Felietoniści dnia ósmego

Felietoniści dnia ósmego

Dodano:   /  Zmieniono: 
Los kataryniarza rzeczywiście jest pieprzony i nawet przekroczenie dziury w czasie zasadniczo go nie zmienia.
Prowadzenie bloga posiada ten feler, że wymusza pospieszne formułowanie myśli. W efekcie większość wpisów grzeszy nadmiarem powagi, bo autorzy mają za mało czasu, by pisać lekko i niefrasobliwie. Niedościgły mistrz felietonu Gilbert Keith Chesterton stwierdził kiedyś, że łatwiej spłodzić dziesięć poważnych artykułów na pierwszą stronę „Timesa” niż jeden świeży dowcip dla pisemka „Tit-Bits”. „Odpowiedzialne, ostrożne ważenie słów – argumentował – to rzecz najłatwiejsza pod słońcem; każdy to potrafi. Oto dlaczego tylu bogatych, znużonych i mocno podtatusiałych panów zajmuje się polityką”.

Nie wiem, ile czasu poświęcają moi koledzy z „Wprost” Zalewski & Mazurek na wymyślanie kolejnych odcinków „Z życia koalicji, z życia opozycji”, ale podejrzewam, że muszą być czynni 24 godziny na dobę jak hipermarket Tesco. Tylko w ten sposób da się wytłumaczyć fakt, że ich – polityczna przecież – rubryka co tydzień wprawia czytelnika w dobry humor. O Macieju Rybińskim już nie wspomnę, bo na cyferblacie zegarka brakuje cyfr, żeby wyjaśnić lekkość jego felietonów. Zachodzi prawdopodobieństwo, że człowiek ten odkrył jakąś dziurę w czasie i kończy swoje teksty w ósmy dzień tygodnia, o którym zwykli śmiertelnicy mogą jedynie pomarzyć. W szczegóły nie wnikam, bo w czasach współpracy ze świętej pamięci tygodnikiem „Ozon” wbito mi do łba, że od czarnej magii należy się trzymać z daleka.

Swoją drogą, ciekawe, że Chesterton, który bez wątpienia również należał do felietonistów dnia ósmego, ciągle narzekał, że z trudem udaje mu się nadążyć z tekstami za redakcyjnym rumakiem: „Pisałem je z reguły w ostatniej chwili, wysyłałem zawsze na ostatni moment i wątpię, czy świat by się zawalił, gdybym wysłał je moment później”. Wychodzi więc na to, że los kataryniarza rzeczywiście jest pieprzony i nawet przekroczenie dziury w czasie zasadniczo go nie zmienia.

Wybaczą państwo jałowość tego wpisu, ale po dwóch poważnych analizach, które zainaugurowały żywot mojego bloga, musiałem puścić oko do swoich nauczycieli. Do kompletu brakuje tylko cytatu ze Stefana Ksielewskiego: „Felietonista to świnia, która wyszukuje trufle, sama ich nie zjadając”. Zgrabna metafora, choć „świnia” w naszych czasach brzmi nieco dwuznacznie. Zwłaszcza w kontekście znanej myśli Janusza Korwin-Mikkego: „Nie chodzi o to, żeby zmieniać świnie przy korycie, tylko żeby im zabrać koryto”.

Ostatnie wpisy

  • Pożegnanie4 maj 2010Przez ponad trzy lata było mi dane komentować dla Państwa wydarzenia kulturalne, zjawiska cywilizacyjne, czasami również bieżące fakty polityczne.
  • Polska, czyli znak sprzeciwu19 kwi 2010Kondukt żałobny dotarł na Wawel. Prezydent spoczął w symbolicznym sercu Polski. Ekipy telewizyjne zwinęły sprzęt, ludzie rozeszli się do domów. Politycy PO, którzy dotąd zajmowali się głównie szydzeniem z Lecha Kaczyńskiego, przyjęli kondolencje...
  • Niech Ci bije dzwon Zygmunta14 kwi 2010Nie zasłużył. Nie pasuje. Nie nadaje się. Nie ma miejsca. Przepraszamy, zajęte. Zatrzaśnięte na siedem spustów wielkiej polskiej historii, która – ma się rozumieć – skończyła się dawno temu. I już nie wróci.
  • Idzie wojna!13 kwi 2010Czy smoleńska tragedia może przynieść jakieś pozytywne owoce? Jeśli panem historii jest przypadek, będzie to bardzo trudne. Jeśli jednak rządzi nią Bóg, możemy z nadzieją patrzeć w przyszłość.
  • Wielkość Lecha Kaczyńskiego12 kwi 2010Prezydent może być niski, ale nie powinien być mały – powiedział niedawno polityk, którego nazwiska nie ma sensu teraz przywoływać. Bóg najwyraźniej miał inne zdanie na temat polskiego przywódcy.