Wojna o detal

Dodano:   /  Zmieniono: 
Bojkot Euro-Apteki to paniczna reakcja aptekarzy na zasady wolnego rynku i ostro grającą konkurencję
Zaostrza się konflikt między drobnymi aptekarzami a litewską siecią Euro-Apteka. Litwini wynegocjowali w hurtowniach farmaceutycznych najwyższe rabaty w kraju i dzięki temu sprzedają leki o 7- 9 proc. taniej niż konkurencja. Do tego stosują oryginalne akcje promocyjne - między innymi "Leki za 1 grosz".
Polscy aptekarze uważają, że Litwini działają na granicy prawa, i pozwali ich do sądu za niezgodne - ich zdaniem - z przepisami ulotki reklamowe. Zagrozili też, że zbojkotują wszystkie hurtownie, które będą handlować z Euro-Apteką. Poskutkowało. Wszystkie największe hurtownie, między innymi Polska Grupa Farmaceutyczna (PGF) i Farmacol, nie przedłużyły umów na dostawę leków do Euro-Aptek, które musiały poszukać nowych dostawców. Jakby tego było mało, pracownicy Euro-Aptek dostali listy z pogróżkami, że nie znajdą w przyszłości pracy w polskich aptekach.
Litwini nie pozostają dłużni. Przygotowują pozew do sądu przeciwko Zachodniopomorskiej Izbie Aptekarskiej, która, ich zdaniem, bezprawnie przez pół roku blokowała uruchomienie apteki w Stargardzie Szczecińskim (Izba musi wydać zgodę na objęcie funkcji kierownika apteki).

90 proc. rynku
W Polsce działa 10,5 tys. aptek. Litwini mają 45 punktów. To niewiele. Największe sieci liczą ich po 200-300. Ale i tak 90 proc. rynku aptekarskiego jest w rękach drobnych przedsiębiorców aptekarzy. Nawet najwięksi hurtownicy liczą się z ich opinią. Inny hurtowy dystrybutor leków - toruński Torfarm - od początku jasno dawał do zrozumienia, że z Litwinami nie handluje, za co aptekarze nagrodzili go większymi zamówieniami.
- Jego udziały w rynku w ciągu roku wzrosły z 7 do 10 proc. - mówi Andrzej Wróbel, prezes Naczelnej Izby Aptekarskiej. Wróbel reprezentuje lobby, które protestowało przeciwko obniżaniu cen przez Euro-Apteki. Przyznaje jednak, że jest bardzo wątpliwe, aby Litwini złamali polskie przepisy. O co więc chodzi? O obronę wysokich marż.
Według Naczelnej Izby Aptekarskiej, średnia marża apteczna na lekach refundowanych wynosi 14 proc. Na parafarmaceutykach (głównie środkach przeciwbólowych) nawet 30 proc. Nawet sami aptekarze przyznają, że ich apteki mogłyby z powodzeniem funkcjonować przy niższych marżach. Co więcej, mogą wynegocjować z hurtowniami duże rabaty i sprzedawać leki taniej bez szkody dla własnego zysku. Jeden z warszawskich aptekarzy, zamiast protestować przeciwko litewskiej konkurencji, już to zrobił.
- Działam samodzielnie, nie mam szans na takie rabaty jak Euro-Apteki, ale nie narzekam. Po obniżce mam dużo więcej klientów - mówi aptekarz. Jeszcze łatwiej byłoby zmniejszyć ceny sieciom aptek należącym do hurtowników. - Mogliby zjechać z cenami, ale boją się reakcji drobnych aptekarzy - mówi Stanisław Bogdański, właściciel hurtowni leków Intra.
Vladas Numavicius, prezes Euro-Apteki, tłumaczy, że dzięki tańszym lekom jego obroty są dwukrotnie wyższe od średniej. Akcja polskich konkurentów to przestroga dla tych, którzy chcieliby pójść w jej ślady. A to oznacza, że litewska sieć na razie nie będzie miała poważnej konkurencji cenowej. Co więcej, jeśli minister zdrowia Marek Balicki wprowadzi, jak zapowiada, ceny urzędowe na niektóre leki refundowane, to automatycznie jeszcze bardziej ograniczy działanie niewidzialnej ręki rynku.

Zarobić na groszu
Naczelna Izba Aptekarska twierdzi, że akcja "Leki za 1 grosz" spowoduje wzrost sprzedaży refundowanych leków i wyższe koszty refundacji. Narodowy Fundusz Zdrowia na razie tych obaw nie potwierdza. Groszowe ceny dotyczą kilkunastu, co najwyżej kilkudziesięciu specyfików spośród pięciu tysięcy, jakie sprzedaje każda apteka. W dodatku ten chwyt reklamowy prawie nic Euro-Apteki nie kosztuje. Akcja obejmuje leki, które - dzięki refundacji - mogą kosztować 3,2 zł. Różnicę pomiędzy rzeczywistą ceną u hurtownika a tą w okienku pokrywa aptece państwo, wypłacając dodatkowo - w przypadku leków o wartości powyżej 100 zł - 12 zł marży. Euro-Apteki postanowiły z części tej marży zrezygnować. Obniżając cenę z 3,2 zł do 1 grosza, i tak zarabiają 8,81 zł. A pacjenci, których skusi promocja, przy okazji wykupią inne lekarstwa już w zwykłych cenach. Polscy aptekarze mogą mieć pretensje tylko do siebie, że wcześniej na to nie wpadli.
Andrzej Wróbel uważa, że rozgrywka między aptekarzami a Euro-Apteką ma kluczowe znaczenie dla przyszłości rynku farmaceutycznego. - Produkcja i handel hurtowy został już skonsolidowany. Teraz trwa wojna o detal, o utrzymanie rozdrobnionej dystrybucji - mówi szef NIA. Ale bez względu na to, kto wygra, ofiary będą po obu stronach. W ciągu ostatniej dekady liczba aptek wzrosła o 300 proc. W Austrii jedna apteka przypada na 7 tys. mieszkańców. W Polsce są miasta, gdzie jedna apteka obsługuje 1,5 tys. osób. Część z nich będzie musiała zniknąć - i nie będzie to wina Euro-Apteki.