Szansa na wcześniejszą katastrofę (Budżet 2010 - cz. III)

Szansa na wcześniejszą katastrofę (Budżet 2010 - cz. III)

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jeżeli relacja długu sektora finansów publicznych do PKB w przyszłym roku przekroczy 55 proc. (o czym oficjalnie dowiemy się w połowie roku 2011) w roku 2012 czeka nas katastrofa, bo trzeba będzie dokonać bardzo ostrych cięć wydatków lub (i) podnoszenia podatków.
Jest jednak spora szansa na to, że ministrowi Rostowskiemu nie uda się „osiągnąć” w przyszłym roku deficytu na poziomie 52,2 mld zł, co widmo przekroczenia progu ostrożnościowego nieco w czasie oddali. Aby bowiem „osiągnąć” taki deficyt trzeba te pieniądze na rynku finansowym pożyczyć. Co więcej, ponieważ w przyszłym roku – jak co roku – wypadnie termin zapadalności wielu papierów trzeba będzie je wykupić. Oczywiście będzie się to robić poprzez tzw, „rolowanie”, czyli finansowanie starego długu nowymi kredytami. Potrzeby pożyczkowe brutto (nowe pożyczki plus rolowanie) wyniosą dobrze ponad 200 mld zł. A na dodatek pomału między bajki można włożyć projekt pozyskania w przyszłym roku z prywatyzacji 25 mld zł. Świadczy o tym niepowodzenie prywatyzacji Enei, konieczność upchnięcia połowy nowej emisji akcji PKO BP w państwowym Banku Gospodarstwa Krajowego oraz fakt, że z planowanych na ten rok 12 mld zł, do końca września pozyskano tylko 3,5 mld zł i sam pan minister Grad publicznie oświadczył, że plan prywatyzacji wykonany nie będzie. A każdy niepozyskana (z owych 25 mld) złotówka będzie musiała być pożyczona.

Co jednak się stanie, jeżeli przy przedłużającym się kryzysie na rynku finansowym, pożyczenie tak wielkich kwot okaże się nie możliwe? Też będzie katastrofa tyle, że wcześniejsza i mniejsza (bo jednak nawet jeśli pojawi się „dziura pożyczkowa” nie będzie zbyt wielka), przejawiająca się w tym, że trzeba będzie nowelizować budżet i ciąć wydatki.

Zestawiając dwa czarne scenariusze zauważyć warto, że ten drugi - wymuszenie cięć budżetowych już w przyszłym roku, ale – dzięki temu - uniknięcie przekroczenia przez dług granicy 55 proc. PKB, w sumie oznaczałby nieszczęście mniejsze.

Dalszych wniosków już nie wyciągam, bo dochodzimy do granicy paranoi. Wychodzi bowiem, żeby, aby było lepiej trzeba się modlić o katastrofę.

Ostatnie wpisy

  • Państwowe jest rzadko dobre4 mar 2010Pomimo naszych 45 letnich doświadczeń z gospodarką niemal wyłącznie państwową, co jakiś czas odżywa dyskusja w kwestii prywatyzacji. Jej przeciwnicy posługują się dwoma argumentami: strategicznym znaczeniem niektórych firm i branż oraz sloganem...
  • I po grypie11 sty 2010Napisałem kilka blogów rozważających problem państwowego zakupu szczepionek przeciwko najstraszliwszej grypie wszech czasów. Cała sprawa byłaby mi może moralnie obojętna, bo jestem morsem, codziennie rano wyrąbuje przerębel w pobliskim jeziorku i...
  • Szczęście zwane stanem wojennym20 gru 2009Już dość dawno postanowiłem, że nic nie będzie mnie w stanie zdziwić. Czasem jednak bardzo trudno jest mi wytrwać w tym postanowieniu. Ostatnio moja silna wola dwakroć wystawiona została na wielka próbę.
  • Będzie dobrze, bo jest źle3 gru 2009Stare powiedzonko ekonomistów głosi, że „jak sytuacja robi się dostatecznie zła, ludzie są w stanie zrobić nawet najmądrzejsze rzeczy”. I na pozór ta piękna maksyma ma się wreszcie w Polsce sprawić. Pewność (bo w nie w kategoriach...
  • Grypa grypą, ale te leki26 lis 2009Mecz minister Kopacz - połączone reprezentacje koncernów farmaceutycznych i WHO na razie jest na remis. Remis ze wskazaniem na Kopacz.