„Koncentrowałem się przede wszystkim na tym, żeby było dobrze i dużo, co mam nadzieję się udało. Nie przewidziałem natomiast, że pojawi się tylu chętnych. Trochę nas to przerosło w pierwszych godzinach. Później potroiliśmy liczbę kas (i kasjerek), co znacząco poprawiło sytuację” – pisze Arkadiusz Michalczuk z hurtowni na Woli. Książki sprzedawane są też dzisiaj.
Ludzie relacjonowali w sieci, jak wyglądała ich przygoda z próbą dostania się do hurtowni w celu nabycia książek. „Po godzinie i pięciu minutach spędzonych w kolejce końca niestety nie widać. A mówią że Polacy nie czytają książek”... – pisała autorka bloga You Made My Day.
Niektórzy ludzie przyjechali specjalnie do Warszawy aż z Białegostoku. „Warto było przyjechać aż z Białegostoku i stać w tej wielkiej kolejce, za książki warte prawie 800 złotych zapłaciłam 100 złotych” – pisze Natalia na facebookowym profilu akcji, zamieszczając zdjęcie swoich zdobyczy.
„Weszłyśmy z koleżanką po dziewiątej. Z plecakami, a w nich woda, kawa, kanapki, żel antybakteryjny i torby na zakupy – głównie niebieskie z IKEI. Dziki tłum. Nie było jak się ruszyć. Zator za zatorem. Podekscytowani ludzie przerzucali się okrzykami – a gdzie lektury są? Tutaj! Itd. Wszyscy jednak pozytywnie nastawieni, dzieciaki dopuszczane do stosów z książkami dla nich. W końcu spotkali się miłośnicy książek” – pisze natomiast Ula, która spędziła w magazynie aż pięć godzin.