Znowu nasilają się głosy nawołujące do przeprowadzenia referendum w kwestii przyjęcia euro. Chociaż jestem wielkim zwolennikiem tej "najdoskonalszej formy demokracji" to, w tym przypadku akurat takiego stanowiska nie rozumiem.
Bo o czym miałoby być referendum? O tym czy Polska przyjmie euro? Ta kwestia została przecież jednoznacznie zdecydowana w traktacie akcesyjnym, w którym Polska zobowiązała się – co prawda bez sprecyzowania daty – do przyjęcia wspólnej waluty. A zatem pytanie: „czy jesteś za przyjęciem euro?”, byłoby równoznaczne z pytaniem: „czy chcesz, by Polska wypowiedziała traktat akcesyjny i wystąpiła z Unii?” Można oczywiście sobie wyobrazić, że temat referendum będzie pomyślany wężej i pytanie dotyczyłoby właśnie daty przejścia (np. „czy jesteś za tym, aby Polska przeszła na euro w dniu 1 stycznia 2012 r.”). Tyle tylko, że wtedy temat referendum dotyczyłby kwestii czysto techniczno-ekonomicznej, a w takich sprawach wolę, aby decyzji nie podejmowali w głosowaniu: pani Kazia ze sklepu warzywnego i pan Alfred – górnik strzałowy, tylko fachowcy od ekonomii. Zwłaszcza, że zawirowania na rynkach finansowych mogą przekreślić wszelkie dotychczasowe prognozy i niewykluczone jest, że na wyborze odpowiedniego momentu można będzie sporo zyskać lub stracić.