Kiedy wolniej znaczy szybciej

Kiedy wolniej znaczy szybciej

Dodano:   /  Zmieniono: 
Zwolniłam. Od końca czerwca mam wrażenie, że czas płynie inaczej. Ale nieustannie do przodu. Słowo daję życie to maraton - jak śpiewa jeden z moich ulubionych wokalistów, którego czasami spotykam po sąsiedzku. Przed 6 rano on wyprowadza pieska i jest jeszcze baz makijażu, a ja klepię po kostce bauma, też bez makijażu. Można wtedy pozwolić myślom płynąć bez obaw, że coś się gdzieś rozmaże.
Życie to maraton. Nie da się zatrzymać stopera, nie wrócisz jeszcze raz na start, nie pobiegniesz tego samego biegu drugi raz. Ale w maratonie możesz wystartować jeszcze raz, i jeszcze raz, i jeszcze – a w życiu już niekoniecznie.

Jest wolniej. Jest inaczej. I jest niekomfortowo. A czas nieubłaganie płynie. Jak w maratonie.

A, właśnie. Maraton. Jest już (tak, wiem, od ładnych kilku dni jest już) znana trasa 35. Maratonu Warszawskiego. Kiedy wydawało się, że po ubiegłorocznym starcie na Moście Poniatowskim, podbiegu w Natolinie i mecie na Narodowym już nic innego wymyślić się nie da - niektórzy zresztą nawet się nie wysilali, tylko żywcem skopiowali i posklejali kawałki starych tras - szef Fundacji Maratonu Warszawskiego znowu zaskoczył. I to na plus. Nowa trasa ma już chyba wszystko to, co powinna mieć dobra trasa.
Start na Moście Poniatowskiego, potem zamiast wąskiego Nowego Światu - szeroka Marszałkowska, tradycyjnie Plac Piłsudskiego i Pl. Teatralny, dalej po staremu – Miodową, Bonifraterską aż pod stadion Polonii, stamtąd długi łagodny zbieg w stronę Wisłostrady, jasna długa prosta, Most Poniatowskiego od spodu (to w zeszłym roku tam kibice nieśli nas swoim dopingiem), potem niespodzianka: Szwoleżerów, Myśliwiecka (Trójka, Agrykola), ostry nawrót za Agrykolą i… Aleja Tomasza Hopfera (nie mogło jej zabraknąć na tej jubileuszowej trasie), Łazienki, rzut oka na Pałac na Wodzie, zbieg w stronę Podchorążych - i znów Czerniakowska, moja Golgota maratońska, aż po estakady Trasy Siekierkowskiej, skręt w Witosa, odwinięcie w Sobieskiego, przelot aż po Świątynię Opatrzności Bożej, ale żadnych prostych w stronę Wilanowa, żadnej pustyni w stronę Powsina, przy świątyni nawrót, Arbuzowa, podbieg, ostry podbieg, pamiętam, ale krótki, tyle że trzeba mieć zapasik. Wreszcie Ursynów. Nugat, Ghandi, KEN (kiedyś mieszkałam niedaleko skrzyżowania Ghandi i KEN, której jeszcze wtedy właściwie nie było, dopiero ją budowano, i były to prawdziwie cudowne lata, całe dwa lata, choć jedna zima, ale mam dobre wspomnienia, i dobre wspomnienia z poprzednich dwóch maratonów na Ursynowie, gdzie jest gęsto i głośno od kibiców). A potem jeszcze tylko jeden podbieg, długa Puławska, Plac Unii Lubelskiej z nową zabudową, Aleja Szucha – i znowu Łazienki. Tym razem za plecami. A na wprost – Aleje. Ujazdowskie. Plac Trzech Krzyży z kościołem św. Aleksandra. Palma na Rondzie de Gaulle’a. Most. Zbieg. Stadion. Meta.

Trasa, jakiej nie powstydziłby się żaden z wielkich maratonów. Historia i współczesność. Serce miasta, jego kręgosłup i kilka ważnych organów. Piękne perspektywy ulic, kilka uroczych zakamarków. Centrum i (prawie) peryferia. Agrykola i Park Łazienkowski. Mosty (cały czas mamy ich mało, ale są ładne) - i te stare, jak Poniatowski, i te nowe - jak Siekierkowski. Wreszcie Świątynia Opatrzności - taki symbol polskości współczesnej, jakkolwiek by jej nie oceniać.

