Ujawniamy: Horror w pilskim szpitalu. Nocne koszmary, płacz, wizyty u psychiatrów, próba samobójcza. „Zajechali dziewczynę”

Ujawniamy: Horror w pilskim szpitalu. Nocne koszmary, płacz, wizyty u psychiatrów, próba samobójcza. „Zajechali dziewczynę”

Szpital Specjalistyczny w Pile
Szpital Specjalistyczny w Pile Źródło: WPROST.pl / Piotr Barejka
Wymioty przed pracą, wizyty u psychiatrów, silne leki. Wezwania do dyrekcji, po których pracownicy wychodzą z płaczem. Krzyki, ciągłe pretensje i pogoń za zyskiem, który ma zostać osiągnięty jak najtańszą siłą roboczą. Tak pracownicy szpitala w Pile opisują rzeczywistość w placówce. Dyrekcja uważa jednak, że większość problemów, o których mowa, nie istnieje.

Była naczelna pielęgniarka: Cała dyrekcja ma zero szacunku do pracowników. Nie mogłam brać odpowiedzialności za życie drugiego człowieka, gdy widziałam, jak działa dyrekcja.

Obecna pracownica: Słyszymy cały czas, że w Pile ludzie są leniwi, nic nie potrafią, nie chcą się uczyć, co jest bzdurą. Jak myślę, że gorzej być nie może, to słyszę pukanie w dno od spodu. Wymiotowałam przed pracą, od pół roku nie mogę spać bez myśli o szpitalu.

Była naczelna pielęgniarka: Dyrekcja uważa, że szpital to korporacja, gdzie wystarczy zrobić wynik dodatni. Nie liczy się drugi człowiek. Chcą osiągnąć cel jak najtańszą siłą roboczą.

Pielęgniarka: Zrezygnowało wielu cennych i doświadczonych pracowników. Ci, którzy odeszli, są naznaczeni, że byli nieudolni i głupi. Ich sprawy nie ujrzały światła dziennego, bo byli zbyt zmęczeni psychicznie, żeby o tym mówić.

Była salowa: Psychika tak mi siadła, że nie dawałam rady. Miałam zwolnienie od psychiatry, przestałam sypiać, brałam leki. Trzy miesiące dochodziłam do siebie.

Obecni pracownicy boją się mówić o tym, co dzieje się w szpitalu. Tłumaczą, że Piła jest mała, trudno o inną pracę, a dyrekcja nie da im spokoju. Mimo wszystko część z nich przerwała milczenie. Opowiadają o koleżance, która próbowała popełnić samobójstwo. O łamaniu ich praw, kłamstwach i bezwzględniej pogoni za zyskiem, który osiąga się kosztem personelu.

„Po prostu zajechali dziewczynę”

Szpitalem wstrząsnęła historia jednej z pracownic, nazwijmy ją K., która próbowała się zabić. K. pracowała w jednym z działów administracyjnych, skąd odchodziły kolejne osoby. Pracownicy opowiadają, że była wzywana przez dyrekcję, zostawała w szpitalu po godzinach. W analizach, które przygotowywała, ciągle miało się coś nie zgadzać. K. próbowała popełnić samobójstwo, ale pracownicy mieli usłyszeć od dyrekcji, że to wcale nie przez pracę. Tylko przez to, że K. miała ciężko w domu. Pracownicy w to nie wierzą.

– Po prostu zajechali dziewczynę – słyszymy.

Ostatecznie K. trafiła do zakładu psychiatrycznego. Do pracy już nie wróciła.

Wieloletni pracownicy mówią, że tak źle, jak za obecnej dyrekcji, nie było w szpitalu nigdy. Opowiadają o wizytach u psychiatrów i silnych lekach. O bezsenności. Jest też historia M., która pracowała jako sekretarka medyczna. W pewnym momencie dyrektor miał ją poprosić, żeby pomogła kadrom, gdzie siedziała nad górami dokumentów. Pracownicy wspominają, że odliczała dni, kiedy wróci na swój oddział. Ale później przerzucano ją na kolejne oddziały. M. była samotną matką, wychowywała dwójkę dzieci. Potrzebowała pracy w Pile. Dlatego gdy kończyła jej się umowa, poszła do dyrektora poprosić, żeby ją przedłużył.

– Dyrektor powiedział, że dał jej szansę w kadrach, której nie wykorzystała – mówi jedna z pracownic. – To przykład, jak się traktuje ludzi. Nie było żadnego powodu, żeby nie przedłużać z nią umowy. Dziewczyna naprawdę ogarniała, wszyscy byli z niej zadowoleni.
Cały artykuł dostępny jest w 32/2022 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.