Pod dyktando PR-owców

Pod dyktando PR-owców

Dodano:   /  Zmieniono: 
Ostatnie przetasowania w sondażach wyborczych to wynik intensywnych działań speców od public relations
Wolne i niezależne media, w tym media publiczne, kreują przyszłych zwycięzców wyborów parlamentarnych i prezydenckich' - napisał w rozpaczliwym liście do prezydenta Kwaśniewskiego Andrzej Lepper, domagając się interwencji głowy państwa. Zdaniem lidera Samoobrony, prasa i telewizja dyskryminują i pomijają w swoich relacjach jego partię. Lepper nie ma jednak racji, pisząc, że to media kreują przyszłych zwycięzców. Kreują ich spece od PR, którzy wykorzystują media do osiągnięcia własnych celów. Używają przy tym takich samych sztuczek jak w czysto komercyjnych działaniach PR prowadzonych na zamówienie firm. - Kampanie wyborcze mają swoją specyfikę, ale nie zmienia to faktu, że sztab Cimoszewicza w trakcie kryzysu po zeznaniach Anny Jaruckiej korzystał z podobnych narzędzi co spółka Constar kilkanaście tygodni temu - ocenia Andrzej Długosz, właściciel agencji Cross Media. Główna różnica polega na tym, że liczba wariantów, które trzeba rozważyć w trakcie gry wyborczej, jest nieporównywalnie większa. Poza tym konkurenci biznesowi nawet w agresywnych kampaniach nie posługują się prowokacją, tymczasem w środowisku polityków to norma. Innym problemem są dziennikarze, którzy z reguły mają wyrobione poglądy polityczne i do niektórych polityków, na przykład do Andrzeja Leppera czy Romana Giertycha, podchodzą z wyraźnym sceptycyzmem.
Najbardziej gorący będzie ostatni tydzień przed wyborami. Zarzuty najcięższego kalibru będą padać właśnie wtedy. Wystarczająco wcześnie, by media je nagłośniły, a jednocześnie wystarzająco późno, by oskarżeni nie mogli się skutecznie bronić. Z dobrze poinformowanych źródeł wiadomo, że w kampanii pojawi się jeszcze czarny PR: podejrzenia związane z obrotem pieniędzmi, seksem, a nawet... Wehrmachtem. PiS na kilka dni przed głosowaniem ma opublikować materiał wskazujący, że dziadek Donalda Tuska służył w niemieckim wojsku. Nie wiadomo, czy do tego dojdzie, bo Platforma dysponuje podobno dowodami na to, że zarzuty PiS są fikcją.

Mocne wejście
Teoretycznie toczą się teraz dwie równoległe kampanie - prezydencka i parlamentarna. Część ugrupowań, na przykład Platforma Obywatelska, ma dwa sztaby, ale gra wyborcza toczy się na jednym boisku. Kandydaci na prezydenta występują na billboardach razem z tymi do Sejmu, a większość reklam promuje jednocześnie partie i kandydatów do prezydentury.
Układ sił przed rozpoczęciem rozgrywki był klarowny. Sztab Prawa i Sprawiedliwości kierowany przez Adama Bielana, Andrzeja Urbańskiego i partyjnego speca od telewizyjnych socjotechnik Jacka Kurskiego miał zadbać o mocne wejście kreowanego na faworyta Lecha Kaczyńskiego i tak pokierować kampanią, aby utrzymać przewagę do wyborów.
PiS jako pierwsza z partii zorganizowało huczną konwencję wyborczą, którą nagłośniły media. Dodatkowo wyemitowało kilkadziesiąt reklam, w których jego kandydat zdecydowanym tonem zadeklarował swój udział w wyborach. I chociaż Państwowa Komisja Wyborcza uznała to za falstart i nakazała wstrzymanie emisji spotów, sztab Kaczyńskiego osiągnął swój cel. Polityk ten wysunął się na czoło sondaży. W tym czasie konkurencyjne ekipy dopiero były budowane.
Maciej Grabowski, jeden z szefów i współwłaściciel agencji United PR, który jest nieoficjalnym szefem kampanii Platformy Obywatelskiej i Donalda Tuska, współpracuje w sztabie z Krzysztofem Kilianem, ministrem łączności w rządzie Suchockiej, oraz z człowiekiem Jana Rokity Łukaszem Pawłowskim. To oni zaproponowali wstrzymanie się z rozpoczęciem działań promocyjnych.

