Kradzione nie tuczy

Kradzione nie tuczy

Dodano:   /  Zmieniono: 
Lewica, której poparcie wciąż oscyluje na granicy wejścia do parlamentu, i która dzieli się jak niegdyś kanapowe partyjki prawicy, przypomniała sobie swój stary sposób na odzyskanie choćby kilku procent wyborców. Jest nim, a jakże, antyklerykalizm ekonomiczny, czyli głośny krzyk, że Kościół nielegalnie dostaje miliony złotych czy grunty, które możnaby wykorzystać na budowę placów zabaw (albo - czego politycy lewicy już nie dodają - na jakieś kręcenie lodów, w którym zawsze panowie byli w czołówce). SLD wspomagane jest w tym krzyku przez "Gazetę Wyborczą", która nigdy nie traci okazji do lekkiego dokopania Kościołowi.
Problem polega tylko na tym, że tam gdzie lewica (medialna i polityczna) węszy skandal - zupełnie go nie ma. Ustawa, na podstawie której dokonuje się oddawania majątku, została uchwalona przez ostatni Sejm PRL, a rozporządzenia konieczne do jej funkcjonowania istnieją od 1991 roku. Na jej podstawie zwrócono już (nie tylko zresztą Kościołowi katolickiemu, ale także innym związkom wyznaniowym) zdecydowaną większość majątku, wcześniej - i trzeba to wyraźnie powiedzieć - ukradzionego przez komunistów. Sam zwrot nie jest zaś chyba niczym kontrowersyjnym, skoro zgadzamy się, co do tego, że kraść nie wolno, a to, co ukradzione powinno być zwrócone.

Postkomunistom ta ustawa zresztą nie przeszkadzała, gdy sami sprawowali władzę i zasiadali w komisji majątkowej. Wtedy była ona dla nich dobra, a teraz chcą ją zgłaszać (po niemal dwóch dekadach jej obowiązywania, gdy zdecydowana większość spraw została załatwiona) do Trybunału Konstytucyjnego? Wcześniej nie dostrzegali zła ustawy, którą uchwaliła nieboszczka PZPR, a teraz ją dostrzegają? Trudno nie dostrzec w tym czysto politycznego interesu zagrania na antyklerykalizmie części Polaków. I jakoś dziwnie nie przekonuje mnie argument, że dopiero teraz pojawiły się problemy, bo jeśli prawo jest złe, to należało je zmienić wiele lat temu, a jeśli mówimy o nadużyciach - to od znalezienia ich i ukarania winnych są prokuratury i sądy, a nie politycy, którzy z ogniem w oczach opowiadają, że chcą bronić majątku narodowego (który ich poprzednicy systematycznie rozkradali). Jeśli gdzieś popełniono przestępstwo, to trzeba je ukarać, ale nie ma potrzeby zmieniania prawa.

Zabawnie brzmią też słowa o uczciwości i potrzenby ochrony majątku narodowego przed zakusami Kościoła w ustach przedstawicieli partii, która otwarcie nawiązuje do tradycji PZPR (i PPR), czyli partii, które przed laty doprowadziły do masowej ograbienia Kościoła. Rozumiem, że trudno jest oddać to, co się ukradło, ale państwo prawa mierzy się między innymi tym, na ile respektuje ono prawo własności. Tam, gdzie można bezkarnie kraść i nie oddawać trudno mówić o praworządności. I w tym znaczeniu na III RP ciąży poważna wina nie oddania ukradzionych majątków milionom zwykłych Polaków. Jeśli więc gdzieś można dostrzec skandl to nie w tym, że majątek zwraca się Kościołowi, ale w tym że nie zwraca się go innym. Ale jakoś nie wierzę w to, by tę jawną niesprawiedliwość chcieli naprawić postkomuniści czy lewica. Oni są bowiem głęboko przekonani, że państwo może okradać obywateli czy niezależne od niego instytucje, jeśli tylko dorobi do tego odpowiednią ideologię. A potem można demagogicznie tłumaczyć, że zamiast oddawać ukradzione można to przeznaczyć na potrzeby biednych...

Ostatnie wpisy

  • Spór o okna życia, czyli aborcjoniści nie są za wyborem, lecz za śmiercią4 gru 2012Propozycja, by zamknąć okna życia, jaka padła z ust przedstawicielki Komitetu Praw Dziecka ONZ, jest kolejny dowodem na to, że zwolennicy aborcji wcale nie są za wyborem, ale zwyczajnie za zabijaniem. To zabijanie, a nie wolność jest ich głównym...
  • Lekcje nienawiści Wojciecha Maziarskiego3 lis 2012Wojciech Maziarski postanowił poużywać sobie na mnie i uznać mnie za głównego sprawcę konieczności wypłacenia odszkodowania „Agacie” i jej matce. Jego prawo - dobrze by tylko było, gdyby zachował choćby podstawowe standardy...
  • Po co nam parlament, skoro mamy Tuska23 paź 2012Parlament, partie polityczne, a nawet zwyczajna debata staje się niepotrzebna. Od teraz jednoosobowo prawo w sprawach, które są na tyle dyskusyjne, że nie sposób zmusić do jednakowego ich postrzegania nawet potulnych zazwyczaj posłów PO, regulować...
  • Tu kompromisu być nie może!11 paź 2012Z rozbawieniem i zażenowaniem (w zależności od tego, kto się wypowiada) słucham opowieści o tym, jaką to wartością jest kompromis w sprawie aborcji.
  • Znak dla nas wszystkich3 paź 2009Są wydarzenia, których zwyczajnie nie da się wyjaśnić posługując się technicznym, postoświeceniowym rozumem, a które wymagają otwarcia się na wiarę. I właśnie coś takiego (wszystko na to wskazuje) wydarzyło się w podlaskiej Sokółce.