Prokuratura chce dowodów od Geralda Birgfellnera. Nieoficjalnie mówi się też o próbie wyłudzenia

Prokuratura chce dowodów od Geralda Birgfellnera. Nieoficjalnie mówi się też o próbie wyłudzenia

Prokuratura, zdjęcie ilustracyjne
Prokuratura, zdjęcie ilustracyjne Źródło:Fotolia / Roman Motizov
O Geraldzie Birgfellnerze stało się głośno za sprawą „taśm Jarosława Kaczyńskiego”. Nowych informacji w sprawie austriackiego biznesmena dostarczyły publikacje „Rzeczpospolitej” i „Gazety Wyborczej”.

„Rzeczpospolita” przekazała, że Gerald Birgfellner podczas składania zawiadomienia o oszustwie dołączył setki stron dokumentów. Nie ma wśród nich dowodów na to, że podpisał umowy z wykonawcami, w tym z Kancelarią Baker McKenzie czy firmą HNP z Austrii. Prokuratura chce, by austriacki biznesmen dostarczył wspomniane dokumenty poświadczające, że dwie refaktury na kwotę 1,3 mln euro zostały wystawione z faktycznym poniesieniem kosztów przez Birgfellnera.

Z taśm wynika, że tego samego miał domagać się w rozmowie z biznesmenem.„RZ” przekazała, że prok. Renata Śpiewak z warszawskiej Prokuratury Okręgowej zażądała od Birgfellnera „wszelkich dokumentów potwierdzających faktyczne poniesienie kosztów związanych z realizacją planowanej inwestycji przy ul. Srebrnej 16 w Warszawie, a więc np. dowodów przelewu, opłaconych rachunków, dowodów wypłat".

Próba wyłudzenia?

Nieoficjalne informacje w sprawie przekazała „Gazeta Wyborcza”. Z niepotwierdzonych doniesień dziennika wynika, że  rozważa wszczęcie dochodzenie w sprawie próby wyłudzenia pieniędzy przez Birgfellnera. Prokuratura ma bazować na opiniach biegłych, którzy ocenili, że wartość pracy wykonanej przez austriackiego biznesmena jest dużo niższa niż kwota, jaką zażądał, czyli wspomniane 1,3 mln euro. „GW” podkreśla zarazem, że z taśm oraz dokumentów nie wynika, by ktokolwiek kwestionował wysokość honorarium, więc zarzut próby wyłudzenia mógłby być ciężki co przeforsowania.

– Wszczęcie śledztwa o oszustwo przeciwko Birgfellnerowi to byłby prawdziwy kosmos. Przecież nikt nie złożył zawiadomienia, że czuje się pokrzywdzony jego działaniami. Jeśli prokuratura zadziała z urzędu i zrobi to sama, to będzie znaczyło, że można przeforsować każdą, nawet najbardziej absurdalną koncepcję śledztwa, gdy jest zapotrzebowanie polityczne – powiedziała w rozmowie z dziennikiem prokurator, która poprosiła o anonimowość.

Kim jest Gerald Birgfellner?

W rozmowie z 27 lipca 2018 roku udział wzięli Jarosław Kaczyński, jego brat cioteczny Grzegorz Tomaszewski, Gerald Birgfellner i jego wspólniczka, pełniąca jednocześnie rolę tłumaczki, dotyczy zawieszenia projektu budowy biurowca. Birgfellner jest z pochodzenia Austriakiem. To deweloper, który działa w Polsce oraz w Czechach. W rozmowach jest nazywany Gerym. Od 6 czerwca do 2017 r, do 11 licpa 2018 r. był prezesem spółki celowej Nuneaton powołanej przez Srebrną do realizacji inwestycji w stolicy. Prywatnie jest spowinowacony z prezesem PiS – jest zięciem Jana Marii Tomaszewskiego, brata ciotecznego Jarosława Kaczyńskiego. To właśnie on miał zostać wykonawcą projektu Srebrna Tower (lub K-Tower od nazwiska prezesa PiS). Jak podaje „Gazeta Wyborcza”, z pomocą prawników Romana Giertycha i Jacka Dubois złożył zawiadomienie do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa przez prezesa PiS.

O czym jest nagrana rozmowa?

Jak podaje „Gazeta Wyborcza”, na warszawskiej działce, na której w latach 90. uwłaszczyło się środowisko Porozumienia Centrum (dawnej partii Jarosława Kaczyńskiego) spółka Srebrna chciała wybudować 190-metrowy biurowiec. Za przygotowanie inwestycji miała być odpowiedzialna firma Austriaka Geralda Birgfellnera, który ma rodzinne powiązania z prezesem PiS. W biurowcu mają powstać m.in. hotel, apartamenty oraz siedziba fundacji Instytutu im. Lecha Kaczyńskiego. Wartość inwestycji miała wynieść ok. 300 mln euro, czyli około 1,3 mld zł. W rozmowach przewija się m.in. wątek zysków, jakie fundacja mogłaby mieć z wynajmu powierzchni biurowej. Według „Gazety Wyborczej” w inwestycji miał pomóc bank Pekao SA, którego prezesem jest Michał Krupiński. Z ustaleń dziennikarzy wynika, że bank wyraził zgodę na finansowanie inwestycji przez firmy Birgfellnera a kwota widniejąca na dokumentach bankowych to 15,5 mln euro. Z kolei w dokumentach Instytutu im. Lecha Kaczyńskiego pojawia się informacja, że bank wydał zgodę także na kredytowanie całej inwestycji do 300 mln euro. W oświadczeniu przesłanym dziennikarzom bank zaprzeczył, jakoby miał kredytować te inwestycje.

Czytaj też:
Bielan o Kaczyńskim: Słynie z dystansu do siebie. Bawią go memy

Źródło: Rzeczpospolita / Gazeta Wyborcza