę środków na zwiększenie funduszu wynagrodzeń, już zaoszczędzilibyśmy półtora miliarda złotych. W administracji państwowej koszty połączeń stacjonarnych są droższe niż koszty połączeń płaconych przez przedsiębiorcę. Ktoś nie potrafił wynegocjować odpowiednio niższych kosztów. Gdziekolwiek spojrzymy okiem gospodarza

...głowy rodziny
...istnieje możliwość oszczędności. W administracji jednak wszystko jest dużo bardziej ociężałe niż w rodzinie.

Czy ma Pan wrażenie, że jakieś pieniądze wydaje źle?
Już powiedziałem - za drogo kosztuje mnie transport. Taką cenę płacę, żeby zaoszczędzony czas wykorzystać w inny sposób.

A jak Pan robi zakupy, to tam, gdzie wygodniej, czy tam, gdzie taniej?
W ogóle nie robię zakupów. Dożywiam się w restauracjach, bo tak jest szybciej. Jestem ekonomistą i postępuję racjonalnie. Dla mnie czas jest bardziej istotny niż pieniądz.

Pan po prostu nie ma ograniczenia budżetowego.
Gdybym nie miał, nie musiałbym pracować.

A jak są wydawane środki w budżecie państwa? Jaka część jest marnowana - spróbujmy zgadnąć: 10, 20 procent?
Nie, nie, gdyby to było 10, 20 procent, to byłaby tragedia. Trudno mi powiedzieć ile. Jak powiem, to stworzę fakt. I jak kiedyś mówiono o dziurze Bauca, tak zacznie się mówić o marnotrawstwie w sensie Gronickiego, więc nie mając twardych danych, wolałbym nie odpowiadać liczbami. Natomiast mogę odpowiedzieć miękko, że na pewno marnuje się pieniądze dlatego, że freerider to jest freerider. To jest największy problem finansów publicznych: rozdział tego, co jest moje, na przykład podatków, które płacę, od tego, co chciałbym, żeby ktoś inny mi dał. Ludziom ciągle się wydaje, że coś jest za darmo. W przedsiębiorstwie celem jest zysk. W przypadku finansów publicznych celem Ministerstwa Finansów jest rozsądna dystrybucja tego, co mamy. Ale nie mam wpływu na to, co się będzie działo w edukacji czy służbie zdrowia. Gdybym chciał na to wpływać przez ograniczanie lub zwiększanie nakładów, to różnica będzie żadna, bo najpierw musi się zmienić sposób działania instytucji.

Czy ci, którzy są dysponentami środków publicznych: dyrektor szkoły, szef instytutu naukowego, wójt itd., traktują te środki jak prywatne, czy nie?
Gdyby tak było, to zachowywaliby się inaczej. Nie, nie traktują ich jak prywatne. Łatwiej wydają pieniądze, bo nie ma jasno określonych celów działania takich instytucji, a w przedsiębiorstwie taki cel jest - zysk.

No to co z tym zrobić?
Mogę definiować cel - na przykład jak najlepsze wykształcenie dzieci w szkole. Mogę przekazywać ogólną kwotę. I mogę dawać więcej samodzielności w dysponowaniu pieniędzmi. Ale to wymaga zmiany podejścia do finansów publicznych i usamodzielnienia jednostki budżetowej. A tego nie ma, bo istnieją ministerstwa branżowe, które rozdzielają środki.

A jak tam z inwestycjami i oszczędnościami u Gronickich?
Jestem budżetowo zrównoważony, więc przez lata coś się nagromadziło.

Oszczędzał Pan 25 procent dochodów czy więcej?
Był taki czas, kiedy oszczędziłem przez rok 80 procent dochodów.

Pewnie pracując w Japonii. Japończycy to oszczędny naród...
Tak. I ja się przystosowałem.

A jak powinno być z budżetem? Ile ma przeznaczać na inwestycje?
Celem budżetu centralnego nie jest inwestowanie. Inwestować w szkoły, drogi powinny samorządy. Tymczasem teraz urzędnik centralny negocjuje z samorządem, jakie są jego potrzeby.

W skali gospodarki stopa inwestycji wynosi kilkanaście procent; skala oszczędności nie sięga 20 procent?
Stopa oszczędności jest większa. Jeżeli uwzględnimy deficyt budżetowy, który jest finansowany z oszczędności prywatnych, i odejmiemy to, co napływa w postaci kapitału zagranicznego, to  na pewno okaże się, że jest to powyżej
20 procent PKB.

To wystarczy do rozwoju?
Na to, żeby zmobilizować większe oszczędności krajowe, potrzebne byłyby systemowe zmiany.

Jakie?
Na przykład takie, by trzeci filar systemu emerytalnego był zwolniony od podatku. Powinno być tak, że jeżeli ktoś wpłaca na fundusz emerytalny, to nie płaci podatku dzisiaj, będzie płacił dopiero w przyszłości, kiedy będzie realizował inwestycję. To znakomicie zwiększyłoby poziom oszczędności.

O ile nie wzrośnie inflacja. Jak Pan sobie daje radę w domu z inflacją? Doszła już prawie do 5 procent. A może Pan jej nie dostrzega?
Inflacja kilkuprocentowa, według mnie, nie jest dostrzegalna dla konsumenta. Natomiast jako minister finansów analizuję dostępne dane i na ich podstawie staram się także przewidywać jej przyszłe tendencje.

Dla budżetu wysoka inflacja to dobrze czy źle?
Z jednej strony wysoka inflacja może dać budżetowi większe dochody (zwłaszcza z podatków pośrednich), ale z drugiej strony budżet też musi kupować towary i usługi, co przy wyższej inflacji może doprowadzić do pogorszenia jakości usług publicznych.

Jaka jest prognoza Pana dochodów rodzinnych na 2005 rok?
Wszystko zależy od tego, jak szybko przestanę być ministrem finansów. Ale przypuszczam, że będą podobne jak w 2004 roku.

Co się robi, gdy dochody nie rosną? Trzyma się twardo wydatki, prawda?
Oczywiście, nie przewiduję szaleństw.

A w budżecie państwa wydatki mają wzrosnąć o 4 procent, mimo wielkiego deficytu.
Dokładnie o 3,7 procent, ale trzeba patrzeć, jak naprawdę rosną wydatki.

Co to znaczy?
W zeszłym roku wydano mniej, niż było preliminowane. Taka sama sytuacja może być w 2004 i 2005 roku.

A co Pan robi ze swoimi nadwyżkami finansowymi?
Poprzednio inwestowałem, ale nie powiem w co. Teraz, będąc ministrem, oczywiście już nie mogę.

Dobrze zarządza Pan swoimi wolnymi środkami?
Przebijałem średnią krajową.

A budżet państwa? Przecież też ma wolne środki.
Ha! ja mogę zaryzykować jako osoba prywatna. Pieniędzmi publicznymi nie mogę ryzykować.