Dużo czasu zabrało wymyślanie i zatwierdzanie tej trasy. Już co poniektórzy zaczynali się niepokoić. Ale w tym przypadku pośpiech nie byłby dobrym doradcą.

Śpieszyć się warto tylko w jednym przypadku. Jak u księdza Twardowskiego.

Może jeszcze warto się śpieszyć... z zapisem na maraton. Bo, wiadomo, limity. Tego samego dnia maratony w Warszawie i w Berlinie. Na Berlin pakiety rozeszły się w trzy godziny. Na Warszawę jeszcze są, ale…

Poza tym często wolniej - znaczy szybciej. To już przerabiałam, jak cały plan Greiffa. Nauczyłam się biegać wolniej, a wtedy prędkość sama przyszła. Ale teraz, żeby przyspieszyć - trzeba wyjść ze strefy komfortu. No to wychodzę. Fartlek - tylko osiem powtórzeń. Bo były za szybko. A powinno być 10-12-15. O 5 sekund wolniej. Za szybko, za szybko, warto zwolnić, a zrobić tyle, ile trzeba, po aptekarsku. No to próbuję jeszcze raz, nie mam ochoty, bo kto by miał, ale gdzieś tam na końcu jest cel. Wiadomo. Ta meta na końcu trasy.

Zaczynam ciężko i powoli. Ale już po kilometrze nabieram tempa. Pod drugim – biegnę szybko, ale nie do bólu. Więc może tym razem nie fartlek, nie zmienny, a zwyczajny ciągły? Miał być z narastającą prędkością, ale prędkość od razu narosła. Już nie bardzo jest z czego przyspieszyć. Tylko wytrwać. Biegnę. Trzymam te swoje 4:40. Na trening to przyzwoicie. 4 kilometry, osiem, dziesięć… Dwanaście. Wyszło, da się! To teraz regeneracja, następny bieg będzie wolniejszy, spokojny, żeby organizm odpoczął, żeby się zregenerował.

A potem znowu szybciej. I tak da capo al fine.

Jak w życiu.

Na razie - meta na Narodowym. 29 września. Przygotowania – start.

Ostatnie wpisy

  • Chasing the Breath – W pogoni za oddechem18 sty 2017, 16:53Wbrew pozorom i tytułowi nie jest to film o norweskich biegaczkach ( i biegaczach) narciarskich, ale o Polaku, który postanowił ukraść Szerpom zwycięstwo w Everest Marathon. Jak dla mnie, ten film mógłby równie dobrze nosić tytuł „W pogoni za...
  • Nie jesteśmy tam chłopcem do bicia30 cze 2016, 10:15Za 12 godzin ten tekst może być już nieaktualny. Cóż, tak bywa, jak się zbiera do pisania przez cały tydzień. A chciałam coś napisać o EURO. Niby za piłką nie przepadam, ale stara kibicka wyłazi mi spod koszuli. Co prawda tegoroczną imprezę...
  • „Niezłomny”. Dlaczego warto.5 sty 2015- Ania, Louis nie żyje – zaczepiła mnie jakoś w lipcu koleżanka. – JAKI LOUIS? – zapytałam dużymi literami, wstrzymując oddech. – Louis Zamperini, niezłomny – gdyby nie to, że rozmawiałyśmy przez FB, pewnie...
  • Narodowy spis biegaczy, czyli gdzie ta siła18 gru 2014Ponad 60 000 osób wzięło udział w Narodowym Spisie Biegaczy. Bo tak fajny lans był wstawić sobie w serwisie społecznościowym obrazek z kolejnym numerkiem. Tak, też dałam się spisać. Gdzieś pod sam koniec akcji, kiedy właściwie nie biegałam i...
  • Maraton bez medalu, czyli #droganaNarodowy – epilog30 wrz 2014Nie mam medalu z 36. PZU Maratonu Warszawskiego. Żałuję, bo medal jest piękny, chyba najładniejszy, jaki mogłam mieć w kolekcji. Z tego maratonu, zamiast medalu, mam breloczek. Też ładny, z Mostem Poniatowskiego. I mam też nogi zmęczone, jakbym...