Znów ktoś postanowił się pochylić nad problemem. Chodzi o szlachetną ideę wyrównywania szans. Tym razem na tapetę wzięto kobiety i ich udział w życiu publicznym. W tym celu zebrał się nawet kongres. Niektórym z jego uczestniczek każdy dodatkowy skłon grozi trwałym kalectwem , mimo że wiele spośród nich ma giętkie kręgosłupy ćwiczone od od wczesnej młodości. Jednak wiek, szczególnie zaawansowany, ma swoje prawa. Ja bym jednak nie ryzykowała. W życiu wszystko jest do czasu i nie ma gwarancji, że i tym razem uda się bezboleśnie powrócić do pionu.
Handicap czyli wyrównywanie szans stosuje się zazwyczaj w przypadku grup społecznych, które nie są w stanie samodzielnie funkcjonować w społeczeństwie, czy to wskutek niepełnosprawności czy też innej ułomności. Kobieta jako taka ułomną nie jest i osobiście nie widzę powodów by obdarzać ją z racji płci przywilejami jakie przysługują autystykom czy osobom z zespołem Downa. Żyję wystarczająco długo na tym świecie i stwierdzam ,że do tej pory nikt mnie nigdy gorzej nie traktował dlatego, że jestem kobietą. Kiedy byłam młoda i jak to się mówi, piękna, bywało że z tego tytułu mogłam liczyć na pewne fory.
Wśród ludzi można przeprowadzić miliony podziałów: na brunetów i szatynów, na blondynki i rude, na chude i grube, na łysych i opierzonych. . Najistotniejszy podział jest na głupich i mądrych oraz na podłych i szlachetnych. Liczba kobiet zawodowo aktywnych , wykształconych pełniących eksponowane funkcje publiczne systematycznie rośnie. Dość wymienić Condolezza Rice, Margaret Thatcher, Hanna Gronkiewicz-Waltz , o królowej Elżbiecie II nie wspominając. Kobiety, przynajmniej od 100 lat dają sobie doskonale radę same, bez parytetów. Pomysł zadekretowania obowiązkowej liczby osobników płci żeńskiej w każdej dziedzinie życia społecznego budzi mój głęboki sprzeciw z kilku powodów.
Jednym z nich jest ograniczenie swobód i wolności obywatelskich poprzez wprowadzenie kolejnej regulacji. Bez tego mamy w Polsce aż 800 zawodów licencjonowanych i koncesjonowanych, przy średniej europejskiej rzędu kilkunastu. Dlatego tak bardzo dziwi mnie obecność w gronie tych szlachetnych bojowniczek o uprzywilejowanie kobiet, pani Henryki Bochniarz, która od 20 lat walczy o liberalizm i swobodę działalności gospodarczej.
Twarzą kampanii społecznej promującą akcję zbierania podpisów pod projektem legislacyjnym wprowadzającym parytet jest Krystyna Janda, właścicielka teatru. Wyobraźmy sobie, że ustawa wchodzi w życie i jej skutkiem pani Krystyna będzie musiała zatrudnić więcej pań. Pomijam już wpływ takiego nagromadzenia artystek i konsekwencje dla atmosfery panującej w teatrze, ale co będzie, gdy zabraknie panów do obsady ról męskich? Nie bardzo jestem w stanie wyobrazić sobie , dajmy na to Joanny Szczepkowskiej w roli Hamleta i bynajmniej nie z powodu braków warsztatowych tej znakomitej aktorki.
Albo taka pisarka Gretkowska Manuela. Zgodnie z parytetem powinna nie tylko wprowadzić do swoich znakomitych
powieści 50% bohaterek, ale także używać więcej wyrazów z końcówką żeńsko tematową, co może spowodować, że jej kolejne dzieła traktować będą wyłącznie o łechtaczce.
