Śmiertelnie ugodził nożem 5-latka. Nie trafi do zwykłego aresztu

Śmiertelnie ugodził nożem 5-latka. Nie trafi do zwykłego aresztu

Dodano:   /  Zmieniono: 
Prokuratorzy, zdjęcie ilustracyjne
Prokuratorzy, zdjęcie ilustracyjne Źródło:PAP / Tomasz Gzell
Prokuratura przekazała nowe informacje w sprawie Zbysława C., który miał śmiertelnie ugodzić nożem 5-latka na poznańskim Łazarzu. Biegli wydali opinię dotyczącą przyszłości podejrzanego.

Tragedia rozegrała się na poznańskim Łazarzu 18 października. Tego dnia Zbysław C. zaatakował nożem 5-letniego Maurycego. Chłopiec zmarł, a 71-latek usłyszał zarzut zabójstwa. Podczas przesłuchania miał płakać. Choć zdarzenie widzieli świadkowie, a jeden z nich nawet obezwładnił sprawcę, to mężczyzna nie przyznaje się do winy.

Od tego czasu prokuratura czekała na kompleksową opinię psychiatryczno-psychologiczną. Dlatego Zbysław C. przebywał w areszcie na oddziale szpitalnym. We wtorek przekazano, że w opinii biegłych, 71-latek był niepoczytalny w chwili popełniania zbrodni.

Tragedia w Poznaniu. Zbysław C. był niepoczytalny

– Prokuratura musi jeszcze zakończyć pewne czynności procesowe i zostanie skierowany odpowiedni wniosek do sądu już po zamknięciu śledztwa, ale wniosek tej opinii determinuje nasze dalsze działania procesowe – powiedział rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Poznaniu prok. Łukasz Wawrzyniak.

Biegli ocenili, że podejrzany nie może trafić do zwykłego aresztu, ale musi zostać umieszczony w zamkniętym zakładzie psychiatrycznym.

Po tragedii zaczęły pojawiać się doniesienia, że Zbysław C. już wcześniej zachowywał się niepokojąco. Według śledczych przed atakiem na 5-latka mężczyzna zaczepiał ekspedientkę w jednym z okolicznych sklepów i przypadkowego przechodnia. Z relacji sąsiadów mężczyzny wynikało, że jego zachowanie wzbudzało niepokój co najmniej dwa dni przed tragedią. Wszystko wskazuje również na to, że chłopiec był przypadkową ofiarą Zbysława C.

Chwilę po ataku karetka przetransportowała chłopca do szpitala im. Karola Jonschera. Dr n. med. Marcin Gładki, szef oddziału kardiochirurgii dziecięcej, na który trafił 5-latek, w rozmowie z „Gazetą Wyborczą” opowiedział o walce lekarzy o życie chłopca. – Zanim otworzyłem klatkę piersiową, zobaczyłem na jego skórze dwa duże ukłucia. To nie były draśnięcia, ale silne, zadane z premedytacją pchnięcia nożem – opisywał.

Opracował:
Źródło: WPROST.pl / PAP