Żałuję, że rodzice niepełnosprawnych dzieci zakończyli protest w Sejmie. Przykro mi, że zdecydowali się wrócić do własnych domów. Myślę, że ich krótki, dwutygodniowy pobyt w gmachu parlamentu był potrzebny i dla wszystkich zdrowy, wbrew temu, co obłudnie mówili niektórzy politycy czujący się gospodarzami tego gmachu.
Dla protestujących rodziców wyprawa do Sejmu była, podejrzewam, czymś znacznie przyjemniejszym niż na przykład urlop w Kołobrzegu dla posła Niesiołowskiego. Oddechem od codziennej rutyny, w kółko tych samych zajęć i nieznośnej 24-godzinnej harówki przy myciu, przewijaniu, rehabilitowaniu, pielęgnowaniu, sprzątaniu, martwieniu się, co włożyć do garnka, skąd wziąć pieniądze na lekarstwa, jak wywieźć dziecko na spacer i z kim je zostawić, gdy samemu trzeba iść do dentysty. Poza tym przy tej wysokości dochodów, jakie osiągają osoby niepełnosprawne i ich opiekunowie, można podejrzewać, że warunki w ich domach są znacznie gorsze niż te, które mieli, biwakując na marmurowych sejmowych posadzkach.
Dlaczego jednak tak długo czekali z tą wycieczką? Dlaczego nie przyjechali, gdy państwo obniżało im zasiłki i demontowało system wsparcia? Gdy wmawiało im za pomocą rozmaitych przepisów, że jeśli urodzili takie dziecko, to powinni się teraz sami nim zajmować i najlepiej, żeby robili to tak, by nikomu nie zawracać głowy ani nikomu tego dziecka nie pokazywać, bo taki widok jest dla otoczenia nieprzyjemny i mało estetyczny.
Rodzice niepełnosprawnych dzieci zwykle mają poczucie winy i wstydu. Radzą sobie sami. Nie chcą współczucia ani litości. Muszą być naprawdę na dnie rozpaczy, żeby przełamać te bariery i krzyknąć, że tak dalej się nie da żyć. Dla posłów dwutygodniowa wizyta garstki rodziców z dziećmi też była z pewnością korzystna, chociaż może nie zawsze przyjemna. To, czego im i pozostałym rządzącym brakuje najbardziej, to wyobraźnia. Dlatego dobrze, że przynajmniej przez kilka dni mieli kontakt ze zwykłymi ludźmi i mogli na własne oczy zobaczyć niepełnosprawne dziecko. Stosunek Polaków do osób niepełnosprawnych wyraźnie się zmienił przez ostatnie ćwierć wieku, coraz rzadziej „inni” są wytykani palcami, coraz częściej spotykają się z odruchami pomocy i wsparcia. Niestety, nie można tego powiedzieć o parlamentarzystach. Ich stosunek do osób potrzebujących pomocy polega na udawaniu, że nie istnieją.
Niektórzy posłowie sugerowali, że rodzice tylko sobie szkodzą, bo zachowują się roszczeniowo. Tak naprawdę jednak podczas tych wydarzeń roszczeniową postawę demonstrowali raczej parlamentarzyści, którzy wyrażali niezadowolenie z obecności w Sejmie nieproszonych gości. Posłowie, okazało się, roszczą sobie prawa do gmachu Sejmu, gdzie mają zapewnione wszelkie wygody oraz wysokie pensje. Wydają się przy tym zapominać, że luksusy w tym gmachu nie są po to, by mogli tam przyjemnie spędzać czas, ale po to, żeby wydajniej pracowali. Dzięki protestowi rodziców posłowie się przekonali, że to, czego mimo próśb, apeli i nagabywań nie mogli załatwić przez pięć lat, da się zrobić w ciągu dwóch tygodni.
Mam nadzieję, że rodzice dotrzymają swoich obietnic i nie odpuszczą. Ktoś musi parlamentarzystów motywować do pracy. ■