Pani profesor Maria Janion powinna porzucić badania nad Mickiewiczem i zająć się Marią Konopnicką, która nie dość, że jest średniej klasy poetką, to jeszcze wypisywała jakieś patriotyczne bzdury, tak krytykowane przez znakomitą uczoną.
Drogie panie, chcecie parytetu, zacznijcie go realizować od siebie. Niech „Lewiatan” stanie się organizacją kobiet przedsiębiorczych. Mnie tylko proszę do tego nie mieszać. Jakoś sama daję sobie radę, jestem od 30 lat szczęśliwą żoną , matką. Do tej pory pracowałam głównie wśród mężczyzn, zawsze w dobrej atmosferze. Swoją „rewolucję” zacznijcie od własnego podwórka i sparytetyzujcie się same, dla przykładu.
Wśród ludzi można przeprowadzić miliony podziałów: na brunetów i szatynów, na blondynki i rude, na chude i grube, na łysych i opierzonych. . Najistotniejszy podział jest na głupich i mądrych oraz na podłych i szlachetnych. Liczba kobiet zawodowo aktywnych , wykształconych pełniących eksponowane funkcje publiczne systematycznie rośnie. Dość wymienić Condolezza Rice, Margaret Thatcher, Hanna Gronkiewicz-Waltz , o królowej Elżbiecie II nie wspominając. Kobiety, przynajmniej od 100 lat dają sobie doskonale radę same, bez parytetów. Pomysł zadekretowania obowiązkowej liczby osobników płci żeńskiej w każdej dziedzinie życia społecznego budzi mój głęboki sprzeciw z kilku powodów.
Jednym z nich jest ograniczenie swobód i wolności obywatelskich poprzez wprowadzenie kolejnej regulacji. Bez tego mamy w Polsce aż 800 zawodów licencjonowanych i koncesjonowanych, przy średniej europejskiej rzędu kilkunastu. Dlatego tak bardzo dziwi mnie obecność w gronie tych szlachetnych bojowniczek o uprzywilejowanie kobiet, pani Henryki Bochniarz, która od 20 lat walczy o liberalizm i swobodę działalności gospodarczej.
Twarzą kampanii społecznej promującą akcję zbierania podpisów pod projektem legislacyjnym wprowadzającym parytet jest Krystyna Janda, właścicielka teatru. Wyobraźmy sobie, że ustawa wchodzi w życie i jej skutkiem pani Krystyna będzie musiała zatrudnić więcej pań. Pomijam już wpływ takiego nagromadzenia artystek i konsekwencje dla atmosfery panującej w teatrze, ale co będzie, gdy zabraknie panów do obsady ról męskich? Nie bardzo jestem w stanie wyobrazić sobie , dajmy na to Joanny Szczepkowskiej w roli Hamleta i bynajmniej nie z powodu braków warsztatowych tej znakomitej aktorki.
Albo taka pisarka Gretkowska Manuela. Zgodnie z parytetem powinna nie tylko wprowadzić do swoich znakomitych
powieści 50% bohaterek, ale także używać więcej wyrazów z końcówką żeńsko tematową, co może spowodować, że jej kolejne dzieła traktować będą wyłącznie o łechtaczce.
Pani profesor Maria Janion powinna porzucić badania nad Mickiewiczem i zająć się Marią Konopnicką, która nie dość, że jest średniej klasy poetką, to jeszcze wypisywała jakieś patriotyczne bzdury, tak krytykowane przez znakomitą uczoną.
Drogie panie, chcecie parytetu, zacznijcie go realizować od siebie. Niech „Lewiatan” stanie się organizacją kobiet przedsiębiorczych. Mnie tylko proszę do tego nie mieszać. Jakoś sama daję sobie radę, jestem od 30 lat szczęśliwą żoną , matką. Do tej pory pracowałam głównie wśród mężczyzn, zawsze w dobrej atmosferze. Swoją „rewolucję” zacznijcie od własnego podwórka i sparytetyzujcie się same, dla przykładu.