Radziwiłł krytykuje medyków biorących L4. Jako kontrprzykład podaje Stanisława Karczewskiego z PiS

Radziwiłł krytykuje medyków biorących L4. Jako kontrprzykład podaje Stanisława Karczewskiego z PiS

Konstanty Radziwiłł i Stanisław Karczewski
Konstanty Radziwiłł i Stanisław Karczewski Źródło: Twitter
Były minister zdrowia Konstanty Radziwiłł w rozmowie z TVN24 poruszył temat lekarzy i pielęgniarek, którzy wezwani do pracy w placówkach z zakażonymi pacjentami szli na urlop zdrowotny. Wspomniał też o swoim koledze z PiS, który mimo możliwości uniknięcia pracy w szpitalu, zgłosił się na ochotnika.

Był minister, a obecny wojewoda mazowiecki opowiadał w telewizji o lekarzach unikających stawienia się na froncie walki z koronawirusem. – Zwolnienie lekarskie zaczyna się w dosłownie tym samym momencie, gdy dostali powołanie. Mam uzasadnione powody do tego, żeby podejrzewać, że coś tu nie gra – mówił. Powołał się na wicedyrektora szpitala w Grójcu, mówiąc o tym, że „ci ludzie po prostu uciekają na zwolnienia”. Stwierdził, że jest to podwójny problem: samego unikania wezwań oraz dodatkowego faktu wystawiania zwolnień.

Konstanty Radziwiłł przypomniał, że każdy lekarz i pielęgniarka może spodziewać się konieczności podjęcia „nadzwyczajnych obowiązków, w sytuacji, która tego wymaga”. Podkreślił, że część lekarzy, która wyjątkowo ma prawo w takiej sytuacji odmówić, wzięła na swoje barki trud walki z koronawirusem. – I przykładem takiej osoby jest pan marszałek Stanisław Karczewski, który jako jeden z pierwszych poprosił mnie, żebym skierował go do takiej pracy, jak będzie taka okazja. I choć ma więcej niż 60 lat i jest wicemarszałkiem, to skierowałem go. Nie odwołał się, poszedł do tej pracy i pełnił obowiązki – mówił Radziwiłł.

O tym, jak wyglądało wspomniane pełnienie obowiązków przez wicemarszałka Karczewskiego, pisaliśmy pod koniec marca.

Czytaj też:
„Sieci” robią z Karczewskiego bohatera walki z epidemią. „Moja praca głównie polegała na rozmowach”
Czytaj też:
Prof. Simon: Najgorzej będzie na przełomie kwietnia i maja. Będziemy musieli wybierać, kogo leczyć