Gdzie lekarz nie może, tam pielęgniarkę pośle.
Rząd jest bez serca. Kiedy cztery pielęgniarki zaczęły okupować kancelarię premiera, nikt nie pomyślał o tym, żeby wstawić tam łóżka. W efekcie panie musiały spać na podłodze, przykryte kartonem, z torebkami pod głowami. – Nie jesteśmy w stanie jeszcze opowiadać o tym do końca – mówi szefowa OZZPiP Dorota Gardias, dając do zrozumienia, że w pomieszczeniu nie było też świeżych kwiatów i czekoladek. W dodatku kiedy jedna z okupantek chciała dosłownie na chwilę wyjść przed budynek, okazało się, że nie będzie mogła do niego powrócić. Nic dziwnego, że dziewczyny w ramach protestu zdecydowały się nie zjeść kolacji. Głodówka trwała stosunkowo krótko, ale wystarczająco długo, żeby złamać premiera. Do spotkania doszło w okupowanej kancelarii, pielęgniarki przedstawiły swoje żądania i wysłuchały wyjaśnień, po czym zakończyły głodówkę i opuściły przyczółek. Jakież musiało być zdziwienie Jarosława Kaczyńskiego, kiedy po wyjściu na świeże powietrze zauważył sześć kolejnych głodujących siostrzyczek i dowiedział się, że „Białe Miasteczko” będzie stało aż do chwili podpisania porozumienia z rządem.
Gdzie lekarz nie może, tam pielęgniarkę pośle. Jak wiadomo, biedactwa w kitlach domagają się zagwarantowania płacy minimalnej na poziomie 5 tys. zł dla lekarzy bez specjalizacji i 7,5 tys. zł dla lekarzy ze specjalizacją. Pielęgniarki chcą dostawać minimum 3 tys. zł., ale to one zostały oddelegowane na pierwszą linię frontu. Po pierwsze – bo kobiety, po drugie – bo łatwo dzięki nim przeprowadzić obrazowy szantażyk: – Nie popierasz protestu pielęgniarek? Zobaczymy, kto ci zmieni pampersa, kiedy na starość trafisz do szpitala…
Piękny argument, tyle że kasy w budżecie brak, a stawki proponowane przez protestujących wzięte jakby z kosmosu. No bo co na nie powiedzą takie, dajmy na to, nauczycielki? Nadal będą po cichu męczyć się z dzieciakami, dostając za to nieco ponad tysiąc zł.? A przecież na chłopski rozum powinny zarabiać dwa razy więcej niż pielęgniarki. Warunki pracy podobnie uciążliwe, a wykształcenie bez porównania wyższe. Szczerze mówiąc, powinny zarabiać tyle samo, co lekarze, ale ci ostatni potraktowaliby to pewnie jako policzek, bo oni są przecież po medycynie. Czy wobec tego nauczycielki powinny zacząć głodówkę?
Generalnie mam już serdecznie dość pielęgniarek i lekarzy, którzy kreują się na biedactwa w kitlach. Gdyby rzeczywiście nie mieli za co żyć, sprawę można by traktować poważnie. Ale oni nie biją się o życie, biją się o zagraniczne wakacje i nowe samochody. Średnia realna pensja lekarza bez specjalizacji wynosi dziś ok. 4 tys. zł., pielęgniarki (która zazwyczaj – jak nauczycielka – posiada godziwie zarabiającego męża) ok. 2 tys. zł. To mało? Nie starczy na jedzenie i na opał? Wolne żarty.
Kto chce poznać prawdziwą kondycję finansową lekarzy, niech przejdzie się pod którymś z luksusowych hoteli, w którym odbywają się słynne „szkolenia” pracowników służby zdrowia. Ściślej – niech rzuci okiem na hotelowy parking. Może wówczas zmieni zdanie na temat lekarskiej gehenny.
