Premier Donald Tusk jest zbulwersowany samobójstwem kolejnej osoby związanej z porwaniem i zamordowaniem Krzysztofa Olewnika – poinformował szef gabinetu premiera Sławomir Nowak.
Emocjom premiera nie ma się co dziwić. Jedno samobójstwo można wybaczyć. Drugie – z trudem – też. Ale trzecie z rzędu? Czy samobójca Robert Pazik zdaje sobie sprawę z konsekwencji swojego czynu? Czy nie słyszał, że Polacy chcą żyć w spokoju i z nadzieją patrzeć w przyszłość, a nie emocjonować się ściganiem bandytów, jak za rządów PiS-u. Sprawę zabójstwa Olewnika z wielkim trudem udało się zakończyć. Winnych osądzono, medialny szum stopniowo cichł. Premier skupił się na problemach naprawdę ważnych dla Polski, jak uczestnictwo w noworocznych meczach piłkarskich czy organizacja koncertu Beyonce, Eltona Johna i Tiny Turner za pieniądze podatników. Aż tu nagle trzeci kolejny skazaniec bezczelnie wiesza się w celi, narażając rząd na kłopoty. Opozycja już zaczęła się domagać dymisji ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ćwiąkalskiego, powołania sejmowej komisji śledczej i wyjaśnienia, czy za serią samobójstw nie kryją się potężni mocodawcy. Zamiast spokojnej wiosny znów będziemy mieli drążenie i jątrzenie. I komu to potrzebne?
O tym, że sprawa zabójstwa Olewnika jest nie na rękę politykom, wiemy od dawna. Podobnie jak o tym, że osądzenie bezpośrednich sprawców nie rozwiązało problemu. Każdy głupi rozumie, że trzy samobójstwa w celi to nie przypadek i że komuś bardzo zależy, aby prawda nie wyszła na jaw. Choćby przez szacunek dla rodziny zamordowanego tę sprawę należy wyjaśnić do końca. Jeśli zawodzą dotychczasowi śledczy, może trzeba przekazać akta prokuratorom z Wrocławia, znanym ze skuteczności w demaskowaniu piłkarskiej korupcji. Bo na razie zamiast realnych działań urzędników państwowych możemy obserwować ich niezadowolenie, że ktoś zakłóca im święty spokój. Niech więc drąży, kto ma drążyć, i niech jątrzy, kto ma jątrzyć. Seria samobójstw w celi świadczy o tym, że hipotetyczni mocodawcy wciąż nie czują się bezpiecznie. A jeśli tak, nadal istnieje szansa na dotarcie do prawdy. Aby ją wykorzystać, trzeba tylko trochę pasji, odwagi i przyzwoitości.
O tym, że sprawa zabójstwa Olewnika jest nie na rękę politykom, wiemy od dawna. Podobnie jak o tym, że osądzenie bezpośrednich sprawców nie rozwiązało problemu. Każdy głupi rozumie, że trzy samobójstwa w celi to nie przypadek i że komuś bardzo zależy, aby prawda nie wyszła na jaw. Choćby przez szacunek dla rodziny zamordowanego tę sprawę należy wyjaśnić do końca. Jeśli zawodzą dotychczasowi śledczy, może trzeba przekazać akta prokuratorom z Wrocławia, znanym ze skuteczności w demaskowaniu piłkarskiej korupcji. Bo na razie zamiast realnych działań urzędników państwowych możemy obserwować ich niezadowolenie, że ktoś zakłóca im święty spokój. Niech więc drąży, kto ma drążyć, i niech jątrzy, kto ma jątrzyć. Seria samobójstw w celi świadczy o tym, że hipotetyczni mocodawcy wciąż nie czują się bezpiecznie. A jeśli tak, nadal istnieje szansa na dotarcie do prawdy. Aby ją wykorzystać, trzeba tylko trochę pasji, odwagi i przyzwoitości.