Prof. Dobroczyński o postawie wobec imigrantów: Świat się wali. Przypominamy stado wieprzy

Prof. Dobroczyński o postawie wobec imigrantów: Świat się wali. Przypominamy stado wieprzy

Prof. Bartłomiej Dobroczyński
Prof. Bartłomiej Dobroczyński
Jak to się dzieje, że naród, który twierdzi, że jest chrześcijański, wytępił w sobie wszystkie odruchy uważane za chrześcijańskie? Gdzie jest pokorne serce, „daj chleb”, „nakarm obcego”? Przypominamy stado wieprzy, w które zostały wrzucone wszystkie demony, i one biegną by utopić się w jeziorze – mówi prof. Bartłomiej Dobroczyński, kierownik Zakładu Psychologii Ogólnej UJ.

Wprost: Jak dziś ma odnaleźć się ktoś, komu kryzys humanitarny rozgrywający się na polsko-białoruskiej granicy nie pozwala spać?

Prof. Bartłomiej Dobroczyński: Jako ktoś, kto jest profesorem na Uniwersytecie Jagiellońskim, 40 lat uczy, ktoś kto jest po sześćdziesiątce, mam wrażenie, że coś złego się z nami stało. Z nami – społeczeństwem, nami-obywatelami, Polkami, Polakami. W związku z tym coraz bardziej przenika mnie poczucie bezsilności i zawstydzenia. Ono wyraźnie objawia się w sytuacji, o której mówimy, ale właściwie towarzyszy mi od wielu lat.

Mam bowiem coraz wyraźniejszą świadomość, że bardzo wiele rzeczy dla mnie ważnych, związanych z moim wyobrażeniem tego, na czym polega człowieczeństwo, wrażliwość, etyka, rozmija się z rzeczywistością. Zaczyna brakować mi słów, nie wiem, jak zwracać się do ludzi, skoro wszystkie wcześniejsze sposoby argumentowania zawiodły.

Moje poczucie bezsilności bierze się z obserwowania tych wszystkich procesów, które dzieją się w przestrzeni publicznej, choćby na stylu polityka-religia.

Mam po prostu wrażenie, że cokolwiek by się nie powiedziało, jakkolwiek nie argumentowało, sięgało po wartości z kręgu nauki, szeroko rozumianej humanistyki, praw człowieka, religii, to i tak żyjemy w takim świecie, czasie, momencie, że każda z tych rzeczy może zostać podważona, wyśmiana, uznana za ideologię, uznana za diagnozę krojoną na zamówienie polityczne. I w tym sensie, w głębi duszy mam pokusę, by wycofać się z publicznych wypowiedzi, bo nie widzę żadnego ich efektu.

Smutna refleksja, ale jednak pan ze mną rozmawia.

Mamy do czynienia z podważaniem prawa, nauki, wszystkich możliwych autorytetów, przy czym przez autorytet nie rozumiem kogoś, komu musimy wierzyć bez zastrzeżeń, a pewną kulturę komunikacji i współpracy – jak zorganizowana nauka czy systemy prawne – która dba o to, by coś funkcjonowało najlepiej, jak się da. Od pewnego czasu żyjemy w świecie, w rzeczywistości, gdzie nie ma już argumentów, które można by uznać za optymalne, a więc takie, które muszą przeważyć, bo są racjonalne, oparte na dostępnej wiedzy empirycznej, na najlepszych możliwych intencjach.

Świat nam się steatralizował do tego stopnia, że dziś mamy wypowiedzi przeciwko wypowiedziom, słowa przeciwko słowom.

Wiem, że to co mówię może zostać uznane za abstrakcyjne formuły, które udowadniają, że nie jestem w stanie wziąć się za rogi z tematem imigrantów na polskiej granicy. Ale to właśnie pokazuje moją bezsilność. Nie wiem, co mam powiedzieć, bo nie wiem, co w rzeczywistości się tam dzieje. Proszę zwrócić uwagę na fakt, że dzisiejszy obieg informacji, to jak można nimi manipulować, to wszystko sprawia, że pani może mi zadać dowolne pytanie, a ja mogę odpowiedzieć: „Nie wiem, bo mnie tam nie było”.

Dziś nie ma bezinteresownych informacji. Nawet prognoza pogody jest dziś interesowna.

Artykuł został opublikowany w 38/2021 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.