Taśmy Gudzowatego w TVP

Taśmy Gudzowatego w TVP

Dodano:   /  Zmieniono: 
To był przeciek od faceta, który moim zdaniem, w sposób pośredni czy bezpośredni, w taki czy inny sposób, jest związany ze służbami - mówił Adam Michnik w rozmowie z Aleksandrem Gudzowatym.
Po ujawnieniu przez TVP tzw. taśm Aleksandra Gudzowatego, na których biznesmen oskarża dziennikarza "Gazety Wyborczej" o działania z inspiracji służb specjalnych, politycy i dziennikarze zastanawiali się, czy i w jakim stopniu media są inspirowane przez służby. Zarzuty o takie inspiracje w "GW" odrzucił jej redaktor naczelny Adam Michnik.

Zdaniem premiera Jarosława Kaczyńskiego program pokazał, że jest coś niepokojącego w tym, że ludzie w Polsce zaczynają się podsłuchiwać. To jest coś, "co w najwyższym stopniu zakłóca funkcjonowanie demokracji" - podkreślił premier.

Michnik oświadczył na łamach "Gazety Wyborczej", że nigdy nie działała ona na zlecenie żadnych służb specjalnych. "Ocenę naszych publikacji na temat interesów Gudzowatego pozostawiamy naszym Czytelnikom" - zaznaczył. Według niego wydanie programu TVP1 "Misja specjalna", w którym opublikowano nagrania, przyrządzono "wedle najlepszych wzorów prowokacji KGB".

Przeprosin za to stwierdzenie domaga się od Michnika prezes TVP Bronisław Wildstein. W przypadku odmowy TVP zapowiada skierowanie sprawy do sądu.

<b>Taśmy w telewizji</b>

Rozmowę nagrała ochrona biznesmena. Chciał on znać źródła "Gazety Wyborczej", bo uznał, że jej teksty o Bartimpeksie mogą być elementem prowokacji służb specjalnych wymierzonej przeciwko niemu.

TVP wyemitowała w czwartek wieczorem felieton filmowy w programie "Misja specjalna" przygotowany wspólnie z dziennikarzami tygodnika "Wprost" Janem Pińskim i Krzysztofem Trębskim. Zawarto w nim m.in. kilka nagrań fragmentów rozmów Gudzowatego z redaktorem naczelnym "Gazety Wyborczej" Adamem Michnikiem. Miały się odbywać w siedzibie Bartimpeksu (spółki Gudzowatego, istotnej firmy na rynku energetycznym, przede wszystkim w sektorze gazowym) i warszawskich restauracjach - ostatnia we wrześniu tego roku.

W programie Gudzowaty twierdził, że on i jego syn są ofiarami prowokacji inspirowanej przez służby specjalne. Mówił, że "Gazeta Wyborcza" publikuje pochodzące od nich przecieki. Upatrywał w tym działania na swoją niekorzyść.

Dlatego - jak twierdzili autorzy wyemitowanego felietonu filmowego - Gudzowaty kilkakrotnie spotykał się z Michnikiem, by całą sprawę wyjaśnić. Niektóre spotkania zostały nagrane przez ochronę biznesmena. W czasie jednego z nich Gudzowaty poinformował Michnika, że zgłosił go do prokuratury jako świadka w sprawie, o której sam zawiadomił - gróźb kierowanych pod swym adresem. (Ma on zeznawać 30 października).

Gudzowaty namawiał redaktora, by ten ujawnił jemu, a potem prokuratorowi, skąd dziennikarze gazety czerpali informacje na temat interesów biznesmena. Michnik kilka razy odmawiał podania źródła powołując się na tajemnicę dziennikarską, którą ma obowiązek chronić.

Michnik indagowany przez Gudzowatego o autora przecieków gazety powtarzał, że jego zdaniem chodzi o osobę lub osoby pośrednio lub bezpośrednio związane z tymi służbami. Raz nawet powiedział, że "to jest prawdopodobieństwo graniczące z pewnością". Innym razem mówił o przecieku, który dostał - nie on osobiście - "z kół, co do których istniało domniemanie, że są z kręgu służb".

We wszystkich wypowiedziach przedstawiciele "Gazety" podkreślają, że nie byli inspirowani przez służby specjalne i mówią, że to Gudzowatemu trudno uwierzyć, iż poszczególni dziennikarze kierują się swoimi ocenami w tekstach na temat interesów Gudzowatego.

