Śledztwo ws. działania WSI

Śledztwo ws. działania WSI

Dodano:   /  Zmieniono: 
Prokuratura wojskowa wszczęła śledztwo w sprawie nieprzekazania przez Wojskowe Służby Informacyjne Instytutowi Pamięci Narodowej wszystkich dokumentów wojskowych służb specjalnych PRL - do czego były one ustawowo zobowiązane.
"O wszczęciu postępowania zdecydowały materiały przekazane przez komisję likwidacyjną WSI" - powiedział wiceszef Wojskowej Prokuratury Garnizonowej w Warszawie mjr Grzegorz Skrzypek. To właśnie likwidatorzy WSI zawiadomili prokuraturę o przestępstwie.

Prokurator dodał, że postępowanie ma też "inne ciekawe wątki", ale odmówił ich ujawnienia, powołując się na tajemnicę śledztwa. Nie wykluczył konieczności przesłuchania oficerów WSI.

Podstawą prawną śledztwa jest artykuł kodeksu karnego, mówiący o niedopełnieniu obowiązków funkcjonariusza publicznego - za co grozi do 3 lat więzienia. Z kolei ustawa o IPN przewiduje karę od pół roku do 8 lat więzienia dla tego, kto "będąc w posiadaniu dokumentów lub zapisu informacji podlegających przekazaniu Instytutowi (...), uchyla się od ich przekazania, utrudnia przekazanie lub je udaremnia".

Złożenie zawiadomienia ujawnili w listopadzie 2006 r. w wywiadzie dla "Wprost" szefowie komisji likwidacyjnej WSI. Jej wiceszef Piotr Woyciechowski mówił, że komisja zawiadomiła prokuraturę o popełnieniu przez szefów WSI przestępstwa ukrycia i nieprzekazania do IPN dokumentów wojskowych służb PRL (tysiąc jednostek archiwalnych). "Na dodatek IPN zrezygnował z przejęcia niektórych akt" - dodał szef komisji Sławomir Cenckiewicz. Według niego, IPN za czasów prezesa Leona Kieresa wykazał w kwestii tych akt "kompletną naiwność czy wręcz niekompetencję".

"Z kolei zbiór zastrzeżony (w IPN - PAP) stał się superskrytką, służącą do ukrywania przestępczej działalności wywiadu wojskowego PRL, w tym zbrodni oddziału 'Y'" - dodał Woyciechowski. Dziełem tego oddziału miała być m.in. afera FOZZ. Do zbioru zastrzeżonego trafiały tajne do dziś dokumenty służb specjalnych PRL (np. te, które dotyczą wciąż czynnych agentów). Dostęp do zbioru mają wyłącznie prezes IPN oraz upełnomocnieni przedstawiciele obecnych służb specjalnych.

Janusz Kurtyka, prezes IPN od końca 2005 r., wiele razy mówił o konieczności "przeglądu tego zbioru". W lutym 2006 r. Kurtyka ujawnił, że IPN ma "szereg wątpliwości" co do metod i sposobu przekazywania akt IPN przez WSI. "Czeka nas poważna dyskusja z WSI o zakresie archiwów ze zbioru zastrzeżonego" - mówił wtedy. W październiku 2005 r. kolegium IPN uznało po spotkaniu z ówczesnym szefem WSI gen. Markiem Dukaczewskim, że nie ma podstaw, by twierdzić, iż WSI nie przekazały IPN całości akt.

Przewodniczący kolegium IPN Sławomir Radoń ujawnił wówczas, że wątpliwości dotyczą tego, czy WSI przekazały kompletne materiały, bo niektóre przekazane akta nie miały np. ciągłej numeracji. WSI oświadczały, że nie jest prawdą, by niszczyły akta. Przyznały zaś, że szef WSI złożył do prokuratury zawiadomienie w sprawie nieprawidłowości "dotyczących przekazywania materiałów archiwalnych" z okresu przed objęciem funkcji szefa przez gen. Dukaczewskiego.

"Nie miałem sygnałów, by coś mogło nie być przekazane za moich czasów" - mówił ostatnio PAP Dukaczewski. Dodał, że zdarzało się, na co pozwala ustawa o IPN, że oryginały akt potrzebne w bieżącej działalności WSI pozostały w nich, a do IPN trafiły kopie. Podkreślił, że w teczkach założonych przez służby wojska po 1990 r. (nie podlegające przekazaniu do IPN) mogły się znaleźć pojedyncze akta z lat wcześniejszych - o czym uprzedzał Kieresa i kolegium IPN.

Od 2000 r. Instytut przejął ponad 80 kilometrów akt PRL, m.in. od służb specjalnych, prokuratur, wojska.

ab, pap