Być może we Włoskiej polityce doszło do jakościowej zmiany. Przez lata włoscy premierzy wymieniali się jak w kalejdoskopie i większość z nich zapamiętają tylko historycy. Berlusconi to zmienił. Funkcję premiera piastował przez pełną kadencję. No i zrobił z polityki teatr. Jego gafy dodawały mu tylko uroku. Chrystus polityki. Czemu nie? Przecież był już Mojżesz i papież. Przy tym wszystkim Romano Prodi wyglądał jak kiepski urzędnik, który karierę zrobił przez przypadek. Nie pomogło mu nawet to, że wygrał debaty telewizyjne. Nie miał, jak to Włosi ostatnio mawiają, coglioni.
Za ten teatr przyjdzie jednak Włochom sporo zapłacić. Włoska gospodarka stoi. I żaden to argument, że stoją niemal wszystkie gospodarki Starej Unii (oprócz brytyjskiej). Berlusconi, choć zmobilizował skutecznie swoich wyborców, nie potrafił zmobilizować siebie, by przeprowadzić konieczne reformy gospodarcze. Większość swego premierowskiego czasu spędził na wygaszaniu spraw prokuratorskich przeciw niemu. Na ratowaniu własnej skóry.
I na koniec - to jest już chyba jakaś światowa tradycja - instytuty badające opinię publiczną ponownie udowodniły, że jak się chce przewidzieć polityczną przyszłość, lepiej iść do wróżki.
Grzegorz Sadowski