Taśmy z nagraniami rozmów - autorzy programu podali, że trwają one łącznie dwie i pół godziny, szef ochrony Gudzowatego b. antyterrorysta Marcin Kossek, przekazał prokuraturze. Występujący w programie zastępca Prokuratora Generalnego Jerzy Engelking ujawnił, że przeprowadzona ekspertyza wykazała, iż nagrania są wolne od ingerencji czy prób montażu.

Emisję nagrań pochodzących z jednego ze spotkań Michnika i Gudzowatego zapowiadano w zeszły czwartek w programie "Misja specjalna" w TVP. Wówczas do emisji nie doszło.

W drugiej połowie września Prokuratura Apelacyjna w Warszawie formalnie przejęła śledztwo w sprawie gróźb wobec syna Gudzowatego, wraz z pomijanym wcześniej przez prokuraturę na stołecznej Pradze wątkiem próby odsunięcia od władzy w 2003 r. premiera Leszka Millera.

Obecnie postępowanie ma kilkanaście wątków. Najważniejsze - jak mówili w październiku prokuratorzy - to przyjęcie 10 tys. dolarów łapówki przez funkcjonariusza UOP, groźby karalne pod adresem Gudzowatego i jego rodziny (pojawiające się od połowy lat 90.), poświadczenie nieprawdy w dokumentacji Bartimpeksu przez funkcjonariuszy służb specjalnych w latach 90., przekroczenie uprawnień i niedopełnienie obowiązków przez funkcjonariuszy publicznych w latach 1996-2002, płatna protekcja, czyli powoływanie się na wpływy u premiera Leszka Millera (maj 2003 r.) i żądanie od 1 do 3 mln dolarów w zamian za zaniechanie zakłócania prowadzenia działalności gospodarczej Bartimpeksu.

W sierpniu 2005 r. warszawska prokuratura odmówiła wszczęcia śledztwa z doniesienia Gudzowatego w sprawie gróźb wobec jego syna. Dopiero po zażaleniu biznesmena w styczniu 2006 r. rozpoczęto śledztwo. W kwietniu zaś pojawiły się zeznania świadka, na którym "Dziennik" oparł swe artykuły o próbie wykorzystania Gudzowatego przez służby specjalne do usunięcia Millera z funkcji szefa rządu.

<b>Publicyści o nagraniach</b>

"Ja tam nigdzie nie zobaczyłem nawet w tych strzępach, tego całego restauracyjnego bełkotu, który nam tutaj puszczono, że Adam Michnik twierdzi, że jakiekolwiek służby kierowały, inspirowały" - powiedział zastępca redaktora naczelnego "Gazety Wyborczej" Piotr Pacewicz.

"To się liczy i to jest ważne, że myśmy punkt za punktem pokazywali w jaki sposób interesy pana Gudzowatego są powiązane z interesami Gazpromu, czytaj interesami Rosji. Myśmy to demaskowali. W tej sprawie pan Kaczyński (...) jako minister sprawiedliwości polecił wszcząć śledztwo, które zakończyło się procesem" - dodał Pacewicz.

Jak mówił publicysta Rafał Ziemkiewicz sprawa nagrania rozmów Gudzowaty-Michnik, dla przeciętnego słuchacza może być niejasna. "Meritum sprawy jest pytanie, czy służby specjalne w Polsce miały możliwość inspirowania jakiś materiałów" - podkreślił.

"Nie jest to dziś jedyny sygnał, że takie rzeczy się w Polsce dzieją. Od kilku dni dostajemy rozmaite sygnały o tym, że zbliża się odtajnienie różnych materiałów z szafy sławnej Lesiaka na temat związków między służbami a dziennikarzami" - dodał Ziemkiewicz.

Natomiast zdaniem Piotra Najsztuba, wszelkie rozważania czy dziennikarze otrzymują informacje od funkcjonariuszy służb są bezsensowne, bo "oczywiście, że je otrzymują". "Większość dziennikarzy, którzy zajmują się brudnymi sprawami ma też kontakty w służbach, po to żeby mięć od nich informacje, które potem sprawdzają, bo są dziennikarzami" - powiedział Najsztub. Dodał, ze jest to normalne na całym świecie, i jeśli informację potwierdzi się w kilku źródłach, to się ją drukuje.

pap, ss

<b>Czytaj też:</b> <a href='http://www.wprost.pl/ar/?O=95919' class='text1a'>Taśmy na Michnika</a>