Jeśli nazwanie głowy państwa durniem i sugerowanie jej choroby psychicznej uchodzi bezkarnie, to znaczy, że zdrowy rozsądek przegrywa z politycznym zacietrzewieniem.
Prokuratura Okręgowa w Warszawie uznała, że wypowiedź Lecha Wałęsy: „Bo tego durnia mamy za prezydenta”, odnosząca się do Lecha Kaczyńskiego, była emocjonalna, ale nie znieważająca i nie nosiła cech przestępstwa. Śledczy stwierdzili, że Wałęsa to człowiek legenda, w związku z czym ma większe, niż reszta Polaków, prawo do wypowiadania podobnych ocen. Kancelaria Prezydenta natychmiast złożyła zażalenie na tę decyzję, domagając się ponownego zbadania sprawy. Prokuratura wprawdzie przekazała zażalenie do sądu, ale dodała do niego wniosek o podtrzymanie decyzji o umorzeniu sprawy.
W międzyczasie Wałęsa – jak to określają media – „przeprosił za swoje słowa”. – Jeśli ktokolwiek z rodaków poczuł się urażony, przepraszam za siebie i za polityków, którzy do takich stwierdzeń czasem zmuszają – zadeklarował historyczny przywódca „Solidarności”. To tak jakby wiejski awanturnik powiedział: „Przepraszam za Stacha, iż mnie tak wkurwił, że musiałem mu sztachetą pierdolnąć”.
Po decyzji prokuratury Wałęsa poczuł się jeszcze swobodniej. W rozmowie z reporterem Radia RMF FM przyznał, że nazwał Kaczyńskiego „durniem” z rozmysłem, bo zależało mu, by prezydenta zbadali lekarze. Kogo powinni zbadać lekarze, to kwestia dyskusyjna, ale jedno jest pewne: gburowate cwaniactwo cieszy się dzisiaj sporą popularnością.
„Jeden tam tylko jest porządny człowiek: prokurator, ale i on, prawdę mówiąc, świnia” – pisał w „Martwych duszach” Mikołaj Gogol. Jeśli nazwanie głowy państwa durniem i sugerowanie jej choroby psychicznej uchodzi bezkarnie, to znaczy, że zdrowy rozsądek przegrywa z politycznym zacietrzewieniem.
Do warszawskich prokuratorów mam tylko jednego newsa: jesteście, panowie, durnie jakich mało. Nadajecie się do pasania krów, a nie do prowadzenia dochodzeń. Na użytek przyszłego procesu informuję, że jest to wypowiedź skrajnie emocjonalna. Niestety, w odróżnieniu od Wałęsy nie jestem człowiekiem legendą, co – jak podejrzewam – z góry skazuje mnie na porażkę. Obowiązuje mnie bowiem prawo dla równych. Nie dla równiejszych.
W międzyczasie Wałęsa – jak to określają media – „przeprosił za swoje słowa”. – Jeśli ktokolwiek z rodaków poczuł się urażony, przepraszam za siebie i za polityków, którzy do takich stwierdzeń czasem zmuszają – zadeklarował historyczny przywódca „Solidarności”. To tak jakby wiejski awanturnik powiedział: „Przepraszam za Stacha, iż mnie tak wkurwił, że musiałem mu sztachetą pierdolnąć”.
Po decyzji prokuratury Wałęsa poczuł się jeszcze swobodniej. W rozmowie z reporterem Radia RMF FM przyznał, że nazwał Kaczyńskiego „durniem” z rozmysłem, bo zależało mu, by prezydenta zbadali lekarze. Kogo powinni zbadać lekarze, to kwestia dyskusyjna, ale jedno jest pewne: gburowate cwaniactwo cieszy się dzisiaj sporą popularnością.
„Jeden tam tylko jest porządny człowiek: prokurator, ale i on, prawdę mówiąc, świnia” – pisał w „Martwych duszach” Mikołaj Gogol. Jeśli nazwanie głowy państwa durniem i sugerowanie jej choroby psychicznej uchodzi bezkarnie, to znaczy, że zdrowy rozsądek przegrywa z politycznym zacietrzewieniem.
Do warszawskich prokuratorów mam tylko jednego newsa: jesteście, panowie, durnie jakich mało. Nadajecie się do pasania krów, a nie do prowadzenia dochodzeń. Na użytek przyszłego procesu informuję, że jest to wypowiedź skrajnie emocjonalna. Niestety, w odróżnieniu od Wałęsy nie jestem człowiekiem legendą, co – jak podejrzewam – z góry skazuje mnie na porażkę. Obowiązuje mnie bowiem prawo dla równych. Nie dla równiejszych.