Jarosław Kaczyński zapowiedział, że PiS przedstawi projekt zmian w przepisach ustanawiający minimalną wysokości rent i emerytur na poziomie 1 tys. zł. "Można to załatwić – powiedział - bo nie jest to coś, co przekracza możliwości państwa, a konkretnie możliwości ZUS".
Brzmi to bardzo ładnie, ale – jak każde rozwiązanie podnoszące minimalne stawki - ma jeden słaby punkt. Obecnie minimalne emerytury i renty wynoszą 597,46 zł. A zatem trzeba by je podnieść o 402,54 zł. Takiej podwyżki nie można wprowadzić jednak tylko dla osób o najniższych świadczeniach. Przecież, gdyby tak zrobić, ci, którzy dziś mają emerytury w wysokości 600 zł, dostaliby świadczenia wyższe niż ci, którzy dziś dostają emeryturę w wysokości – na przykład – 950 zł. Byłoby to rażąco niesprawiedliwe, bo przecież przedstawiciele tej drugiej grupy więcej i dłużej pracowali.
Trzeba zatem o kwotę 400 zł podnieść świadczenie także tym, którzy otrzymują tysiąc złotych. Wtedy jednak dostawaliby więcej niż ci, którzy dziś otrzymują - na przykład – 1350 zł. Trzeba by zatem o kwotę 400 zł podnieść świadczenie także im, ale … Itede, itepe – jak łatwo zauważyć morał jest taki, że o 402,54 zł trzeba by podnieść świadczenia wszystkim.
Ile by to kosztowało? Przy ponad 7 milionach świadczeniobiorców (tylko z ZUS – nie wiem czy pomysł ma dotyczyć także emerytur rolniczych) mamy: 7,2 mln. os. razy 400 zł, co daje 3 mld zł miesięcznie i 36 mld zł rocznie. I jest to kwota ogromna nawet jak „na możliwości ZUS”, bowiem obecnie wydaje on na świadczenie 100 mld zł rocznie, z czego ca 25 mld zł pochodzi z dotacji budżetowej, bo składki na taką wysokość wypłat nie wystarczają.
A na dodatek! Takie rozerwanie związku między wysokością jednostkowej składki i wysokością emerytury w obecnym, czyli tzw. starym, systemie można sobie wyobrazić. Od przyszłego roku ma jednak rozpocząć się reforma emerytalna i wysokość świadczeń ma zależeć wyłącznie od wielkości kapitału zgromadzonego na naszych kontach emerytalnych. A zatem propozycja Jarosława Kaczyńskiego oznaczałaby całkowite przekreślenie owej wprowadzanej od 10 lat reformy.
Trzeba zatem o kwotę 400 zł podnieść świadczenie także tym, którzy otrzymują tysiąc złotych. Wtedy jednak dostawaliby więcej niż ci, którzy dziś otrzymują - na przykład – 1350 zł. Trzeba by zatem o kwotę 400 zł podnieść świadczenie także im, ale … Itede, itepe – jak łatwo zauważyć morał jest taki, że o 402,54 zł trzeba by podnieść świadczenia wszystkim.
Ile by to kosztowało? Przy ponad 7 milionach świadczeniobiorców (tylko z ZUS – nie wiem czy pomysł ma dotyczyć także emerytur rolniczych) mamy: 7,2 mln. os. razy 400 zł, co daje 3 mld zł miesięcznie i 36 mld zł rocznie. I jest to kwota ogromna nawet jak „na możliwości ZUS”, bowiem obecnie wydaje on na świadczenie 100 mld zł rocznie, z czego ca 25 mld zł pochodzi z dotacji budżetowej, bo składki na taką wysokość wypłat nie wystarczają.
A na dodatek! Takie rozerwanie związku między wysokością jednostkowej składki i wysokością emerytury w obecnym, czyli tzw. starym, systemie można sobie wyobrazić. Od przyszłego roku ma jednak rozpocząć się reforma emerytalna i wysokość świadczeń ma zależeć wyłącznie od wielkości kapitału zgromadzonego na naszych kontach emerytalnych. A zatem propozycja Jarosława Kaczyńskiego oznaczałaby całkowite przekreślenie owej wprowadzanej od 10 lat reformy.