Przyzwyczajeni do brania łapówek lekarze są dziś najbardziej zdegenerowaną grupą zawodową, która całkowicie zapomniała o swojej misji społecznej. Domagając się natychmiastowego zrównania zarobków z płacami na Zachodzie, ludzie ci zachowują się jak rozkapryszone bachory, które mają gdzieś realia ekonomiczne i los reszty Polaków. Dowodzą, że poszli na medycynę po to, żeby się dorobić, a nie po to, żeby służyć chorym. Jeśli więc chcą wyjeżdżać za granicę – niech wyjeżdżają. Znajdą się następcy na Wschodzie. Jeśli chcą głodować – niech głodują. Przynajmniej trochę schudną.
A pielęgniarkom, które przy okazji lekarskich protestów postanowiły ubić własny interes, proponuję zachować minimum cierpliwości. Gdybym mógł, sam podniósłbym im pensję do 3 tys. zł. Oczywiście, pod warunkiem, że wcześniej znalazłbym dwukrotnie większe środki na podwyżki dla nauczycielek.
Gdzie lekarz nie może, tam pielęgniarkę pośle. Jak wiadomo, biedactwa w kitlach domagają się zagwarantowania płacy minimalnej na poziomie 5 tys. zł dla lekarzy bez specjalizacji i 7,5 tys. zł dla lekarzy ze specjalizacją. Pielęgniarki chcą dostawać minimum 3 tys. zł., ale to one zostały oddelegowane na pierwszą linię frontu. Po pierwsze – bo kobiety, po drugie – bo łatwo dzięki nim przeprowadzić obrazowy szantażyk: – Nie popierasz protestu pielęgniarek? Zobaczymy, kto ci zmieni pampersa, kiedy na starość trafisz do szpitala…
Piękny argument, tyle że kasy w budżecie brak, a stawki proponowane przez protestujących wzięte jakby z kosmosu. No bo co na nie powiedzą takie, dajmy na to, nauczycielki? Nadal będą po cichu męczyć się z dzieciakami, dostając za to nieco ponad tysiąc zł.? A przecież na chłopski rozum powinny zarabiać dwa razy więcej niż pielęgniarki. Warunki pracy podobnie uciążliwe, a wykształcenie bez porównania wyższe. Szczerze mówiąc, powinny zarabiać tyle samo, co lekarze, ale ci ostatni potraktowaliby to pewnie jako policzek, bo oni są przecież po medycynie. Czy wobec tego nauczycielki powinny zacząć głodówkę?
Generalnie mam już serdecznie dość pielęgniarek i lekarzy, którzy kreują się na biedactwa w kitlach. Gdyby rzeczywiście nie mieli za co żyć, sprawę można by traktować poważnie. Ale oni nie biją się o życie, biją się o zagraniczne wakacje i nowe samochody. Średnia realna pensja lekarza bez specjalizacji wynosi dziś ok. 4 tys. zł., pielęgniarki (która zazwyczaj – jak nauczycielka – posiada godziwie zarabiającego męża) ok. 2 tys. zł. To mało? Nie starczy na jedzenie i na opał? Wolne żarty.
Kto chce poznać prawdziwą kondycję finansową lekarzy, niech przejdzie się pod którymś z luksusowych hoteli, w którym odbywają się słynne „szkolenia” pracowników służby zdrowia. Ściślej – niech rzuci okiem na hotelowy parking. Może wówczas zmieni zdanie na temat lekarskiej gehenny.
Przyzwyczajeni do brania łapówek lekarze są dziś najbardziej zdegenerowaną grupą zawodową, która całkowicie zapomniała o swojej misji społecznej. Domagając się natychmiastowego zrównania zarobków z płacami na Zachodzie, ludzie ci zachowują się jak rozkapryszone bachory, które mają gdzieś realia ekonomiczne i los reszty Polaków. Dowodzą, że poszli na medycynę po to, żeby się dorobić, a nie po to, żeby służyć chorym. Jeśli więc chcą wyjeżdżać za granicę – niech wyjeżdżają. Znajdą się następcy na Wschodzie. Jeśli chcą głodować – niech głodują. Przynajmniej trochę schudną.
A pielęgniarkom, które przy okazji lekarskich protestów postanowiły ubić własny interes, proponuję zachować minimum cierpliwości. Gdybym mógł, sam podniósłbym im pensję do 3 tys. zł. Oczywiście, pod warunkiem, że wcześniej znalazłbym dwukrotnie większe środki na podwyżki dla nauczycielek.