Reforma urojona

Dodano:   /  Zmieniono: 
"Ubezpieczenia" proponowane przez resort zdrowia są jak pigułka placebo: niczego co prawda nie wyleczą, ale przynajmniej pacjent (czyli społeczeństwo) będzie widział, że "coś" dostał. Gorzej, gdy zorientuje się, że zrobiono go w balona.
Taką inicjatywą koalicja rządząca z pewnością poprawi swe własne samopoczucie, bo będzie mogła wpisać do "CV" reformę - a że na ćwierć gwizdka, to już mniejsza z tym. Pytanie tylko, czy społeczeństwo da się tak oszukać? Lekarze raczej nie - już zapowiadają wznowienie protestów, bo widzą, że porządnej reformy (a więc i godziwych zarobków dla nich) w najbliższym czasie PiS nie przewiduje.

Koalicja niestety boi się elementów rynkowych i ma dziwny wstręt do "prywatnej inicjatywy". Dlatego proponuje reformę szczątkową, która ani nie będzie dużym zastrzykiem finansowym dla sektora, ani nie podniesie znacząco standardu i zakresu świadczeń. Tymczasem z badań wynika, że wielu Polaków byłoby skłonnych płacić miesięcznie znacznie większe składki - rzędu kilkudziesięciu albo wręcz stukilkudziesięciu złotych - by móc wówczas swobodnie wybrać szpital (nie tylko prywatny, ale i publiczny), nie czekać w kolejkach (które zaczęłyby się rozładowywać, gdyby pozwolono zadziałać rynkowi) i otrzymać nowsze leki w razie potrzeby. Resort zdrowia lekceważy tę grupę obywateli, proponując "urawniłowkę" z małymi wyjątkami w rodzaju wyboru lekarza i lepszej sali, co i dziś można załatwić mniej czy bardziej legalnie. Na dodatek składka, która nie uwzględnia oceny ryzyka ubezpieczonego - a więc np. tego, czy pali papierosy itp. - nie jest ubezpieczeniem z prawdziwego zdarzenia, a jedynie kolejnym parapodatkiem czy abonamentem.

Co gorsza, ministerialni spece z bożej łaski strzelają sobie samobójczą bramkę, bo przyznają pośrednio, że ich pomysł jest tak kiepski, że trzeba będzie stosować dodatkowe zachęty, by ludzie w ogóle z niego skorzystali. Na przykład dopłacanie z budżetu - bo tak należy rozumieć ulgę podatkową - które wypacza samą ideę dobrowolności dodatkowego ubezpieczenia. Bo co to za dobrowolna składka, na którą przymusowo będą zrzucać się wszyscy podatnicy? Dobrze, że chociaż ministerstwo finansów zachowuje trzeźwość umysłu i deklaruje, że o żadnej uldze nie może być mowy. W tej sytuacji minister Religa będzie mógł zawsze powiedzieć, że intencje miał szczere, ale nie wyszło, bo Gilowska nie pozwoliła. I będzie po staremu: operacja się "udała", pacjent zmarł, winnych błędu medycznego nie ukarano.