Jeśli ktoś szuka wstrząsającego obrazu literackiego tego, czym była PRL, to powinien sięgnąć po książkę Marka Nowakowskiego "Syjoniści do Syjamu. Zapiski z lat 1967-1968". Jej autor bowiem, z właściwym sobie kunsztem do form krótkich i bardzo krótkich, opowiada (zazwyczaj ustami innych) losy ludzi - łamanych, zeszmacanych, prześladowanych przez komunę. Nie ma tu wielkich narracji i niewiele wielkich upadków (największym jest chyba historia skazanego na karę śmierci za aferę gospodarczą prezesa, który walczy o życie i umiera do końca nie wierząc, że można go zabić za kaskę). Ale te drobne historie, drobnych, zwykłych ludzi robią wstrząsające wrażenie.
Te drobne życiowe historie, to opowieści o tym, jak zaszczuto kobietę, która robiła karierę naukową. Wspomnienie o bohaterze niepodległościowego podziemia, który lata spędził w komunistycznych więzieniach, a później całe swoje życie poświęcił jednemu celowi, by syn zdobył wykształcenie i na zawsze wyjechał z Polski. "Niech tu nie wraca. Niech żyje i pracuje tam... Wśród obcych... Jak najdalej od tego wszystkiego u nas... Przynajmniej nie będzie kaleką..." - mówi ojciec o swoim dziecku, które właśnie na stałe wyjechało do Wielkiej Brytanii. A Nowakowski tego nie komentuje. Zostawia nas z losem patrioty, który tak kocha swoje dziecko, że wysyła je na obczyznę i skazuje siebie na samotność w mrokach PRL. Nowakowski opisuje jednak także losy innych. Tych, którzy dla drobnych korzyści, talonu na samochód, mieszkanie, awans - donosili na przyjaciół, wyrzucali z pracy Żydów czy z zimnym wyrachowaniem uczestniczyli w wyrzucaniu z pracy nieprawomyślnych. Ich też nie osądza. Ale pozostawia nas z cierpkim smakiem obrzydzenia w ustach. Ze świadomością, jak niszczący, degradujący ludzi był komunizm. Jaką cenę przyszło zapłacić za działanie w nim ludziom.
Świadomość zła, degradującej siły komunizmu, jednak wcale nie usprawiedliwia postawu kapusiów, zdrajców, czy "płatnych zdrajców". Nie usprawiedliwia, bo jak pokazuje Nowakowski i w komunie można było zachować twarz. Tramwajarz, który słyszy jak kobieta złorzeczy na studentów i domaga się ich ukarania i spałowania, nie wytrzymuje, zatrzymuje pojaz i uprzejmie informuje niewiastę, że ma ona opuścić tramwaj, bo przeszkadza mu w pracy. Niby drobny gest, a jednak pokazujący, że i za komuny można było być człowiekiem. Albo inna historia: małżeństwa młodych pracowników naukowych, którzy zdecydowali się wesprzeć studentów. I teraz oboje martwią się, co z nimi będzie. A jednak, choć przerażeni, to decydują się nadal wspierać słuszne protesty. Bez względu na cenę!
I takie właśnie drobne losy składają się na obraz życia w PRL. Obraz, który trzeba mieć w pamięci, gdy słyszy się o zasługach "utrwalaczy" Polski ludowej, albo o ciężkiej pracy ubeków. Po przeczytaniu tej książki trudno nie mieć poczucia, że zasłużyli oni (tak jak i przywócy komunistyczny) raczej na więzienie niż na wysokie emerytury. I to nie tylko dlatego, że zdradzali Polskę, ale i dlatego, że niszczyli ludzi. Zwyczajnych, szarych ludzi.
Świadomość zła, degradującej siły komunizmu, jednak wcale nie usprawiedliwia postawu kapusiów, zdrajców, czy "płatnych zdrajców". Nie usprawiedliwia, bo jak pokazuje Nowakowski i w komunie można było zachować twarz. Tramwajarz, który słyszy jak kobieta złorzeczy na studentów i domaga się ich ukarania i spałowania, nie wytrzymuje, zatrzymuje pojaz i uprzejmie informuje niewiastę, że ma ona opuścić tramwaj, bo przeszkadza mu w pracy. Niby drobny gest, a jednak pokazujący, że i za komuny można było być człowiekiem. Albo inna historia: małżeństwa młodych pracowników naukowych, którzy zdecydowali się wesprzeć studentów. I teraz oboje martwią się, co z nimi będzie. A jednak, choć przerażeni, to decydują się nadal wspierać słuszne protesty. Bez względu na cenę!
I takie właśnie drobne losy składają się na obraz życia w PRL. Obraz, który trzeba mieć w pamięci, gdy słyszy się o zasługach "utrwalaczy" Polski ludowej, albo o ciężkiej pracy ubeków. Po przeczytaniu tej książki trudno nie mieć poczucia, że zasłużyli oni (tak jak i przywócy komunistyczny) raczej na więzienie niż na wysokie emerytury. I to nie tylko dlatego, że zdradzali Polskę, ale i dlatego, że niszczyli ludzi. Zwyczajnych, szarych ludzi.