Nie mam dzieci. Gdybym miała, pewnie nie chciałabym, żeby Trynkiewicz został ich sąsiadem.
Od kilku tygodni trwa publiczne polowanie na czarownice, a dokładniej bestie – gwałcicieli, pedofilów, morderców, psychopatów – złych do cna przestępców opuszczających więzienia. Daliśmy się w nie wciągnąć. I zamiast zastanowić się o co tak naprawdę chodzi, jak gończe psy biegniemy w pościgu.
Kilka dni temu Stefan Niesiołowski, polityk i poseł, przeprosił w mediach za błąd sprzed lat i Trynkiewicza, tłumacząc że „każdy myślał, że w ciągu 25 lat to on zdechnie w tym więzieniu".
Potem pojawiła się informacja, że „szatan z Piotrkowa” zamieszka w Rudzie Śląskiej. Zanim zamieszkał, odbył się lincz. Przed budynkiem, zebrali się ludzie. Protestowali, wybili szyby. Wszystko „na żywo” relacjonował telewizyjny reporter.
„Tu na miejscu, najchętniej wszyscy chcieliby go zabić” – usłyszałam w Rzeszowie.
O Trynkiewiczu wiemy już niemal wszystko. Jak wygląda, że zgolił wąsy i że ma raczej średnie relacje z rodziną. Dla ludzi to i tak mało. Gdyby mogli, chcieliby śledzić go godzina po godzinie. Nikt nie pyta o zasadność tych działań. O prawo. O przemoc. A tę historia już poznała. Tyle, że systemy zemsty i odwetu się nie sprawdziły. Prawdopodobnie dlatego szukano lepszego.
Nie twierdzę, że prawo w Polsce jest dobre, bo nie jest. Przede wszystkim przez nieskuteczność. Przez brak nieuchronności i realnego zagrożenia karą. Nie mówię, że należało skazać Trynkiewicza i wielu innych wielokrotnych przestępców na 25 latach więzienia. Tyle, że stało się to w majestacie prawa. Zgodnie z regułami państwa. I to ono zawiniło. Zgoda, trudno do zbrodni podchodzić nieemocjonalnie. Właśnie dlatego, chroniąc ład społeczny, demokracja wprowadziła konkretne przepisy, oddzieliła zemstę od kary i odpłatę od linczu.
Nie chcę publicznych egzekucji. Nie chcę wyroków, wydanych zanim na sali sądowej zbiorą się biegli i rozpocznie rozprawa. Nie chcę patrzeć na tłum ponoszony emocjami i agresją.
Nie mam dzieci. Gdybym miała, pewnie nie chciałabym żeby Trynkiewicz został ich sąsiadem. Ale nie chciałabym też, żeby dorastały w państwie, które brzydząc się przemocą i okrucieństwem Trynkiewicza, osądza bez wyroków i stawia pręgierze.
Kilka dni temu Stefan Niesiołowski, polityk i poseł, przeprosił w mediach za błąd sprzed lat i Trynkiewicza, tłumacząc że „każdy myślał, że w ciągu 25 lat to on zdechnie w tym więzieniu".
Potem pojawiła się informacja, że „szatan z Piotrkowa” zamieszka w Rudzie Śląskiej. Zanim zamieszkał, odbył się lincz. Przed budynkiem, zebrali się ludzie. Protestowali, wybili szyby. Wszystko „na żywo” relacjonował telewizyjny reporter.
„Tu na miejscu, najchętniej wszyscy chcieliby go zabić” – usłyszałam w Rzeszowie.
O Trynkiewiczu wiemy już niemal wszystko. Jak wygląda, że zgolił wąsy i że ma raczej średnie relacje z rodziną. Dla ludzi to i tak mało. Gdyby mogli, chcieliby śledzić go godzina po godzinie. Nikt nie pyta o zasadność tych działań. O prawo. O przemoc. A tę historia już poznała. Tyle, że systemy zemsty i odwetu się nie sprawdziły. Prawdopodobnie dlatego szukano lepszego.
Nie twierdzę, że prawo w Polsce jest dobre, bo nie jest. Przede wszystkim przez nieskuteczność. Przez brak nieuchronności i realnego zagrożenia karą. Nie mówię, że należało skazać Trynkiewicza i wielu innych wielokrotnych przestępców na 25 latach więzienia. Tyle, że stało się to w majestacie prawa. Zgodnie z regułami państwa. I to ono zawiniło. Zgoda, trudno do zbrodni podchodzić nieemocjonalnie. Właśnie dlatego, chroniąc ład społeczny, demokracja wprowadziła konkretne przepisy, oddzieliła zemstę od kary i odpłatę od linczu.
Nie chcę publicznych egzekucji. Nie chcę wyroków, wydanych zanim na sali sądowej zbiorą się biegli i rozpocznie rozprawa. Nie chcę patrzeć na tłum ponoszony emocjami i agresją.
Nie mam dzieci. Gdybym miała, pewnie nie chciałabym żeby Trynkiewicz został ich sąsiadem. Ale nie chciałabym też, żeby dorastały w państwie, które brzydząc się przemocą i okrucieństwem Trynkiewicza, osądza bez wyroków i stawia pręgierze.