"Premier mnie szantażował"

"Premier mnie szantażował"

Dodano:   /  Zmieniono: 
Fot. J. Marczewski/Wprost 
Posłanka PO Julia Pitera mówiła w środę w TVN24, że gdy była warszawską radną zadzwonił do niej Jarosław Kaczyński i powiedział, że jeżeli poprze absolutorium dla ówczesnego prezydenta stolicy Lecha Kaczyńskiego, wówczas zostanie wycofana apelacja w sprawie wygranego przez Piterę procesu dotyczącego jej mieszkania.

"Zarzucam szantaż Jarosławowi Kaczyńskiemu" - podkreśliła posłanka.

Jak mówiła Pitera, tzw. układ warszawski "w zemście za to, co z nimi zrobiła", stworzył tzw. aferę mieszkaniową, dotyczącą jej mieszkania.

"Wiedząc o tym, że nie mam możliwości bronienia się w normalnym trybie, oddałam sprawę do wyjaśnienia przed sądem cywilnym. Sprawę tę wygrałam w pierwszej instancji. Już kiedy Lech Kaczyński był prezydentem stolicy została złożona apelacja do sądu przez miasto stołeczne Warszawa z jego upoważnienia" - relacjonowała.

"W kwietniu miała się zebrać Rada Miasta Stołecznego Warszawy, żeby głosować absolutorium dla Lecha Kaczyńskiego. Ja dostałam telefon od bardzo ważnej persony z PiS-u, że jeżeli poprę absolutorium dla Lecha Kaczyńskiego w Warszawie wówczas zostanie wycofana apelacja w mojej sprawie z sądu" - oświadczyła.

Dopytywana, kto jest tą bardzo ważną osobą z PiS-u, Pitera odpowiedziała, że to premier.

"Tak. Jarosław Kaczyński osobiście do mnie zadzwonił, żeby powiedzieć, że jeżeli poprę absolutorium dla Lecha Kaczyńskiego - ponieważ to był jedyny głos - który brakował" wówczas zostanie wycofana apelacja - podkreśliła Pitera. "Ja byłam wstrząśnięta" - dodała.

Według Pitery, był to kwiecień 2004 lub 2005 r. "Musiałabym sprawdzić" - zaznaczyła.

"Czyli premier panią zaszantażował?" - dopytywał dziennikarz.

"Jeszcze nie był premierem. Był szefem partii. Ja wówczas zostałam wstrząśnięta, naprawdę wstrząśnięta, nie byłam w stanie mówić. Poszłam (...) na posiedzenie Rady Miasta Stołecznego Warszawy i okazało się, że wszyscy radni o tym doskonale wiedzą, że został kupiony głos radnej Pitery. Ja wówczas zagłosowałam wyraźnie przeciw, aczkolwiek miałam zamiar się wstrzymać, żeby się od tego odciąć" - podkreśliła posłanka.

"To było bardzo tak ładnie powiedziane, bo to powiedziane było: +wiesz Julia, ja nie wiedziałem, myśmy nie wiedzieli, że została apelacja złożona do sądu. Wiesz, my ją oczywiście wycofamy, ale wiesz, no rozumiesz, no musisz poprzeć...+" - relacjonowała swoją rozmowę z J.Kaczyńskim Pitera.

Na pytanie co zmieniłby jeden głos odpowiedziała: "Brakowało jednego głosu do poparcia absolutorium. Jednego głosu. Ja byłam jednym, jedynym głosem, który ważył w tej sprawie i wtedy zwrócono się o pomoc do tzw. układu warszawskiego i głosami układu warszawskiego za różnego rodzaju wpisy do budżetu to absolutorium zostało uchwalone" - mówiła Pitera.

"Ja się nie odzywam do pana premiera od tamtego czasu, ponieważ uważam, że człowiek, który mówi o standardach i robi tego typu rzeczy w stosunku do kogoś, kogo zna tyle lat i zna jego kręgosłup moralny, jest rzeczą niedopuszczalną" - podkreśliła.

Pytana, czy jest gotowa na proces w trybie wyborczym, odparła, że tak. Na pytanie, jakie ma dowody odpowiedziała: "Dwoje świadków, ponieważ nie byłam sama"

"Są również świadkowie w Radzie Warszawy ówczesnej. Ludzie, którzy doskonale wiedzieli, ponieważ rozmaici funkcjonariusze PiS- u w Radzie Warszawy tę informację powtarzali" - dodała posłanka.

ab, tvn24, pap