Gra na czas
Tusk długo zwlekał, zanim oficjalnie ogłosił zamiar kandydowania, ale jeszcze dalej poszli doradcy Włodzimierza Cimoszewicza, którymi kieruje Katarzyna Piekarska z SLD. Wycofanie się z polityki i zmiana decyzji po kilkunastu dniach były zagraniem ryzykownym, ale przyniosły sukces, bo zaowocowały poparciem w granicach 30 proc. Cimoszewicz 'wrócił do polityki' jako jedyny uczciwy i sprawiedliwy polityk. Sztab Cimoszewicza zapewnia, że nie korzysta z konsultacji zewnętrznych PR-owców i radzi sobie sam. Nie do końca, bo pomysł 'z wycofaniem' się z wyborów był już wykorzystywany przez polityków, między innymi w Grecji.
Dobre przykłady do skopiowania ekipa Piekarskiej znalazła zresztą na własnym podwórku. Notowania Tuska zaczęły rosnąć po tym, jak sprytnie wykorzystał zainteresowanie mediów sytuacją Polaków na Białorusi i pojechał do Grodna oraz po spotkaniu z Angelą Merkel, prawdopodobnym przyszłym kanclerzem Niemiec.
Jego śladem podążył w ubiegłym tygodniu Cimoszewicz, który złożył wizytę Wiktorowi Juszczence i jako marszałek Sejmu spotkał się z prezydentem Niemiec Horstem Koehlerem. Ekipa Cimoszewicza promowała to ostatnie wydarzenie pod wzniosłym hasłem "Cimoszewicz i Koehler są za wspólną polityką wschodnią UE", ale żaden z dziennikarzy się na to nie nabrał.
Sztabowi Cimoszewicza przypisuje się też podstawienie człowieka, który witał w Grójcu składającego tam wizytę kandydującego na prezydenta Marka Borowskiego. Przed kamerami działacz ów powitał kandydata SdPL słowami: Witamy pana, marszałku Cimoszewicz.

Stagnacja u Kaczyńskiego
Sztab Cimoszewicza nie PORADZIŁ SOBIE zupełnie z czarnym PR - problematycznymi zeznaniami Anny Jaruckiej i nieprawidłowymi zeznaniami majątkowymi swojego kandydata. Desperacka próba zrzucenia odpowiedzialności za Jarucką na Platformę Obywatelską nie powiodła się. Kandydatowi lewicy nie pomogła także prywatna wojna, jaką toczył rzecznik Cimoszewicza Tomasz Nałęcz z Konstantym Miodowiczem z PO. Zupełną klęską okazały się rewelacje Nałęcza o agencie, którego w latach 90. w NSZZ "Solidarność" miał umieścić Miodowicz. Elektorat popierający PO i Tuska zupełnie je zlekceważył. Zauważył za to rezygnację Zbigniewa Religi na rzecz Donalda Tuska. Po tym wydarzeniu poparcie dla tego polityka wzrosło do około 40 proc.
Włodzimierzowi Cimoszewiczowi - zdaniem ekspertów od marketingu politycznego - zaszkodziła arogancja, przekonanie o swojej niezwykłości. Poza tym u jego boku nie ma fachowców od wizerunku. Chociaż jedną z szarych eminencji ekipy marszałka jest Robert Kwiatkowski, były prezes TVP.
W międzyczasie pogubili się spece PiS. Zbyt szybko ocieplili wizerunek prezydenta stolicy. A ludzie nie lubią manipulacji.
- Pomysł dobry, ale wykonanie złe - ocenia Eryk Mistewicz, który pracował dla Zbigniewa Religi.
Gra toczy się dalej, zgodnie z warunkami dyktowanymi przez speców od PR. Ich rola będzie rosła. Nawet kandydaci na przewodniczącego Instytutu Pamięci Narodowej szukają pomocy u specjalistów z tej branży. Irytacja Andrzeja Leppera spowodowana pomijaniem jego partii w mediach nie dziwi, ale szef Samoobrony zamiast oburzać się na dziennikarzy (politykę informacyjną TVP na jednej z konferencji nazwał chamstwem), powinien poszukać lepszego PR-owca, bo na razie jego partia nie ma pomysłu na kampanię. Michał Wiśniewski, Trubadurzy i Mariusz Pudzianowski to zdecydowanie za mało.

Ile to kosztuje?
Dwunastosobowa ekipa Eryka Mistewicza inkasuje za jedną kampanię parlamentarną około 400 tys. zł. Koszty doradztwa marketingowego kandydata na prezydenta można szacować na 800 tys. - 1 mln zł. Część specjalistów rezygnuje jednak z części albo całości wynagrodzenia za konsultacje ze względu na sympatię do partii, którym pomagają. Około 300 tys. zł kosztują same badania rynkowe. Wykorzystuje się je przed podjęciem każdej istotnej decyzji, na przykład jak ma wyglądać plakat wyborczy czy opowiedzenie się za wycofaniem polskich wojsk z Iraku.

Co jest ważne w kampanii?
  • rośnie znaczenie reklamy w TV, nie należy na tym oszczędzać
  • każda kampania powinna mieć kilka odsłon, plakat wyborczy powinien się zmieniać kilka razy
  • trzeba się skupić na niwelowaniu minusów kandydata i uwypuklaniu jego zalet
  • o sukcesie decyduje tzw. prowincja, dlatego kandydat czy partia muszą być atrakcyjni dla Polski powiatowej i gminnej