Jeśli nie chcemy uchodzić na salonach za ludzi zacofanych, powinniśmy przyswoić sobie nową etykietę, która obowiązuje wśród miłośników postępu.
Podczas wykładu w Kijowie Aleksander Kwaśniewski nieprzypadkowo użył francuskiego terminu savoir-vivre w kontekście zdania, że „czas płynie szybciej, niż myślimy”. Zasady właściwego zachowania się w towarzystwie uległy bowiem w ostatnich latach prawdziwej rewolucji. Co było dobre dla naszych dziadków, dla nas bywa bezużyteczne, a nawet szkodliwe. Jeśli nie chcemy uchodzić na salonach za ludzi zacofanych, powinniśmy przyswoić sobie nową etykietę, która obowiązuje wśród miłośników postępu.
Lekcja pierwsza dotyczy wspomnianego wykładu w Kijowie. Kompletnie pijany Kwaśniewski spogląda mętnym wzrokiem na ukraińskie studentki, sylabizując kwestię: „Smatriet w głaza żeńszczinam absolutna nada”. Dawniej powiedzielibyśmy: menel. Dziś mówimy: mąż stanu, który najlepiej reprezentuje Polskę za granicą. I natychmiast dodajemy, że obecny prezydent i premier bełkoczą na trzeźwo.
Lekcja druga. Tomasz Lis w „Poranku” Radia Tok FM wulgarnie przedrzeźnia Joannę Lichocką, wydając z siebie dźwięki przypominające słynny „odgłos paszczowy” z filmu „Rejs”. Dawniej powiedzielibyśmy: cham. Dziś mówimy: człowiek z poczuciem humoru. I dodajemy, że grupa dziennikarzy, którzy stanęli w obronie koleżanki z „Rzeczpospolitej”, to „umysły pozbawione pewnej lekkości”.
Lekcja trzecia. Radek Sikorski mówi, że gdyby jego żona zrobiła mu to, co Nelly Rokita mężowi, to zmieniłby zamki w drzwiach. A następnie precyzuje w ostrych, żołnierskich słowach: „Znamy jakość i wartość Rokity, Jana Rokity, i do tej wartości Nelly Rokita ma się tak jak kreacja Chanel do torebki posłanki Szczypińskiej”. Dawniej powiedzielibyśmy: prostak. Dziś mówimy: brytyjski dżentelmen. I dodajemy, że ci, którzy widzą w tej wypowiedzi coś niestosownego, dążą do zamieniania żartów w awanturę.
Cóż, świat idzie naprzód i trzeba trzymać rękę na pulsie, żeby nie wypaść z salonu. Przyznam się jednak państwu, że mnie ta errata do savoir-vivre’u jakoś nie przekonuje. Najwyraźniej jestem niepoprawnym konserwatystą-zamordystą. W każdym razie po trzech lekcjach nowej etykiety myślę to samo, co wcześniej. Menel jest dla mnie menelem, cham chamem, a prostak prostakiem.
Lekcja pierwsza dotyczy wspomnianego wykładu w Kijowie. Kompletnie pijany Kwaśniewski spogląda mętnym wzrokiem na ukraińskie studentki, sylabizując kwestię: „Smatriet w głaza żeńszczinam absolutna nada”. Dawniej powiedzielibyśmy: menel. Dziś mówimy: mąż stanu, który najlepiej reprezentuje Polskę za granicą. I natychmiast dodajemy, że obecny prezydent i premier bełkoczą na trzeźwo.
Lekcja druga. Tomasz Lis w „Poranku” Radia Tok FM wulgarnie przedrzeźnia Joannę Lichocką, wydając z siebie dźwięki przypominające słynny „odgłos paszczowy” z filmu „Rejs”. Dawniej powiedzielibyśmy: cham. Dziś mówimy: człowiek z poczuciem humoru. I dodajemy, że grupa dziennikarzy, którzy stanęli w obronie koleżanki z „Rzeczpospolitej”, to „umysły pozbawione pewnej lekkości”.
Lekcja trzecia. Radek Sikorski mówi, że gdyby jego żona zrobiła mu to, co Nelly Rokita mężowi, to zmieniłby zamki w drzwiach. A następnie precyzuje w ostrych, żołnierskich słowach: „Znamy jakość i wartość Rokity, Jana Rokity, i do tej wartości Nelly Rokita ma się tak jak kreacja Chanel do torebki posłanki Szczypińskiej”. Dawniej powiedzielibyśmy: prostak. Dziś mówimy: brytyjski dżentelmen. I dodajemy, że ci, którzy widzą w tej wypowiedzi coś niestosownego, dążą do zamieniania żartów w awanturę.
Cóż, świat idzie naprzód i trzeba trzymać rękę na pulsie, żeby nie wypaść z salonu. Przyznam się jednak państwu, że mnie ta errata do savoir-vivre’u jakoś nie przekonuje. Najwyraźniej jestem niepoprawnym konserwatystą-zamordystą. W każdym razie po trzech lekcjach nowej etykiety myślę to samo, co wcześniej. Menel jest dla mnie menelem, cham chamem, a prostak prostakiem.