W minionych latach uczestniczyłem w licznych inicjatywach, których celem było opracowanie takich propozycji zmian przepisów prawa, które wpływałyby pozytywnie na nasze otoczenie, w tym również na otoczenie reklamowe. W Krakowie, Wrocławiu, Poznaniu, Gdańsku lub w Warszawie, w każdym mieście mimo ogromnego zaangażowania społeczników, urzędników i biznesu, konkluzja była mniej więcej ta sama: Niewiele możemy zrobić. Niech państwo nam pomoże, niech samo zajmie się porządkowaniem naszego wspólnego podwórka. Niech, niech, niech…
Stało się wreszcie tak, że prezydent zaproponował stosowne zmiany prawa w ramach tak zwanej ustawy krajobrazowej. Wiele na jej temat napisano. Nie tylko w ramach zwykłej dyskusji społecznej, ale także szukając jakiegoś drugiego dnia, zmowy, spisku i tak dalej, i tak dalej… Ostatecznie okazało się, że projekt ustawy był na początku stosunkowo dobry, a na koniec prac parlamentarnych do dupy. Jak w wypadku większości stanowionych w ostatnich latach aktów prawnych.
I nie chodzi o to, że mamy mało posłów i senatorów, którzy rozumieją rzeczywistość. Chodzi o to, że oni wszyscy nie potrafią słuchać i wyciągać wniosków. Mają gdzieś uwagi zwykłych ludzi. Chyba, że ci zwykli ludzie mobilizują i buntują się. Ale pod wpływem tego buntu powstają często jeszcze bardziej bzdurne przepisy. Tak źle. Tak niedobrze. I od początku…
Trwamy w Polsce bo jesteśmy sprytni, nieźle wykształceni i potrafimy świetnie wykorzystywać luki naszego ułomnego prawa. Dajemy radę. Dbamy sami o siebie. Co z tego, kiedy brak nam formalnych podstaw dla nowoczesnych działań innowacyjnych, kreatywnych i prospołecznych. Dla rządzących są to problemy, którymi starają się interesować raz na cztery lata. Z naciskiem na „interesować”. Bo przecież nie „działać”, nie mówiąc już „wdrażać”. Tylko obiecywać, obiecywać, obiecywać…
Jeden z moich kolegów z branży powiedział dzisiaj: „Nie zagłosowałem na Komorowskiego, ponieważ podpisał ustawę krajobrazową, która jest zła i niezgodna z prawem własności i wieloma artykułami Konstytucji. Nie głosowałem również na Dudę, bo zwyczajnie mnie nie przekonał”. Takich kolegów w branży, którą reprezentuję, mam kilka tysięcy. Oni byli tego samego zdania. Kilka dni temu napisałem, że nie wolno stanowić prawa „pod publiczkę”, zwłaszcza gdy jest to ułomne prawo. Przekonywałem, że należałoby wyrzucić ustawę krajobrazową do kosza, a potem przygotować nową. Trzeba było słuchać.
I nie chodzi o to, że mamy mało posłów i senatorów, którzy rozumieją rzeczywistość. Chodzi o to, że oni wszyscy nie potrafią słuchać i wyciągać wniosków. Mają gdzieś uwagi zwykłych ludzi. Chyba, że ci zwykli ludzie mobilizują i buntują się. Ale pod wpływem tego buntu powstają często jeszcze bardziej bzdurne przepisy. Tak źle. Tak niedobrze. I od początku…
Trwamy w Polsce bo jesteśmy sprytni, nieźle wykształceni i potrafimy świetnie wykorzystywać luki naszego ułomnego prawa. Dajemy radę. Dbamy sami o siebie. Co z tego, kiedy brak nam formalnych podstaw dla nowoczesnych działań innowacyjnych, kreatywnych i prospołecznych. Dla rządzących są to problemy, którymi starają się interesować raz na cztery lata. Z naciskiem na „interesować”. Bo przecież nie „działać”, nie mówiąc już „wdrażać”. Tylko obiecywać, obiecywać, obiecywać…
Jeden z moich kolegów z branży powiedział dzisiaj: „Nie zagłosowałem na Komorowskiego, ponieważ podpisał ustawę krajobrazową, która jest zła i niezgodna z prawem własności i wieloma artykułami Konstytucji. Nie głosowałem również na Dudę, bo zwyczajnie mnie nie przekonał”. Takich kolegów w branży, którą reprezentuję, mam kilka tysięcy. Oni byli tego samego zdania. Kilka dni temu napisałem, że nie wolno stanowić prawa „pod publiczkę”, zwłaszcza gdy jest to ułomne prawo. Przekonywałem, że należałoby wyrzucić ustawę krajobrazową do kosza, a potem przygotować nową. Trzeba było słuchać.