Stare powiedzonko ekonomistów głosi, że „jak sytuacja robi się dostatecznie zła, ludzie są w stanie zrobić nawet najmądrzejsze rzeczy”. I na pozór ta piękna maksyma ma się wreszcie w Polsce sprawić. Pewność (bo w nie w kategoriach prawdopodobieństwa lecz pewności można już o tym mówić) przekraczania kolejnych progów ostrożnościowych przez dług publiczny sprawiła, że rząd zapowiada zmiany: podwyższenie wieku emerytalnego, likwidację przywilejów emerytalnych dla górników i służb mundurowych (a co z sędziami i prokuratorami?), wprowadzenie podatku dochodowego dla rolników – wprawdzie tylko dla najbogatszych 15 proc. - i nałożenie na nich obowiązku płacenia składki zdrowotnej.
Pięknie i można by bić brawo, gdyby nie dwie sprawy. Po pierwsze, wszystkie te zmiany wprowadzać można jedynie stopniowo i ich pozytywne efekty ujawnią się po kilku, kilkunastu latach. Gdyby zatem zaczęto wprowadzać przed – no niech już będzie - nie przed dwudziestu, ale przed dziesięciu laty (wtedy, kiedy rozpoczęto reformę emerytalna), dzisiaj nie byłoby takich problemów z finansami publicznymi. A tak, pozytywne skutki ujawnią się w 2015 czy 2020 roku.
Po drugie, życie nauczyło mnie, że nie należy chwalić propozycji tylko czekać – co najmniej - aż zmaterializują się w postaci projektów ustaw (a i wtedy posłowie potrafią je skutecznie popsuć). Wcześniejsze bicie brawa ma tylko ten skutek, że potem często niepotrzebnie bolą ręce. Niebezpieczeństwo, że rząd będzie chciał dobrze, a wyjdzie tak jak zawsze jest w tym przypadku szczególnie duże, bo zmiany dość istotnie naruszą interesy dużych grup społecznych. I pierwszy taki przypadek stępiania projektu już można obserwować. Wśród propozycji jest podwyższenie składki rentowej dla najbogatszych. Propozycji da się bronić (składki emerytalnej podnieść nie można, bo istnieje ogranicznik wysokości emerytury, rentową można, bo wypłata renty może nastąpić w bardzo młodym wieku) także z tego powodu, że specjalnej krzywdy ludziom o wysokich dochodach nie uczyni, a dodatkowo dałaby finansom publicznym „szybkie” pieniądze . Natychmiast po jej ogłoszeniu minister Rostowski zapowiedział jednak, że zmianę taka można wprowadzić dopiero po jego trupie. Oczywiście za chwilę lobby rolnicze zaprotestuje przeciwko opodatkowaniu i oskładkowaniu chłopów, lobby górnicze i mundurowe przeciwko zmianie wieku emerytalnego tych grup, stowarzyszenie wojujących kobiet stwierdzi, że kobiety maja wprawdzie mieć wyższe świadczenia, ale pracować muszą krócej… itd, itp. Braliśmy tu już wiele razy zarówno w wersji soft (naciski zakulisowe), jak i hard (naciski demonstracyjno-petardowe).
I jest tylko jedna szansa. Będzie tak źle, że deficytu i długu zamieść pod szafę się nie da i mając nóż na gardle rząd wreszcie coś zrobi. Tyle tylko, że można się zastanawiać nad tym, czy naprawdę musi być aż tak źle, żeby zaczęło być lepiej.
Po drugie, życie nauczyło mnie, że nie należy chwalić propozycji tylko czekać – co najmniej - aż zmaterializują się w postaci projektów ustaw (a i wtedy posłowie potrafią je skutecznie popsuć). Wcześniejsze bicie brawa ma tylko ten skutek, że potem często niepotrzebnie bolą ręce. Niebezpieczeństwo, że rząd będzie chciał dobrze, a wyjdzie tak jak zawsze jest w tym przypadku szczególnie duże, bo zmiany dość istotnie naruszą interesy dużych grup społecznych. I pierwszy taki przypadek stępiania projektu już można obserwować. Wśród propozycji jest podwyższenie składki rentowej dla najbogatszych. Propozycji da się bronić (składki emerytalnej podnieść nie można, bo istnieje ogranicznik wysokości emerytury, rentową można, bo wypłata renty może nastąpić w bardzo młodym wieku) także z tego powodu, że specjalnej krzywdy ludziom o wysokich dochodach nie uczyni, a dodatkowo dałaby finansom publicznym „szybkie” pieniądze . Natychmiast po jej ogłoszeniu minister Rostowski zapowiedział jednak, że zmianę taka można wprowadzić dopiero po jego trupie. Oczywiście za chwilę lobby rolnicze zaprotestuje przeciwko opodatkowaniu i oskładkowaniu chłopów, lobby górnicze i mundurowe przeciwko zmianie wieku emerytalnego tych grup, stowarzyszenie wojujących kobiet stwierdzi, że kobiety maja wprawdzie mieć wyższe świadczenia, ale pracować muszą krócej… itd, itp. Braliśmy tu już wiele razy zarówno w wersji soft (naciski zakulisowe), jak i hard (naciski demonstracyjno-petardowe).
I jest tylko jedna szansa. Będzie tak źle, że deficytu i długu zamieść pod szafę się nie da i mając nóż na gardle rząd wreszcie coś zrobi. Tyle tylko, że można się zastanawiać nad tym, czy naprawdę musi być aż tak źle, żeby zaczęło być lepiej.